Urzędy wojewódzkie, ministerstwa, GITD, a także mniej znane instytucje kupują samochody. Ogłoszono przetarg na różne pojazdy – od małych aut segmentu B przez kompakty, auta klasy średniej aż do limuzyny klasy E.

Z przetargami na samochody jest tak, że choć w teorii dostawcą pojazdów może być diler prawie każdej marki, to jednak w praktyce zamawiający ma konkretną wizję: podobają mu się auta marki X albo Y lub też lubi określonego dostawcę i tak opisuje przedmiot pożądania w warunkach zamówienia (SIWZ), że na placu boju zostają modele preferowanych marek.

Tym razem mniejsza o marki i modele, ciekawsze jest to, czego urzędnicy administracji rządowej oczekują od aut, które kupują przecież za nasze – podatników – pieniądze. A oczekują najwyraźniej nie tylko narzędzia do pracy, lecz także, a może przede wszystkim – luksusu.

Wprawdzie w przypadku większości aut przy wyborze oferty cena ma pierwszorzędne znaczenie (67 proc., jednak po wcześniejszym ustaleniu warunków progowych), to już wyposażenie dodatkowe jest ważne w 20 proc. lub więcej, a np. zużycie paliwa – 3 proc.

I tak, auta segmentu D, które kupią urzędnicy, podzielono na dwie grupy – skromniejszą i bogatszą. Wersja uboga (dla Ministerstwa Rodziny, GITD, Głównego Inspektoratu Weterynarii, Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Sprawiedliwości, które bierze też auta z puli bardziej „wypasionej”, Urzędu Patentowego, urzędów wojewódzkich i in.) ma mieć minimum 170 KM, biksenonowe lub ledowe reflektory, czujniki parkowania z przodu i z tyłu oraz tempomat, a już automatyczna skrzynia biegów to mile widziana opcja, podobnie jak: 4-strefowa klima, automatyczne parkowanie, kamera cofania, adaptacyjny tempomat itp.

Odbiorcy bogatszych aut (Ministerstwo Sprawiedliwości, Małopolski Urząd Wojewódzki, Ministerstwo Edukacji Narodowej, Urząd Komunikacji Elektronicznej) mają mieć lepiej: diesel i co najmniej 190 KM, „automat”, napęd 4x4, a z wyposażenia obowiązkowego – fabryczna nawigacja z mapą Europy, regulowane zawieszenie, system rozpoznawania znaków drogowych, a opcjonalnie też skórzaną tapicerkę, biksenony, niezależne ogrzewanie sterowane pilotem itp. (w tym przypadku rządzi dodatkowy „wypas”: ma 35-proc. wpływ na wybór oferty, podczas gdy zużycie paliwa – 3 proc., a emisja spalin – tylko 2 proc.).

Najlepiej uhonorowano w przetargu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które zamierza kupić limuzynę klasy E. Nawigacja i podgrzewane fotele będą w standardzie, ale minister Gliński (to chyba dla niego auto, nieprawdaż?) liczy też na wentylowaną tapicerkę skórzaną. I to nie będzie „Bizancjum”, tylko gwarancja kulturalnych warunków podróżowania.

Naszym zdaniem - władza ceni komfort

Nowe samochody dla urzędników mają być przede wszystkim szybkie i wygodne. Powstaje pytanie: gdzie kończy się walka z „dziadowskim państwem”, a zaczyna „Bizancjum” i rozpasanie władzy?