Wystarczyła awaria sygnalizacji świetlnej, żeby sparaliżować jedno z większych Warszawskich skrzyżowań. Zdjęcia z kompletnie zablokowanego węzła wrzucili do sieci właściciele funpage'a „Mordor na Domaniewskiej” nazywając go „warszawskim Tetrisem”. Nazwa okazała się bardzo adekwatna, bo fotografia opatrzona takim tytułem w viralowym wręcz tempie obiegła całą Polskę. Zainteresowali się nią nawet kandydaci na stanowisko prezydenta Warszawy, zwołując specjalne konferencję i obiecując wymianę starej i zawodnej sygnalizacji oraz budowę kolejnych linii metra.

Na osławionej fotografii widać, jak wpychające się na skrzyżowanie samochody zablokowały kompletnie przejazd, tworząc istny Węzeł gordyjski. Niestety, świadczy to tylko o naszej kulturze na drodze. O podobne widoki trudno w innych krajach Europy Zachodniej, ale przypomina za to częsty widok z miast zatłoczonej Azji. Problem w tym, że Azjaci, w przeciwieństwie do Polaków, doskonale radzą sobie w takim chaosie komunikacyjnym.

Zdjęciem zajęli się także dziennikarze TVN-u, którzy do analizy sytuacji poprosili rzecznika prasowego Policji. Mariusz Ciarka skwitował całą sytuację sierdzeniem, że w takich momentach kierowcy zapominają o zasadach, jakich nauczyli się na egzaminach. Trudno jednak w to uwierzyć, bo te zasady są dość proste – jeśli sygnalizacja przestaje działać, pierwszeństwo na skrzyżowaniu wyznaczają znaki poziomie i pionowe, jeśli i tych nie ma, to obowiązuje tzw. reguła prawej ręki, czyli pierwszeństwo ma auto z prawej strony. Trzeba jednak też pamiętać, że jeśli ruchem na skrzyżowaniu zaczyna kierować policjant, to jego komendy są ważniejsze niż znaki i sygnalizacja świetlna. I na koniec jedna z ważniejszych, w takich sytuacjach, zasada, że absolutnie zabronione jest wjeżdżanie na skrzyżowanie, jeśli nie da się go opuścić. Drodzy policjanci, może czas, aby zacząć egzekwować ten przepis?