Jeszcze na początku lat 90 szczytem luksusu było radio samochodowe z odtwarzaczem CD. O prawdziwym kolorowym ekranie LCD mało kto jeszcze wtedy marzył. Co najwyżej można było jedynie zamówić bardzo drogie zestawy nawigacyjne: z oddzielnym czytnikiem płyt i niedużym kolorowym ekranem. O prawdziwej stacji multimedialnej mało kto wówczas słyszał. Szczególnie w Europie, gdzie niepodzielnie królowały marki takie jak Blaupunkt, Grundig czy Philips. Oczywiście sprzęt japońskich marek cieszył się zasłużoną reputacją, ale królowały radioodtwarzacze kasetowe i płyt CD.
Pierwsze zautomatyzowane ekrany: połowa lat 90
Pierwsze stacje multimedialne trafiły do Europy dzięki firmom japońskim. Już w połowie lat 90 w katalogach Alpine można było znaleźć prawdziwą egzotykę: TVA-M013P, czyli ekran wysuwany ze sprzętu wielkości zwykłego radia samochodowego. W tym samym czasie w salonach debiutował Polonez Atu i powstawało Daewoo FSO.
W obudowie 1 DIN japońscy konstruktorzy zmieścili wówczas niewielki 4 calowy ekran o rozdzielczości 234 x 479 pikseli. Monitor wysuwał się automatycznie z obudowy i ustawiał pod wybranym kątem. Zajmował tyle miejsca, że Alpine musiało zaprojektować oddzielną puszkę w której ukryto procesor graficzny z 20 wzorami grafiki do wyświetlania na monitorze. O zmieszczeniu radia czy odtwarzacza nie było mowy.
W 1996 roku Clarion pochwalił się pierwszą stacją multimedialną z prawdziwego zdarzenia: VRX8250. Wprawdzie nie udało się wcisnąć mechanizmu odtwarzacza ale prócz wysuwanego ekranu znalazło się jeszcze miejsce na dwa odbiorniki: radiowy i telewizyjny. W przeciwieństwie do Alpine udało się jeszcze jedno: zmieścić większy ekran. Wprawdzie tylko o cal większy ale jednak.
Japoński prymat
Japończycy zdominowali rynek. Na 32 Tokio Motor Show w 1997 roku zaczyna się prawdziwy wyścig na wielkość ekranu. Luksusowa marka Clariona czyli Addzest chwali się pierwszym VRX8250, czyli kompletnym centrum sterowania z 5 calowym ekranem o rozdzielczości 960 x 234 pikseli. Alpine szczyci się swoją pierwszą stacją multimedialną z prawdziwego zdarzenia: CVA-1000R z 5 calowym ekranem (także o rozdzielczości 960 x 234 pikseli). Wraz z nią debiutuje legendarne dziś radio samochodowe 7909 w limitowanej edycji 300 sztuk na 30 lecie firmy. Do dziś uważane za jeden z najlepiej brzmiących radioodtwarzaczy samochodowych.
Na Tokio Motor Show mało znane w Europie Eclipse podwyższa poprzeczkę: wysuwana matryca w monitorze to wersja 5,8 cala. Pioneer pod marką Carrozzeria bije zaś wszystkich: AVX-P600 zawiera 6 calowy ekran (matryca 224.630 pikseli). A na dodatek pokazuje największy na świecie samochodowy zmieniacz płyt CD: CDX-P5000, w którym można było zmieścić 50 płyt kompaktowych. Przy ówczesnej wartości płyt w pełni załadowany magazynek kosztował więcej niż cały zmieniacz!
W tym samym roku w sklepach pojawiają się pierwsze 50 calowe telewizory plazmowe Pioneera: rozrywka dla bardzo zamożnych. Europa mogła tylko zazdrościć. Z prezentowanych w Tokio urządzeń na Stary Kontynent dotrze jedynie sprzęt Alpine oraz Clariona. W tym samym czasie w Polsce rozpoczyna się produkcja Daewoo Lanos.
