Świadkiem interwencji w Sobótce był dziennikarz "Gazety Ślężańskiej". W rozmowie z "Gazetą Wrocławską" relacjonował, że każde kolejne badanie kierowcy alkomatem wskazywało wyższy wynik. — Pierwszy test wykazał 0,75 promila w wydychanym powietrzu. Po chwili mężczyzna znów został zbadany i wynik wskazywał już 0,88 promila. Wartość rosła w szybkim tempie. Możliwe, że przekroczył 1,5 promila alkoholu we krwi — powiedział.

"Ledwo wysiadł ze swojego samochodu"

Naoczni świadkowie widzieli, jak kierowca bezskutecznie próbował zaparkować przed marketem. Zamiast tego zatrzymał się na środku jezdni i "ledwo wysiadł ze swojego samochodu, niemal wypadając na jezdnię". Jak informuje "Gazeta Ślężańska", kierowcą był ksiądz z parafii w Sobótce Zachodniej.

— Początkowo ksiądz oburzył się, że został zatrzymany. Twierdził, że spieszy się na parafię i jedzie z kurii. Ale jego stan wskazywał na mocne stężenie alkoholu. Przechodnie dopilnowali, aby pijany kierowca trafił do radiowozu — opowiadał dziennikarz Robert Krajewski.

Komenda Miejska Policji we Wrocławiu potwierdziła, że rzeczywiście taka interwencja miała miejsce. Komisarz Wojciech Jabłoński przekazał, że 67-letni mężczyzna miał prawie 1,5 promila we krwi. Przypomniał, że za prowadzenie pojazdów z co najmniej 0,5 promila alkoholu we krwi jest przestępstwem, za które grozi więzienie.