Tę wyprawę polskie przedstawicielstwo Audi przygotowało w największej tajemnicy. Logistycznie była to trudna operacja – sześć nowiutkich modeli A7 w grudniu ub. roku załadowano do kontenerów, a potem na statek płynący z Europy do Valparaiso w Chile.
Podróż trwała miesiąc. Znacznie krótsze, choć dość męczące, okazało się dotarcie uczestników wyprawy do Santiago – lot z Paryża trwa nieco ponad 14 godzin!
W styczniu w Chile jest środek lata, temperatura nie spada poniżej 20 stopni Celsjusza, a często przekracza 30 stopni. Do przejechania mieliśmy trasę liczącą ok. 2 tys. km. To wystarczający dystans, aby sprawdzić auto w różnych warunkach drogowych i klimatycznych.
Pierwszy odcinek, z Santiago na północ, do La Serena, liczył 600 km. Jechaliśmy autostradą A5 (po hiszp. Carretera Panamericana). Autostrada to dla odcinka chilijskiego nazwa nieco na wyrost.
A5 bardziej przypomina naszą trasę katowicką niż europejskie autostrady. Czasem, ze względu na ukształtowanie terenu między górami,przechodzi w drogę jednojezdniową.
Panamericana łączy Amerykę Południową, Środkową i Północną – biegnie z miejscowości Ushuaia na samym południu Argentyny wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Płd. i dociera aż na Alaskę. Ma 25 750 km długości.
Ruch na niej jest umiarkowany, nawierzchnia dobra – pozwoliło to sprawdzić nasze auta przy najwyższych dopuszczalnych prędkościach. Jednak szaleć nie można, bo policja chilijska jest dość restrykcyjna i czujna, a patroli z radarami – szczególnie na odcinkach wokół miast – dużo. Nie należy zatem przekraczać dopuszczalnej prędkości 120 km/h.
Do dyspozycji mieliśmy dwie wersje silnikowe: 3-litrowego diesla 245 KM oraz benzynowe TFSI V6 o mocy 300 KM. Diesel sprawiał lepsze wrażenie – ma znakomicie wyciszony, mocny i elastyczny silnik. Do tego umiarkowane spalanie: na płaskich trasach ok. 7,1 l/100 km, a na górskich szutrówkach o litr więcej.
Kierowcy znający inne modele Audi nie będą mieli żadnych problemów z obsługą A7, zasiadający za kierownicą Audi po raz pierszy w kilka minut opanują wszystkie instrumenty. I pierwsi, i drudzy zadowoleni będą z ilości miejsca zarówno na przednich fotelach, jak i na tylnej kanapie.
Najwyższy uczestnik naszej wyprawy, mierzący 198 cm, podróżował z tyłu i nie narzekał na brak miejsca nad głową i na nogi. Podczas 120-kilometrowego wypadu z miejscowości Copiapo na pustynię Atakama (2 dni przed nami podążali tamtędy uczestnicy Rajdu Dakar) na szutrowych odcinkach dobrze sprawdziło się adaptacyjne zawieszenie (do wyboru 3 opcje twardości). Na Atakamie wspięliśmy się na wysokość 3580 m. Na autach – w przeciwieństwie do uczestników wyprawy – nie zrobiło to żadnego wrażenia.