Choć z roku na rok sprzedaż tradycyjnej przenośnej nawigacji samochodowej (tzw. PND) spada na całym świecie, to producenci wcale się nie poddają. By przyciągnąć klientów, oferują coraz więcej: dożywotnie aktualizacje map, serwisy informacji o korkach, a także szereg usług online ułatwiających wyszukiwanie celów oraz dostęp do różnych informacji (prognoza pogody, dane o parkingach, ceny na stacjach paliw itp.). Trudno im się dziwić. Tylko w naszym kraju szacowana sprzedaż tych urządzeń wciąż wynosi ok. 400 tys. sztuk. Jest zatem o co się bić.

Z punktu widzenia kierowcy zażarta konkurencja jest bardzo korzystna. Ma bowiem szansę zapłacić mniej i otrzymać więcej. Innymi słowy, inwestując podobną sumę co w zeszłym roku, łatwiej jest znaleźć nawigację z „dożywotnimi” bezpłatnymi aktualizacjami map oraz danymi o korkach.

O takie produkty coraz łatwiej w ofercie największych producentów nawigacji: Garmina, MIO oraz TomTom. O ile jednak MIO stawia na tradycyjny radiowy system TMC z informacjami drogowymi, to dwaj główni rywale promują inne rozwiązanie bazujące na podłączeniu nawigacji do internetu. Dzięki temu kierowca może otrzymać więcej danych, a wszelkie informacje powinny pojawiać się z większą częstotliwością.

Pojawia się jednak kluczowe pytanie: jak podłączyć nawigację do internetu? Garmin i TomTom proponują podobne rozwiązanie: udostępnianie sieci poprzez telefon komórkowy. W przypadku nawigacji TomTom wystarczy, że kierowca skorzysta ze standardowej funkcji tetheringu w smartfonie.

Garmin ma większe wymagania: w kompatybilnym smartfonie musi być jeszcze zainstalowana aplikacja Smartphone Link, za pośrednictwem której nawigacja łączy się z internetem. Aplikacja jest dostępna bezpłatnie dla telefonów z systemem Android oraz iOS. Kto używa modelu z Windows Phone, Bada czy BlackBerry, niestety nie może liczyć na wsparcie, co oznacza, że nie ma możliwości wykorzystać pełnej funkcjonalności nawigacji.

Połączenie z internetem odbywa się oczywiście na koszt użytkownika, o czym producenci nawigacji informują zwykle małym drukiem w folderach czy na stronach internetowych. O ile jednak korzystanie z trybu online w Polsce nie jest szczególnie kosztowne (prawie każdy, kto ma smartfona i tak płaci za transfer danych), o tyle w przypadku wyjazdu za granicę trzeba liczyć się z większym rachunkiem. Najkorzystniej wykupić transfer danych w ramach roamingu, by uniknąć przykrej niespodzianki od operatora telekomunikacyjnego.

Warto mieć na uwadze jeszcze jedno – zmianę przyzwyczajeń związanych z użytkowaniem sprzętu. Zwykle bowiem połączenie telefonu z nawigacją i udostępnienie internetu zajmuje trochę czasu. A to oznacza, że np. po wyjściu z pracy zapewne jako ostatni opuścimy parking, tracąc czas na przygotowanie nawigacji do podróży.