• Pierwszy prototyp wycieraczek przednich szyb powstał już w 1903 r., ale nikt nie chciał podjąć się ich produkcji
  • W okresie boomu motoryzacyjnego wycieraczki były najczęściej udoskonalanym przez wynalazców amatorów elementem samochodu
  • Robert Kearns stworzył czasowy mechanizm wycieraczek, który został bezprawnie wykorzystany przez wielkie koncerny. Na walkę o swój majątek poświęcił życie

Wycieraczki samochodowe zawdzięczamy, oczywiście, Amerykanom. Opowieść o tym wynalazku zaczyna się zimą 1902 r. Wówczas Mary Anderson (1866-1953) postanowiła wybrać się do Nowego Jorku za pieniądze odziedziczone w spadku po ciotce. Nie miała swojego auta, więc miasto zwiedzała, jeżdżąc tramwajem. I wtedy... trafił ją szlag! Ale nie dlatego, że musiała korzystać z transportu publicznego. Irytujący był dla niej tylko moment, w którym motorniczy wpuszczał do wnętrza chłód, uchylając okienko, by przetrzeć ręką zaśnieżoną szybę.

Prototyp wycieraczek

Wpadła więc na pomysł, aby nad przednią szybą zamontować drewnianą listwę z gumą, którą wprawiałaby w ruch dźwignia umieszczona w kabinie motorniczego. Po kilku nieudanych podejściach, w końcu miała gotowy projekt mechanizmu i nazwała go "urządzeniem do czyszczenia szyb".

10 listopada 1903 r. dostała z urzędu patentowego list poświadczający przyznanie jej praw do tego wynalazku. Co może być zaskakujące dla dzisiejszych kierowców, żadna z firm, do których się odezwała, nie była zainteresowana produkcją, twierdząc, że "wynalazek ten nie przedstawia odpowiedniej wartości komercyjnej, która uzasadniałaby zaangażowanie się w jego sprzedaż".

Co było dalej? W 1920 r. patent przyznany Mary Anderson wygasł i już po dwóch latach Cadillac, jako pierwszy producent na świecie, zaczął seryjnie montować wycieraczki w swoich samochodach. W ślad za nim podążyły wkrótce inne firmy. Jak się okazało, pomysł Anderson jednak miał "wartość komercyjną", ale nowojorska turystka nie odniosła z tego tytułu żadnych korzyści.

Polski wątek

W latach 20. i 30. powstawało coraz więcej samochodów, lecz wycieraczki wciąż trzeba było obsługiwać ręcznie, manipulując dźwignią umieszczoną w kokpicie. Stały się jednak na tyle pożądanym elementem wyposażenia, że wiele osób podejmowało próbę stworzenia własnego mechanizmu. "Wycieraczki są najczęściej udoskonalanym elementem samochodu przez wynalazców amatorów" – można było przeczytać w prasie.

I wtedy pojawia się w tej historii polski wątek, który wprowadza postać Józefa Hofmanna (1876-1957). To polski... pianista. Po przybyciu do USA, mając zaledwie 11 lat, w dziesięć tygodni dał aż 52 koncerty fortepianowe. Zachwycona publiczność i zdumieni dziennikarze mówili o nim "Nowy Mozart". Trasę koncertową przerwano jednak ze względu na protesty osób sprzeciwiających się wyzyskiwaniu dzieci.

Hofmanna wziął wówczas pod swoje finansowe skrzydła filantrop, który zapewnił mu stypendium. Ba, nawet niejedno, bo młody pianista dostał wystarczająco dużo środków, żeby nie tylko pogłębiać swoje umiejętności muzyczne, ale też zacząć studiować nauki ścisłe. Od tego była już prosta droga do tworzenia wynalazków. Jakich? Hofmann ma na swoim koncie patenty m.in. na zegar elektryczny, łódź motorową, zderzaki sprężynowe i pneumatyczne amortyzatory. Łącznie zgłosił do urzędu ponad 70 projektów!

Co ważne z perspektywy tego artykułu, opracował też mechanizm samobieżnych wycieraczek. Do stworzenia go zainspirował się... ruchem wahadłowym taktomierza. Wynalazek na tyle spodobał się osobom decyzyjnym w Fordzie, że zdecydowali się zamontować go na swój koszt w prywatnym samochodzie muzyka – Fordzie T.

Inspiracja naturą i wielka kradzież

Samodzielnie działające wycieraczki zawdzięczamy zatem muzyce. Niestety, choć były one dużą nowością, miały jedną wadę, która doprowadzała do szewskiej pasji Roberta Kearnsa (1927-2005). Chodziło o ich monotonny, stały ruch – mogły być tylko włączone lub wyłączone.

Ale czy na pewno? W końcu nasze naturalne "wycieraczki", jakimi są powieki, nie pracują non stop, a spełniają swoją funkcję. Zainspirowany tym odkryciem Kearns zasiadł przy biurku i opracował mechanizm, który uruchamiał wycieraczki co kilka sekund. W 1964 r. udał się ze swoim wynalazkiem do urzędu patentowego, a potem do Forda, bo był to pierwszy producent, który przyszedł mu na myśl. Nic dziwnego, prywatnie jeździł bowiem Fordem Galaxie (nie mylić z Galaxy!).

Inżynierowie nie mogli przestać się zachwycać, ale Ford ostatecznie nie zdecydował się na zakup patentu. Tu w zasadzie historia wynalazku Kearnsa mogłaby się skończyć, ale w 1976 r. ze zdumieniem odkrył, że amerykańska marka bezprawnie korzysta z jego rozwiązania. Ba, po krótkim dochodzeniu wyszło na jaw, że także inni producenci stosują w swoich autach mechanizm jego autorstwa.

Robert Kearns wstąpił więc na drogę sądową, pozywając wielkie koncerny (dokładnie 27 producentów), o kradzież jego patentu. Domagał się za to bajońskiego odszkodowania – przykładowo Chrysler miał mu zapłacić 325 mln dol., a Ford aż 395 mln dol. Na dochodzenie swoich praw poświęcił resztę życia. Wieloletnie batalie sądowe okupił, niestety, rozwodem i epizodem w szpitalu psychiatrycznym.

Dopiął jednak swego i w ramach podpisanej ugody Ford musiał wypłacić mu 10,1 mln dol. Walka o należną mu fortunę trwała aż do 1995 r., kiedy Chrysler ostatecznie złożył broń i wypłacił właścicielowi patentu 30 mln dol. odszkodowania. Wynalazca długo nie nacieszył się pieniędzmi. Zmarł 10 lat później wykończony inną walką – Kearns zmagał się z chorobą nowotworową mózgu. Jego losy zostały przedstawione we wspomnianym w leadzie filmie pt. "Przebłysk geniuszu".