Co będzie dalej? Jeśli rząd nie wprowadzi w życie radykalnych działań, prawdopodobnie branża wpadnie w jeszcze większe kłopoty, a tysiące ludzi straci pracę.

Polska ma stosunkowo długie tradycje w dziedzinie motoryzacji. Od wielu lat inwestują u nas światowi giganci z tej branży, tacy jak Toyota, General Motors, Fiat, Volkswagen czy MAN. Dlatego też przemysł motoryzacyjny jest jedną z ważnych gałęzi polskiej gospodarki. Niestety brak koniunktury i ogólnoświatowy kryzys finansowy bardzo mocno odbija się na kondycji tej branży.

Sektor motoryzacyjny w Polsce do niedawna był bardzo obiecujący. Rosnąca produkcja samochodów (w tym roku miał paść rekord - ponad 1 mln sztuk) i części, zwiększający się eksport gotowych wyrobów na rynki Europy Zachodniej i liczne inwestycje zagranicznych inwestorów w naszym kraju, nastrajały pozytywnie, nawet pomimo porażek w przyciąganiu wielkich inwestorów (m.in. fabryka Mercedesów klasy A i B), którzy przyczyniliby się do wzmocnienia znaczenia Polski w tej części europejskiego rynku motoryzacyjnego. Szybko okazało się jednak, jak słabe i zależne od zmian na świecie są regionalne rynki. Kryzys finansowy jaki dotknął przede wszystkim Stany Zjednoczone, szybko wpłynął na kondycję największych producentów branży motoryzacyjnej. Problemy takich koncernów jak GM, Chrysler czy Ford przełożyły się na znaczne pogorszenie sytuacji w Europie.

W Polsce panuje raczej przekonanie, że auto trzeba mieć na własność, więc raczej kupujemy samochody za gotówkę, niż korzystamy z leasingu czy kredytu. Z kolei w krajach bardziej rozwiniętych więcej ludzi korzysta z tego typu mechanizmów. Niestety w przypadku załamania gospodarczego, którego skutkiem jest ograniczenie zaufania banków, dużo trudniej otrzymać pożyczkę. Skutkuje to bezpośrednio dużo mniejszym zainteresowaniem nowymi autami. Trudności w uzyskaniu kredytów są zatem jedną z głównych przyczyn gwałtownego spadku sprzedaży nowych aut (w listopadzie ten na kontynencie był o ponad 17% gorszy niż miesiąc wcześniej). Taka sytuacja oznacza dla polskiego przemysłu ograniczenie produkcji i cięcie kosztów (niestety aż blisko 97% naszych wyrobów trafia na eksport). Zarówno duże koncerny, jak i mniejsi dostawcy muszą dostosować podaż do popytu, dlatego w ostatnich miesiącach wiele fabryk (m.in. gliwicki Opel) było zmuszonych do nawet kilkunastodniowych przerw w produkcji.

Od początku roku polski przemysł miał dużo wyższe tempo produkcji niż w ubiegłym roku (w lipcu odnotowano aż 43% wzrost w stosunku do 2007 roku). Pozwalało to na optymistyczne prognozy dotyczące poziomu produkcji na koniec roku (zapowiadano przekroczenie 1 mln sztuk nowych aut). Niestety druga połowa roku okazała się dla branży dużo gorsza. Ze względu na sytuację na europejskich rynkach, produkcja mocno wyhamowała (w listopadzie odnotowano ponad 17% spadek w stosunku do października i aż 27% w porównaniu z listopadem 2007). Pomimo wszystko prawdopodobne jest jeszcze osiągnięcie magicznego pułapu 1 mln samochodów, wszystko jednak zależy od wyniku grudniowego.

Wygląda jednak na to, że sytuacja w branży nie prędko się poprawi, a to oznacza kolejne, już bardziej drastyczne kroki. Przede wszystkim chodzi o redukcję zatrudnienia. Na początek ten problem dotknął pracowników tymczasowych, jednak szykują się już także zwolnienia grupowe. Redukcję etatów zapowiedział m.in. poznański Volkswagen, gliwicki Opel (700 osób), oba zakłady MAN-a (łącznie około 450 osób), a także część dostawców, m.in. Wabco (290 osób), International Automotive Components Group (240 osób) i Inter Groclin. To tylko kilka przykładów, a niestety takich przedsiębiorstw jest więcej. Jeśli nic się nie zmieni, to w polskiej motoryzacji, tak jak i w innych krajach, pracę stracą tysiące osób.

Przemysł motoryzacyjny potrzebuje pomocy, radykalnych działań, które pomogą firmom przetrwać ciężki okres, ale przede wszystkim działań mających na celu napędzenie koniunktury. Rządy wielu państw (m.in. USA i Niemiec) rozważają pomoc finansową dla koncernów (dostanie ją wielka trójka z Detroit, czyli GM, Chrysler i Ford), jednak należałoby także umożliwić łatwiejszy zakup samochodów. W tym celu Unia Europejska zachęca do obniżania podatków od samochodów, niestety Polska chce pójść w innym kierunku. Podjęto decyzję o podniesieniu akcyzy (o 5%) na samochody z silnikami o pojemności powyżej 2 litrów. Działanie to zostało już skrytykowane przez Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego. Dodatkowe obciążenie fiskalne spowoduje zapewne wzrost cen aut (nie tylko tych z dużymi silnikami, bo producenci raczej nie pozwolą na zbyt dużą różnicę w cenie tego samego modelu z różnymi silnikami).

Przyszłoroczne prognozy dla europejskiego rynku motoryzacyjnego nie są zbyt optymistyczne, dlatego też już teraz polski rząd powinien wprowadzić plan pomocy dla branży. Według zapowiedzi Ministerstwa Gospodarki, jeszcze w tym miesiącu poznamy pierwsze działania, a pozostałe zostaną przedstawione na początku przyszłego roku. W grę wchodzi zarówno możliwość m.in. bezpośredniego wspierania zatrudnienia u producentów aut, jak i rozwiązania pobudzające popyt na samochody (np. promocja leasingu).