• Kariera Goszcza rozpoczęła się przypadkiem — na ulicy wypatrzył go właściciel agencji modeli. Jego urodę docenili jurorzy konkursu "Twarz Roku"
  • Aktor stał się rozpoznawalny po roli w serialu "Adam i Ewa". Dla nastolatek stał się idolem.
  • Goszcz zginął w wypadku 24 stycznia 2003 r. Prowadząc Lancię Lybrę, jechał zbyt brawurowo, i zderzył się czołowo z Fordem Escortem
  • Inni uczestnicy wypadku, Radosław Pazura i Filip Siejka, wspominali po latach wypadek. "Waldek nie był zbyt dobrym kierowcą" — przyznał Siejka
  • Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu

Waldemar Goszcz urodził się 14 grudnia 1973 r. w Wolbórzu (woj. łódzkie). Jego kariera zaczęła się przypadkiem — na początku lat 90. na ulicy wypatrzył go właściciel renomowanej agencji modeli. Jako 19-latek wygrał konkurs "Twarz Roku", co otworzyło mu drzwi do wybiegów słynnych projektantów i świata reklam telewizyjnych.

Goszcz stawał się coraz bardziej rozpoznawalny i dostał angaż do emitowanego od 2000 r. serialu "Adam i Ewa". Produkcja okazała się hitem Polsatu.

Rola Adama Rozdrażewskiego zrobiła z Goszcza bożyszcze nastolatek, a media czasami nazyło go "polskim Jamesem Deanem". Później okazało się, że z amerykańskim aktorem łączyła go nie tylko uroda, ale też sposób śmierci.

Aktor miał wiele, by stać się jednym z czołowych aktorów w kraju, ale jego karierę i życie przerwał wypadek na drodze krajowej nr 7.

24 stycznia 2003 r. Goszcz wsiadł za kierownicę Lancii Lybry. Na miejscach pasażerów usiedli aktor Radosław Pazura, młodszy brat Cezarego, i producent muzyczny Filip Siejka. Na wysokości Ostródy przed Miłomłynem Goszcz zaczął wyprzedzać busa. Droga była wąska, a z naprzeciwka jechał Ford Escort. Aktor nie zdążył wrócić na swój pas i auta zderzyły się czołowo.

Kierujący aktor zginął na miejscu. Obrażenia były na tyle poważne, że trudno było zidentyfikować jego ciało. Na miejscu zdarzenia policjanci i świadkowie przyznali, że do wypadku doprowadziła brawura kierowcy. Dziennikwschodni.pl informował, że Lancia w chwili zderzenia jechała z prędkością 150 km na godz.

Wypadku można było uniknąć. "Waldek nie był zbyt dobrym kierowcą"

Pazura siedział na miejscu pasażera z tyłu. "Podobno tuż po wypadku byłem przytomny i wszystko kojarzyłem. Nie pamiętam, bo byłem w szoku, mózg wszystko wyciął. Mój stan był określany jako niezły, poważny, ale stabilny. Problemy zaczęły się później" — mówił w rozmowie z "VIVĄ!".

Trafił do szpitala ze złamaną nogą i poważnym urazem płuc. Podpięty do respiratora spędził w szpitalu cztery miesiące, po których czekała go jeszcze półroczna rekonwalescencja. "Po wypadku groziło mi kalectwo. Lekarze nie wykluczali, że do końca życia będę na wózku inwalidzkim. Gdyby nie to, że tuż po przywiezieniu mnie do szpitala zapadła decyzja o szybkiej operacji, to dziś pewnie nie chodziłbym o własnych siłach" — opisywał.

Wypadek pamięta za to Filip Siejka, który siedział z przodu. — Waldek nie był zbyt dobrym kierowcą. Z reguły, kiedy razem jeździliśmy, to ja prowadziłem. Ale wtedy akurat tak się niefortunnie złożyło, że to on zasiadł za kierownicą. Kilka minut przed wypadkiem ustaliliśmy, że go zaraz zmienię i z tego właśnie względu odpiąłem pasy. Uratowało mi to życie, bo gdybym był zapięty, prawdopodobnie nie miałbym szansy przeżyć. Samochód był cały zmiażdżony — mówił kompozytor w rozmowie z Onetem.

Goszcz przeklinał swój samochód. "Żałował, że w ogóle go kupił"

Waldemara Goszcza pochowano w rodzinnym Wolbórzu. Aktorka Katarzyna Chrzanowska, z którą grał zakochaną parę w "Adamie i Ewie", nie mogła pogodzić się ze stratą. "Nie mogę się pozbierać, bo straciłam w nim wielkiego przyjaciela. Widziałam Gońka tydzień przed śmiercią. Przeklinał wtedy swój samochód. Żałował, że w ogóle go kupił. Wydał na niego mnóstwo pieniędzy, a w ostatnim czasie nie miał stałej pracy (...) Goniek za wszelką cenę chciał być aktorem. Bolało go, że traktowano go jak amatora. Po jego śmierci — jak na ironię — wszystkie media trąbią, że zginął aktor Waldemar Goszcz. To okrutne i niesprawiedliwe. Znałam go dość dobrze i wiem, że nie był żadnym gwiazdorem. Tak naprawdę był człowiekiem zagubionym, bezbronnym jak dziecko" — cytuje Chrzanowską serwis dziennikwschodni.pl.