- Wbrew pozorom zgodę na przekazywanie danych przez auto podpisuje się nie w salonie przy zakupie auta, a podczas zawierania umowy przez internet (umowa na usługi online)
- Dane o sposobie użytkowania samochodu trafiają nie tylko do producentów aut, ale także partnerów, takich jak Google, czy do dostawców danych o korkach
- Producenci samochodów zastrzegają, że nasze dane mogą trafić także do organów ścigania
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Tak szumnie zapowiadany ogranicznik prędkości ISA stanie się obowiązkowy w nowo homologowanych samochodach już w przyszłym roku. Układ ISA, czyli po prostu brzęczyk (tak przynajmniej wynika z informacji europejskiej organizacji ds. spraw transportu - ETSC), przypominający o przekroczeniu dozwolonej prędkości, nie będzie jedynym dodatkiem, jaki pojawi się w autach. Producenci samochodów zostali bowiem zobligowani także do gromadzenia danych o stanie pracy nowego układu. Odnotowana zostanie także każda próba wyłączenia ogranicznika (kierowca może bowiem wyłączyć funkcję ostrzegania przed każdą podróżą). Na tym nie koniec.
Według zapowiedzi ETSC wraz z wprowadzeniem nowej funkcji do dyscyplinowania kierowców producenci samochodów będą gromadzić dane, a następnie w zanonimizowanej formie przekazywać je unijnym regulatorom. Wszystko po to, by po dwóch latach od wejścia przepisów w życie ocenić skuteczność poszczególnych rozwiązań. Nie jest bowiem tajemnicą, że w niektórych samochodach dość zaawansowany układ ISA już jest stosowany. Najłatwiej o to rozwiązanie w modelach marek premium (m.in. Jaguar, Mercedes czy Volvo), które dzięki aktywnym tempomatom potrafią nie tylko utrzymać zadaną prędkość i odstęp, ale także wyhamować po rozpoznaniu określonego znaku drogowego.
Oczywiście, dane o tym, jak działają układy ISA i czy kierowcy często je wyłączają to nie wszystko, co trafia do producentów aut. Od dawna wiele samochodów służy jako źródło informacji o korkach (wystarczą dane o lokalizacji, kierunku jazdy i prędkości) czy ostrzeżeń o lokalnych zagrożeniach (dzięki usłudze Car2X pojazdy mogą się informować o śliskiej nawierzchni, kiepskiej pogodzie czy wypadkach drogowych). Zewnętrzne kamery służą do monitorowania miejsc parkingowych (dane przekazywane są na bieżąco do odpowiedniego serwisu online). W przypadku Tesli można także liczyć na dane z wewnętrznych kamer (funkcja ochrony przed kradzieżą). Do statystyki o użytkowaniu aut włącza się nawet takie informacje jak sterowanie podparciem lędźwi (z tego powodu Tesla uznała, że można wycofać opcję sterowania w fotelu pasażera, gdyż jest rzadko używana). Na potrzeby układu automatycznego wzywania pomocy w razie wypadku przesyła się także komunikaty o liczbie przewożonych osób.
Zgodę łatwo wyrazić jednym kliknięciem
Oczywiście, gromadzenie stosownych informacji wymaga zgody nabywcy pojazdu. Tę zaś wyrażamy w chwili, gdy zakładamy konto użytkownika w internetowym serwisie producenta samochodu. Zapewne mało kto czyta dostarczone regulaminy i jedynie od razu klika ikonę potwierdzenia, by jak najszybciej aktywować konto i dostępne usługi. Otwartą kwestią pozostaje, czy po zaznajomieniu się z regulaminem tak ochoczo zaakceptowalibyśmy wszystkie postanowienia. Przyjrzeliśmy się przykładowym regulaminom BMW Connected Drive i Skody Connect.
W regulaminie Skody Connect (w przypadku innych marek jest podobnie) znajdziemy np. zapisy o przesyłaniu przez pojazd danych o naszej lokalizacji do Google'a (dane trafiają na serwery w USA) oraz Skody Auto. Prócz nich auto przekazuje także informacje (zależnie od funkcji z jakiej korzystamy) o wybranym języku pokładowego menu, nagrane pliki poleceń głosowych, informacje o kierunku i prędkości jazdy, datę i godzinę przejazdu, czas trwania podróży, średnią prędkość, pokonaną odległość, średnie zużycie paliwa, miejsce postoju oraz informacje o stanie technicznym samochodu. W BMW wskazano także m.in. dane z czujników radarowych, ultradźwiękowych, gestów, mowy i innych). Po co to wszystko? Bez wysyłki danych nie można byłoby skorzystać z różnych usług online. Nie dziwi zatem stosowna adnotacja w regulaminie:
Podobny zapis stosuje także BMW w swoim regulaminie. Inni producenci także korzystają ze zbliżonych regulacji.
Producent auta, Google, serwery w USA
Wbrew pozorom dane trafiają nie tylko do producenta auta czy dostawców takich jak Google. Na liście odbiorców znajdują się także inni partnerzy. W przypadku Skody są to wyszczególnione w regulaminie "spółki należące do grupy Volkswagen, dostawcy mobilnych usług online Skoda Connect, sieć dystrybucji (np. importerzy, dealerzy, partnerzy serwisowi)". Firma zastrzega, że dane osobowe mogą zostać także przekazane na żądanie władz. W regulaminie czytamy: "Państwa dane osobowe mogą zostać przekazane na żądanie organów władzy, w szczególności sądom, Policji Republiki Czeskiej oraz innym organom ścigania w zakresie wymaganym i dozwolonym przez prawo".
Oczywiście, ze wspomnianej umowy można się wycofać, a dane powinny zostać usunięte po upływie okresu wskazanego w regulaminie (Skoda przyjmuje 6 miesięcy, a BMW - 4 tygodnie na osobowe, rok na dane umowne i 10 lat na dane finansowe). Trudno jednak przeoczyć dość istotne zastrzeżenie:
Cóż zatem pozostaje? Jeśli nie możemy się obejść bez wygodnego sterowania głosowego, obsługi gestami, informacji o korkach czy wyszukiwarki adresów oraz zdalnej kontroli auta przez aplikację w smartfonie, wówczas trzeba zaakceptować regulamin. Warto jednak dokładnie przeczytać go w wolnej chwili.