Do Norwegii wjeżdżamy w miejscowości Karigasniemi, skąd kierujemy się na północ. Na wąskiej drodze bez pobocza obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 km/h. Przekłada się to na obniżenie zapotrzebowania na paliwo. W trakcie płynnej jazdy po Norwegii Logan zużywał ok. 4,3-4,4 litra ropy.

Po niecałych 100 kilometrach jazdy krętymi drogami docieramy do miejscowości Lakselv. W mieście liczącym około dwa tysiące mieszkańców znajdują się dwa hotele, trzy stacje paliw oraz port lotniczy. Zakazy fotografowania na jego ogrodzeniu dają do zrozumienia, że jest to również siedziba norweskich sił powietrznych.

Lakselv przylega do fiordu Porsanger, który… nie przypomina fiordów o jakich słyszeliśmy. Jego kraniec jest płytki, piaszczysty i bardzo szeroki. Łagodnie wznoszące się i porośnięte brzegi sprawiają, że można go pomylić z jeziorem. Nie pozwala na to jednak zapach morza. 123 kilometry na północ Porsangerfjord łączy się z Oceanem Arktycznym. Malownicza i kręta droga na Nordkapp wiedzie wzdłuż fiordu. Wraz z kolejnymi kilometrami brzegi Porsangerfjordu stają się coraz bardziej strome.

W Olderfiord skręcamy ze szlaku E6 w trasę E69 - 128-kilometrową drogę "do nikąd". Na jej krańcu znajduje się cel podróży. Przylądek Nordkapp, który pionową skałą o wysokości 300 metrów opada do morza. Warto dodać, że aż 15 ze wspomnianych 128 kilometrów ukryto wewnątrz tuneli. Największe wrażenie robi przejazd 6870-metrowym Nordkapptunnelen. Podmorski tunel wykuto w skale w latach 1993-1999. Konstrukcja połączyła wyspę Mageroya ze stałym lądem. Wcześniej można się było na nią dostać wyłącznie promem.

Za przejazd przez Nordkapptunnelen pobierana jest opłata w wysokości ok. 70 złotych. Przed wjazdem do tunelu mijamy znak ostrzegający przed znacznym spadkiem oraz możliwością pojawienia się… mgły! Samego wjazdu do tunelu strzeże Kuldeport - wrota, które zabezpieczają tunel przed nadmiernym wychłodzeniem. Wewnątrz nawet latem panuje przejmujące zimno. Nordkapptunnelen schodzi na 212 metrów pod poziom morza. Spory, dziewięcioprocentowy spadek sprawia, że znaki drogowe zalecają hamowanie silnikiem.

Po wyjechaniu z tunelu od Przylądka Północnego dzieli nas kilkadziesiąt kilometrów górskiej drogi. Spory ruch wyraźnie wskazuje, że Nordkapp jest jedną z najważniejszych atrakcji północnej części Norwegii. Najwięcej przybyłych pojazdów ma włoskie, francuskie, niemieckie i polskie tablice rejestracyjne. Nordkapp szczególnie upodobali sobie motocykliści oraz posiadacze samochodów kempingowych. Obie grupy często wyruszają na kraniec Europy w kilkunastoosobowych grupach.

W drodze na Nordkapp mijamy kilkanaście szlabanów. Służą do zamykania wybranych fragmentów dróg w okresie zimowym. Od mieszkańców dowiadujemy się, że trasy z dnia na dzień mogą zostać przykryte kilkumetrową warstwą białego puchu, a służby drogowe rozpoczynają odśnieżanie od najważniejszych arterii. Zimą nie wschodzi tu słońce, natomiast latem - nawet po północy - jest na tyle jasno, że nawet bez włączania świateł dokładnie widać drogę.

Okoliczny krajobraz składa się przede wszystkim ze skał porośniętych mchem i drobnymi roślinami. Wystarcza ich jednak do wykarmienia licznych na Mageroya reniferów. Przed samym Przylądkiem Północnym trzeba po raz kolejny sięgnąć po portfela. Tym razem staje się lżejszy o 103 złote - tyle kosztuje dwudniowy bilet wstępu na kraniec Europy.

Płaskowyż Norkapp jest zmienny. Jednych wita mgłą, innych deszczem, a pozostałych porywistym wiatrem lub opadami śniegu. Przybyłym nie przeszkadza to w biwakowaniu na niemal nagiej skale. W tunelach wykutych w jej wnętrzu udało się zmieścić kawiarnię, restaurację, sklep z pamiątkami, urząd pocztowy, muzeum, kaplicę, a nawet salę kinową! Krótki seans przedstawia zmienność Norkappu w skali roku. Rozwiązuje także sekret licznych reniferów, które wiosną… przypływają promem na pastwiska.

Dla wielu zwieńczeniem wyprawy na Nordkapp jest zrobienie sobie pamiątkowego zdjęcia pod globusem umieszczonym blisko krawędzi klifu. Na północ od niego znajduje się już tylko biegun…