Początkowo zdziwienie budził fakt, że Rosjanie zostawiają pełno swojego sprzętu. Nie były to też pułapki. Np. czołg, który stoi sobie na środku pola. Później okazało się, że porzucone pojazdy nie mają paliwa lub żołnierze po prostu uciekają przed Ukraińcami. To bardzo drogi sprzęt, który jest oddawany za darmo broniącym się Ukraińcom.

Tym razem trafiło na Pancyra-S1, który został zbudowany na podwoziu Kamaza-6560. Ważniejsze jest jednak uzbrojenie tego wozu. To system, w którego skład wchodzą dwie dwulufowe armaty automatyczne kalibru 30 mm i 12 przeciwlotniczych pocisków rakietowych. To cenny wóz dla Ukraińców dosłownie i w przenośni. Jeśli oni go przejmą, ukraińskie samoloty mogą czuć się bezpieczniej, a sama wartość tego sprzętu w wersji eksportowej to około 20 mln dolarów. Trzeba jednak zaznaczyć, że wersje eksportowe zazwyczaj są nieco gorsze niż sprzęt krajowy, a ten tutaj to właśnie sprzęt krajowy.

Ukraińcy raczej go nie użyją

Uspokoję jednak nieco radość tych, którzy myślą, że teraz ukraińska armia będzie go używała przeciwko Rosjanom. Raczej tak się nie stanie. Wojskowe pojazdy są bardziej skomplikowane niż pojazdy cywilne, wystarczy zobaczyć instrukcję obsługi pojazdu opancerzonego czy czołgu. Oczywiście, po odpowiednim przeszkoleniu bez problemu żołnierz mógłby Pancyra użyć, jednak Rosjanie raczej nie zostawiają instrukcji obsługi pojazdu w środku. Zrozumienie działania całego systemu może potrwać kilka miesięcy, ponadto pozostaje jeszcze kwestia amunicji — jeśli jej nie ma, to nie ma czym strzelać.

Tak więc Pancyr-S1 jest raczej trofeum po wystraszonych Rosjanach i na tę chwilę jest bezużyteczny podczas działań wojennych. Jedyne co mogą z nim robić Ukraińcy, to nim jeździć. Co nie znaczy, że za jakiś czas nie będą w stanie zrobić z niego pożytku. Rozpracowywanie Pancyra zapewne już trwa.