Testowane przez nas na długim dystansie Isuzu przejechało już w różnych warunkach ponad 15 tys. kilometrów i ma za sobą pierwszy przegląd. Zebraliśmy więcej uwag, którymi chcemy się podzielić. W tym odcinku sprawdzimy poziom bezpieczeństwa w pikapie ze sztywnym napędem 4x4, walory jezdne i ergonomię wnętrza. Opisywana wersja to najbardziej luksusowy (na polskim rynku) LSX wyposażony w 2,5-litrowego turbodiesla o mocy 163 KM i momencie 400 Nm.
D-Max jest samochodem wszechstronnym. Może służyć jako mocna, ładowna półciężarówka, rodzinne kombi (oferuje dynamikę oraz wygodny, duży bagażnik) lub terenówka (sztywny napęd 4x4, wysoki prześwit i możliwość tuningu). Napęd Isuzu (tylny sztywny most, skrzynia redukcyjna i sztywno dołączana przednia oś) to tradycyjne rozwiązanie, którego głównym minusem jest brak centralnego mechanizmu różnicowego, pozwalającego na permanentną jazdę z napędem na cztery koła na każdej nawierzchni.
Na suchym asfalcie to nie problem, postanowiliśmy więc sprawdzić, jak auto zachowa się na lodzie i mokrej kostce brukowej. Nad kontrolą toru jazdy czuwa jednak system elektroniczny, który w czasie poślizgu dławi prędkość odpowiednich kół i nie dopuszcza do utraty stabilności pojazdu. System działa dość stanowczo, zdecydowanie wyhamowując właściwe koła. Niekiedy możemy być tym zaskoczeni, ale efekt jest taki, że półciężarówką z lekkim tyłem bezpiecznie można poruszać się nawet w trybie 2WD po śliskiej nawierzchni. Minusem jest to, że układu nie da się całkowicie wyłączyć, nawet używając guzika ESP Off.
Zawieszenie okazuje się dobrze zestrojone, można mieć wrażenie, że nieco zbyt miękko. Dzięki temu podróżuje się komfortowo, zapominając, że z tyłu są resory piórowe. Gorzej jest w terenie, bo gdy jedziemy szybko po nierównościach, tył auta trochę podskakuje. Zapewne modyfikacja zawieszenia – podwyższenie i zmiana nastawów – poprawiłoby właściwości. Na polskim rynku na razie trudno znaleźć zestawy tuningowe. Zabieg ten nie jest konieczny, bowiem na gładkich szutrach czy asfalcie nie ma uwag krytycznych.
Isuzu prowadzi się pewnie i nie czuć, że środek ciężkości znajduje się wyżej niż np. w SUV-ach. Oczywiście ma lekkie tendencje do wychylania się w zakrętach i jak każdy pikap jest trochę nadsterowny, ale nie sprawia to problemu w czasie jazdy.
Mocną stroną D-Maxa jest silnik, który pozwala na elastyczną jazdę. Nie istnieje „turbodziura”, ale trzeba się liczyć z tym, że od wciśnięcia pedału gazu, zanim auto zacznie przyspieszać, mija krótka chwila. Kiedy już wkręci się na obroty, zapewnia przyzwoite osiągi. Połączenie z 6-biegową skrzynią wydaje się perfekcyjne. Pierwszy bieg jest krótki, ale dalszych można używać w szerszym zakresie np.: na dwójce da się spokojnie rozwinąć 60 km/h, a trzeci bieg, co jest niespotykane w tym segmencie, umożliwia osiągnięcie 120 km/h.
Wiadomo, że nie trzeba jeździć na „odcięciu”, ale zapewnia to całkiem dobrą elastyczność i nie wymaga częstej zmiany biegów. W Isuzu nie stanowi to zresztą problemu. Lewarek chodzi lekko i precyzyjnie, a najczęściej używamy pięciu biegów, bo szósty można potraktować jako przełożenie na trasę. Gdy wrzucimy „szóstkę” przy prędkości 100 km/h, wskazówka na obrotomierzu pokaże 1500 obrotów, a przy 130 km/h – 2000 obr/min.
Takie zestopniowanie skrzyni pozytywnie wpływa na ekonomię. Sprawdziliśmy to na trasie z Warszawy do Gdańska – przy dość silnym wietrze i w miarę dynamicznej, ale przepisowej jeździe (maksymalnie 120 km/h) Isuzu zadowoliło się 7,7 l na 100 km. W mieście wartość ta wzrosła do 9,4 l, co również jest dość dobrym wynikiem.Wnętrze D-Maxa wykończone jest w niezłym stylu, ale użyte materiały są średniej jakości, choć nie wpływają negatywnie na komfort użytkowania.
Fotele są bardzo wygodne, szerokie, z płaskimi siedziskami. Brak im tylko dobrego bocznego trzymania. Przydatne jest podgrzewanie siedzeń, bowiem silnik nagrzewa się długo. We wnętrzu podróżować może nawet pięć osób, choć na tylnej kanapie robi się wtedy nieco ciasno. Za kierownicą szybko odnajdziemy właściwą pozycję, a pokonanie dłuższego dystansu nie jest problemem.
Żeby zweryfikować nasze spostrzeżenia, o bezstronną opinię poprosiliśmy Mateusza, który na co dzień porusza się Mazdą 323F: „Moje wrażenia z jazdy D-Maxem były bardzo pozytywne. Sylwetka samochodu, pomimo jego gabarytów, nie jest przesadzona, przypomina nieco Mitsubishi L200. Wnętrze miło zaskoczyło, pomimo widocznego budżetowego podejścia do wykończenia. Jakość plastików nie oszałamia, niemniej są one dobrze spasowane.
Żadnych zastrzeżeń nie można też mieć do skórzanych foteli – siedzi się wygodnie, a mechanizm zmiany położenia działa płynnie. Konsola centralna jest sensownie zaprojektowana, wyświetlacz ciekłokrystaliczny czytelny, a duże przyciski ułatwiają obsługę podczas jazdy. Być może stwierdzenie, że jazda D-Maxem po mieście daje dużo frajdy, to przesada, ale nie ma też problemów z obsługą dwutonowej półciężarówki, nawet na wąskich uliczkach gdańskiej starówki. Mocny turbodiesel zapewnia względny komfort podczas wyprzedzania, a przy włączonym reduktorze daje wrażenie nieograniczonych możliwości w terenie. Denerwować może nieco kontrola trakcji, która nawet po wyłączeniu chce mieć wpływ na tor jazdy.”