Rozrywka dla zamożnych
Pierwsze stacje multimedialne były bardzo drogie. W porównaniu z najtańszymi radioodtwarzaczami kasetowymi znanych marek na sprzęt z wysuwanym ekranem trzeba było w 1997 roku wyłożyć 10 razy więcej! W swoim archiwum znalazłem jeszcze stare cenniki Clariona i Pioneera. W 1999 roku za najtańszy radiomagnetofon samochodowy Clariona (ARB2570) trzeba było zapłacić 749 zł. Za stację multimedialną VRX8470R: 8699 zł. Pioneer AVX-P7000 z mechanizmem odtwarzacza płyt CD kosztował w 2000 roku 5700 zł – tyle co 10 najtańszych radioodtwarzaczy kasetowych z serii KEH. Dla porównania: za ówczesny 50 calowy telewizor plazmowy Pioneera trzeba było zapłacić 63 000 zł! Tyle samo kosztował Rover 45 z benzynowym silnikiem 1.8.
Problemy ze złodziejami
Wysoka wartość sprzętu była niezłą pokusą dla złodziei. Niestety radia samochodowe często kradziono. Wśród sprzedawców sprzętu w Warszawie krążyły wówczas opowieści, że radio skradzione w sobotę można było z dużym powodzeniem znaleźć w niedzielę rano na giełdzie na warszawskim Wolumenie. Łupem złodziei padały też pierwsze stacje multimedialne. Amatorzy cudzej własności początkowo nie wiedzieli, że urządzenia z wysuwanym ekranem instalowano z dodatkowymi puszkami, w których ukryto wzmacniacz, tuner i system sterowania. Bez nich sprzętu nie dało się uruchomić. Przy dużym szczęściu właściciel mógł później znaleźć swój sprzęt w serwisach, do których zaczęły trafiać pierwsze radia multimedialne.
Europa w tyle
Choć pierwsze stacje multimedialne w Europie pochodziły od dwóch rywalizujących ze sobą japońskich firm, to reszta branży nie czekała biernie na rozwój wydarzeń. Do elitarnego grona dołączyło szybko JVC, Kenwood i Panasonic. Co ciekawe początkowo traktowano sprzęt jako osobną kategorię: TV w samochodzie. Dopiero wraz z upowszechnieniem DVD i spadkiem cen odtwarzaczy CD śmielej wspominano o stacjach multimedialnych.
Europejskie marki nie zapisały się szczególnie w multimedialnej historii. Spadkobierca Philipsa czyli VDO Dayton poszedł po najmniejszej linii oporu i pod własnym logo oferował stację Clariona. Blaupunkt w 2004 roku próbował swoich sił, ale bez większego sukcesu. Sprzęt wyglądał tak, jakby niemieccy inżynierowie pojechali na targi do Chin i zamówili na miejscu partię sprzętu z własnym logo. Stacja z odtwarzaczem płyt Blaupunkt Chicago IVDM-7002 nie zawojowała rynku.
Kłopotliwe car audio: co się psuło na potęgę?
Zaawansowanie techniczne stacji multimedialnych miało swoją ciemną stronę. Sprzęt był zbyt delikatny do używania w samochodzie. Użytkownicy borykali się z przegrzewaniem urządzeń co prowadziło np. do zakleszczania płyt. Z czasem sprzedawcy zaczęli przestrzegać użytkowników przed używaniem płyt z naklejkami (pod wpływem wysokiej temperatury klej puszczał i płyta zakleszczała się w mechanizmie). Nawet zwykłe płyty CD-R/RW mogły się delikatnie deformować co utrudniało wysunięcie z odtwarzacza.
Używanie stacji multimedialnych podczas gorącego lata w samochodach bez klimatyzacji wiązało się z włączaniem zabezpieczeń termicznych. Dopóki sprzęt nie schłodził się pozostawał głuchy na wszelkie próby włączenia.
Piętą achillesową wielu urządzeń było łączenie panelu z resztą urządzenia. Pękały taśmy łączące ekran z płytą główną. Nie dość, że nie było obrazu to jeszcze szwankowało sterowanie. Oczywiście wspomniane problemy częściej zdarzały się w urządzeniach gorszych marek, ale nawet najbardziej renomowani nie obyli się bez kłopotliwych awarii. Stąd m.in. powolne ale konsekwentne wycofywanie się ze stacji multimedialnych 1 DIN. Obecnie ich miejsce zajmują radia multimedialne z większymi obudowami 2 DIN, w których łatwiej o lepsze chłodzenie i mechanizm uchylania ekranu mniej podatny na uszkodzenia. Żaden szanujący się producent nie pozwoli sobie bowiem na to, by obarczać serwis nadmierną pracą – to generuje spore koszty i niezadowolenie przedstawicieli w poszczególnych krajach. Boleśnie przekonało się o tym Nakamichi, które po latach prosperity dość szybko zbankrutowało. Ale to już temat na kolejną, zupełnie inną historię.