Samodzielne jeżdżenie po Bieszczadach jest trudne, gdyżŇ właściwie wszystkie drogi gruntowe należą do nadleśnictw (i nie wolno się po nich poruszać). Co zatem zrobić, żeby móc trochę pojeździć po tym terenie? Dostać się na zorganizowaną imprezę, która odbywa się na terenach prywatnych. Taki właśnie "festiwal Jeepów" zorganizował klub Autotraper wraz z importerem Jeepów. Jeep Jamboree to tradycyjne już spotkania miłośników aut tej marki. Często można na nich spotkać znane osoby. W tegorocznej edycji udział wzięli także laureaci konkursu Mistrz 4x4 Auto Świata.Cały zlot miał charakter typowo przeprawowy. Tradycyjnie dla takich imprez uczestników podzielono na dwie grupy: "Hard Team", gdzie królowały mocno przerobione samochody (opony marki Simex, mocne wyciągarki, wysokie zawieszenia) i "turystyczną", dla której przewidziano zdecydowanie mniejsze wymagania sprzętowe (choć i tu "na miejscu" było typowo terenowe ogumienie M/T, ale w skromniejszych rozmiarach). Dominującym modelem był oczywiście Jeep Wrangler (również najnowsza generacja w fabrycznie stuningowanej odmianie Rubicon), ale pojawił się też np. Mercedes klasy G, Jeep Cherokee (seria KJ) i Grand Cherokee.Jakie zajęcia przewidziano dla startujących? Przede wszystkim warto zaznaczyć, że tu rywalizacja zastępowana jest współpracą. Nie ma wygranych i pokonanych, każdy odjeżdża z pamiątkową statuetką i dobrymi wspomnieniami. Formuła zawodów to jazda w kolumnie, co doskonale uczy pomocy i wspólnego działania - zatarasowany przejazd oznacza oczekiwanie, jeśli utknie ktoś z tyłu również trzeba na niego czekać. W trakcie imprezy jazdy chyba nikomu nie zabrakło - przez dwa dni, od rana do wieczora, była ona właściwie jedynym zajęciem.O trudności trasy (ale też zmienności warunków terenowych, szczególnie w górach) może świadczyć fakt, że trasa pierwotnie przewidziana jako łatwa posłużyła w końcu... grupie "wyczynowej"! Wystarczyło parę dni opadów, by drogi zamieniły się w błotniste przeprawy. Na kierowców jeżdżących w obydwu grupach czekały łąki, przejazdy przez strumienie, podmokłe grunty, drogi zrywkowe (wykorzystywane do transportu drewna). Oczywiście warunki dostosowano do sprzętu: tam, gdzie gorzej przygotowane samochody podróżowały z górki, "ekstremiści" próbowali drapać się pod górę. Połączenie gliny i śliskiej, mokrej trawy powodowało, że niektóre, wydawało by się proste górki, stawały się nie do zdobycia, nawet dla najlepszych samochodów. Pokonanie wielu odcinków polegało na nieustannym przepinaniu liny wyciągarki od jednego drzewa do drugiego. Poza fantastycznymi widokami można więc było znacząco podszkolić swoje umiejętności - w zakresie jazdy czy obsługi sprzętu off-roadowego (często używano też hi-liftów). Aby jazda nie była zbyt powolna, przeprawowe odcinki przeplatano nieco szybszymi, szutrowymi drogami.
Festiwal Jeepów
Przez dwa dni jazdy w trudnym (ale i przepięknym) terenie Bieszczad wrażeń nie zabrakło. Profesjonalna organizacja