O Coyote, czyli nowym i bardzo ciekawym komunikatorze dla kierowców pisaliśmy w połowie kwietnia. Wówczas polski przedstawiciel Coyote rozpoczynał pierwsze przygotowania i zbieranie grupy 5000 użytkowników, których zadaniem jest testowanie usługi w Polsce. Bardzo szybko pierwsze urządzenie trafiło do redakcji, abyśmy mogli obserwować testowy rozruch systemu.
Niewielka skrzynka Na początek w Polsce dostępne będzie urządzenie instalowane na desce rozdzielczej – takie właśnie trafiło do redakcji. Bardzo przypomina niewielką nawigację GPS: wielkością jest mocno zbliżone do paczki papierosów. Wyposażone w niewielki kolorowy ekran sterowany dotykowo: 3,2 cala (8 cm), wewnętrzną antenę GPS (układ SiRF) i moduł GSM z opłaconą kartą SIM, do której użytkownik nie ma dostępu.
Razem z urządzeniem jest tylko podstawowy pakiet akcesoriów: uchwyt do przyklejenia na desce rozdzielczej oraz uniwersalna ładowarka USB z wtykiem do gniazda zapalniczki i kabel do ładowania. Uchwyt z przyssawką do szyby można zamówić dodatkowo: nie ma go w standardowym wyposażeniu.
Pierwszy startCoyote dość szybko się uruchamia. Nie trzeba długo czekać aż urządzenie będzie gotowe do pracy. Od razu wyświetla się ikona prędkości dopuszczalnej w danej lokalizacji: o ile oczywiście pozycja zostanie szybko określona. Podczas pierwszych jazd nie zanotowaliśmy żadnych opóźnień. Co najwyżej można ponarzekać na niewygodny wklęsły przycisk do włączenia urządzenia – szczególnie osoby z większymi palcami.
Na ekranie wyświetlane są tylko niezbędne informacje. Prócz dopuszczalnej prędkości także bieżący odczyt prędkości. Dopuszczalną prędkość można korygować: to zabezpieczenie na wypadek, gdyby dane w Coyote nie oddawały aktualnego stanu. W trakcie pierwszych jazd zdarzyło się, że zamiast 50 km/h na ekranie pojawiała się wartość 60 km/h.
Prócz prędkości widoczna jest informacja o numerze drogi którą się poruszamy a także to co niezmiernie istotne: ilość skautów w okolicy, odległość do najbliższego i poziom jego wiarygodności. Dzięki temu łatwiej o ocenę, jakie mamy szanse na ostrzeżenia.
Ostrzeganie nie tylko przed fotoradaramiW Europie doceniono przede wszystkim ostrzeganie przed fotoradarami. W Polsce zapewne będzie podobnie, jakkolwiek szukając alternatywy dla łączności CB czy aplikacji takich jak Yanosik, łatwiej będzie docenić inne rodzaje informacji: o wypadkach, robotach drogowych, korkach czy limitach prędkości. W katalogu jest nawet ostrzeganie o gorszej nawierzchni. Póki co podczas pierwszych jazd ani razu nie trafiliśmy na informację o gorszej drodze. Ale o fotoradarach jak najbardziej. Trzeba przyznać, że urządzenie podnosi na tyle mocny alarm, że nie sposób go przeoczyć.
Ostrzeganie innych kierowców działa na podobnej zasadzie jak w popularnych polskich aplikacjach. Możemy zatem ostrzegać przed fotoradarami, utrudnieniami a także o…zatrzymaniu pojazdu. System nie rozróżnia przy tym, czy zatrzymanie nastąpiło przez określony rodzaj służby, co jest szczególnie istotne dla kierowców ciężarówek kontrolowanych przez inspekcję drogową. Za to rozróżnia miejsce ustawienia fotoradaru (lewa bądź prawa strona drogi).
Póki co ostrzeżeń od innych użytkowników nie jest jeszcze zbyt wiele: system wciąż jest w fazie testowej. Niemniej uważnie śledzimy postęp testu, gdyż do finalnego produktu dla wszystkich kierowców zostało już niewiele czasu.