- Trzy resorty przygotowały projekt zmian, które mają pomóc walczyć z piratami drogowymi
- Propozycja przewiduje m.in. wprowadzenie pojęcia "zabójstwa drogowego", a także surowsze kary dla piratów drogowych
- Część proponowanych zmian już teraz budzi obawy prawników, którzy uważają, że niektóre zapisy są zbyt precyzyjne, a część zmian w ogóle nie przyniesie spodziewanego efektu
Trzy resorty — Sprawiedliwości, Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Infrastruktury — przygotowały projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw, który ma na celu poprawę bezpieczeństwa na drogach. Ten trafił już do konsultacji społecznych, a jego celem jest walka z tzw. piratami drogowymi oraz eliminowanie z dróg recydywistów, którzy łamią sądowe zakazy prowadzenia pojazdów.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoWyścigi to nie tylko chęć najszybszego pokonania określonego odcinka
Jedną z najważniejszych zmian, które mogą pojawić się w polskim systemie prawnym, jest wprowadzenie pojęcia "zabójstwa drogowego". Serwis rp.pl wyjaśnia, że ma to być kwalifikowana nowa postać wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Pojęcie to odnosiłoby się do przypadków, gdy śmierć innej osoby lub ciężki uszczerbek na jej zdrowiu byłyby spowodowane przez sprawcę, który uczestniczył w nielegalnym wyścigu, znacząco przekroczył dopuszczalną prędkość lub spowodował wypadek w okresie obowiązywania zakazu prowadzenia pojazdów. W tych sytuacjach kara wynosiłaby od roku więzienia do 10 lat, a nie jak przy "zwykłym" wypadku, w którym czyjaś śmierć lub ciężki uszczerbek na zdrowiu skutkują karą od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
Okazuje się, że wątpliwości ekspertów budzi już sama definicja nielegalnego wyścigu. Serwis rp.pl przywołuje opinię dr. Grzegorza Bogdana z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który uważa, że przepis skonstruowany jest poprawnie, ale ma zastrzeżenia do opisania wyścigu jako najszybszego pokonania "określonego" odcinka drogi. Zgodnie z projektem nielegalny wyścig to odbywająca się bez zezwolenia "rywalizacja kierujących co najmniej dwoma pojazdami mechanicznymi w ruchu lądowym, z zamiarem pokonania określonego odcinka drogi w jak najkrótszym czasie i z naruszeniem zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym".
Uzasadnienie wskazuje, że projektodawcy chcą penalizować wszelkie wyścigi, w tym te improwizowane. Jak zauważa cytowany przez rp.pl dr Bogdan, to częste zachowanie, które polega na tym, że przypadkowi kierowcy, np. stojący na czerwonym świetle, dają sobie jakiś znak i zaczynają się ścigać w ruchu ulicznym. Rzecz w tym, że celem wcale nie musi być najszybsze pokonanie określonego odcinka, lecz moment, gdy jeden z kierowców uzna, że przegrał wyścig. Co więcej, proponowana definicja wyklucza również przypadki, w których celem jest uzyskanie przewagi na starcie.
- Przeczytaj także: Policja wzięła pod lupę kierowców szybkich aut. Wystawiono 340 mandatów na ponad 120 tys. zł
Drift "nie stanowi takiego zagrożenia jak wyścigi samochodowe"
Wątpliwości prawników dotyczą także driftowania, które w zależności od kontekstu będzie traktowane jak przestępstwo lub wykroczenie. Z pierwszym przypadkiem mamy mieć do czynienia, gdy drift jest elementem nielegalnego zgromadzenia, np. zawodów w driftowaniu. Pozostałe przypadki driftu na drogach publicznych mają być wykroczeniem zagrożonym grzywną w wysokości 1,5 tys. zł lub nawet 2,5 tys. zł, jeśli driftujący kierowca stworzy zagrożenie w ruchu drogowym.
Prof. Andrzej Sakowicz z Uniwersytetu w Białymstoku twierdzi, że drift powinien cały czas być traktowany jako wykroczenie, "ponieważ nie stanowi takiego zagrożenia dla bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego jak wyścigi samochodowe". Serwis rp.pl przypomina, że nawet w przypadku driftu jako wykroczenia konsekwencje mogą być surowe, bo ten zostanie objęty tzw. recydywą. A to oznacza, że grzywny dla drifterów mogą sięgnąć odpowiednio 3 i 5 tys. zł.
Ustawodawca nie może pełnić roli sędziego
Prof. Sakowicz nie szczędzi słów krytyki także karom przewidzianym za łamanie zakazu prowadzenia pojazdów. Projekt przewiduje, że w przypadku naruszenia zakazu sąd będzie obligatoryjnie orzekał dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów oraz minimalne świadczenie pieniężne w wysokości 10 tys. zł, a dodatkowo będzie mógł orzec przepadek pojazdu. Zdaniem prof. Sakowicza tak skonstruowane przepisy pozbawiają sędziów faktycznej możliwości orzekania o winie i o karze w odniesieniu do okoliczności konkretnego zdarzenia.
W ocenie prof. Sakowicza proponowane przepisy cechuje populizm oraz wiara, że surowe kary zmienią rzeczywistość. Zdaniem profesora tak się nie stanie i już w niedalekiej przyszłości należałoby ponownie zaostrzać kary. Wyjściem z sytuacji jest natomiast prewencja, pozwalająca szybko wykrywać, czy dana osoba nie jest objęta zakazem, a także większa liczba patroli policji na drogach i edukacja w zakresie bezpieczeństwa.