• W latach 50. zachwycano się atomem i jego możliwościami
  • Widziano w nim remedium na problemy energetyczne ludzkości
  • Poważnie myślano nad zastosowaniem napędu atomowego także w samochodach
  • Jednym z najbardziej widowiskowych modeli koncepcyjnych tego typu był Ford Nucleon
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

W latach 50. XX wieku, gdy Zimna wojna w zasadzie dopiero się rozpoczynała, świat wkroczył w erę atomową. I to z zachwytem. Pomimo tego, że zdawano sobie sprawę z zagrożenia, jakie stwarzała wizja wojny jądrowej, w atomie widziano także nadzieję na niemal nieskończone, tanie źródło energii. Całkiem słusznie zresztą, co widać choćby po liczbie elektrowni jądrowych, działających dziś na całym świecie i wytwarzanej przez nie ogromnych ilościach energii.

W latach 50. XX wieku nie do końca zdawano sobie jednak sprawę z tego, jakich środków ostrożności wymaga ten rodzaj energii. Podchodzono do niej bardzo, ale to bardzo optymistycznie. Wierzono, że rozwiąże ona całkowicie nasze problemy z niedoborem energii. Pojawiały się wtedy pomysły na zasilanie reaktorami jądrowymi w zasadzie wszystkiego — pociągów, samolotów, okrętów i statków, a nawet samochodów. Niektóre z nich udało się nawet zrealizować. Jedne z mniejszymi, inne z większymi sukcesami. Atomowe samoloty zrealizowano, i to zarówno w USA, jak i w ZSRR — eksperymentalnie, ale jednak.

Znacznie lepsze efekty udało się uzyskać w przypadku konstrukcji pływających. W 1955 r. Stany Zjednoczone zwodowały pierwszy na świecie, wcielony do służby podwodny okręt atomowy. USS Nautilus czerpał energię z siłowni czerpiącej energię z przebiegającej w reaktorze atomowym reakcji łańcuchowej. Dzięki temu rodzajowi napędu okręt ten jako pierwszy na świecie przepłynął pod biegunem północnym. Jądrowa siłownia wykazała się przy tym wieloma zaletami — była znacznie cichsza, niż stosowany wcześniej napęd dieslowski, dzięki czemu okręt był trudniejszy do wykrycia, i w odróżnieniu od silników spalinowych mogła napędzać jednostkę także pod wodą. W praktyce zdolność okrętu do operowania pod wodą można było liczyć w miesiącach, a nie w godzinach. Ograniczała ją jedynie wytrzymałość załogi do przebywania w zamknięciu, bo generowaną przez reaktor energię można było wykorzystać także do wytwarzania na miejscu wody pitnej i oczyszczania powietrza. Jeden z marynarzy żartował nawet, że może zostać pod wodą, dopóty na pokładzie nie skończy się kawa.

Na fali optymizmu, podsycanego przez niewątpliwe zalety napędu jądrowego rozważano więc także użycie go do napędu znacznie mniejszych konstrukcji takich, jak samochody. Z dzisiejszego punktu widzenie to niedorzeczne, ale w latach 50. konstruktorom wydawało się, że w przyszłości uda się skonstruować reaktory jeszcze mniejsze, niż te umieszczane w siłowniach okrętów atomowych. Przewidywano także, że koszt paliwa do nich spadnie do poziomu, który dostępny będzie dla przeciętnego obywatela.

W 1958 r. Ford pokazał światu samochód (a właściwie model, i to w skali 3:8) atomowy, zaprojektowany przez Jima Powersa, późniejszego projektanta 3. generacji Forda Thunderbirda . Nazywał się Nucleon i wg twórców miał mieć zasięg 5000 mil (nieco ponad 8000 km) bez tankowania, a w zasadzie bez uzupełniania paliwa. W konstrukcji mocno teoretyzowano i zakładano technologie, które jeszcze wtedy nie istniały, a więc wspomniane już miniaturowe reaktory i tanie paliwo jądrowe.

Samochód miał (po przeliczeniu wymiarów modelu) 5080 mm długości, 1966 mm szerokości i tylko 1052 mm wysokości. Pomimo że, było to całkiem spore auto, jego rozstaw osi wynosił jedynie 1763 mm. Niewielka kabina zamocowana była niemal w całości jeszcze przed przednią osią. Za to cała tylna część przewidziana była na napęd. Nietypowa konstrukcja wynikała najprawdopodobniej z tego, że konstruktorzy Forda zdawali sobie sprawę z tego, że reaktor, nawet w zminiaturyzowanej postaci będzie jednak bardzo ciężkim podzespołem.

Choć nie skonstruowany, miałby on działać na takiej samej zasadzie, jak ma to miejsce w opisanym wcześniej podwodnym okręcie atomowym — reaktor atomowy z paliwem uranowym, miałby generować energię wykorzystywaną do produkcji przegrzanej pary wodnej, która z kolei napędzałaby dwie turbiny. Jedna z nich miała bezpośrednio napędzać Nucleona, a druga produkować energię elektryczną, niezbędną do zasilania urządzeń pokładowych. Wszystko to miałoby gwarantować wysoki komfort użytkowania — ciszę, ogromny zasięg i zerową emisję spalin.

W koncepcie Forda uwzględniono także kwestię uzupełniania paliwa. Reaktor miałby być wymieniany na nową jednostkę na atomowych "stacjach paliw". Co więcej, sugerowano, że klient mógłby wtedy wybierać pomiędzy różnymi typami reaktorów — od sportowych do oszczędzających energię.

Ford Nucleon był koncepcją, w ogromnej mierze opartą o teoretyczne założenia i technologie, które jeszcze nie istniały, i co dobrze widać, nie powstały do dziś, a przede wszystkim zabiegiem marketingowym, który miał firmę pokazać jako tą, która nie boi się wyzwań i śmiało spogląda w przyszłość. To akurat udało się jej świetnie — w końcu o Nucleonie piszemy nadal, mimo że od jego zaprezentowania minęło już ponad 60 lat. Dziś model Nucleona można oglądać w Henry Ford Museum w Dearborn w stanie Michigan.