Rok 2004 rok był kolejnym udanym dla Grupy PGD. Wszystkie wchodzące w skład grupy salony zanotowały wzrosty sprzedaży. Największe - bielski Japan Motors, o prawie 15% i warszawski OMC Motors, o ponad 10%. Łącznie z pięciu salonów Grupy PGD wyjechały 4.433 nowe samochody, czyli o prawie 9% więcej niż rok wcześniej.

Udział grupy w rynku motoryzacyjnym w Polsce wzrósł z 1,06 % do 1,39 % w 2004. Udział Grupy PGD w sprzedaży Forda w Polsce wyniósł 12,6%, w sprzedaży Nissana - 3,5%, a w sprzedaży Suzuki - 9%. Szczególnie ten ostatni wynik i pierwsze miejsce w sprzedaży w sieci Suzuki Motor Poland jest godny odnotowania, zważywszy, że salon Japan Motors działa na płytkim rynku lokalnym i samochody Suzuki sprzedaje zaledwie od listopada 2003.

Grupa zanotowała znaczący wzrost w sprzedaży samochodów dostawczych. Wyniósł on aż 43%, co należy uznać za duży sukces, przy braku w ofercie Forda małego samochodu dostawczego. Na taki wynik wpływ miało niewątpliwie funkcjonowanie Centrum Pojazdów Dostawczych w dwóch dealerstwach - warszawskim OMC Motors i krakowskim Partnerze.

"Spadek sprzedaży w drugim półroczu wynikał bardziej z przyspieszenia decyzji zakupowych, spowodowanego zmianą przepisów homologacyjnych i VAT oraz obawami przed wzrostem cen, niż ze wzmożonego importu aut używanych - uważa Adam Pietkiewicz, Prezes Grupy PGD - Potwierdzeniem mogą tu być nasze statystyki, według których w trzecim i czwartym kwartale wzrósł udział w sprzedaży samochodów do klientów indywidualnych. Obniżka sprzedaży w znacznie większym stopniu dotyczyła modeli, które cieszyły się dużym powodzeniem jako samochody osobowe z homologacją ciężarówki, a po wprowadzeniu wzoru Lisaka przestały spełniać warunki homologacji".

W ślad za wzrostem sprzedaży nowych samochodów w Grupie PGD poszła też sprzedaż samochodów używanych (mimo zalewu rynku przez samochody importowane prywatnie). Grupa sprzedała 1.185 aut używanych, tj. o 11,7 % więcej niż przed rokiem. Według Adama Pietkiewicza większość sprowadzanych samochodów to z punktu widzenia dealerów auta "leciwe", można zatem przyjąć, że w większym stopniu zagrażają one bezpieczeństwu na drogach niż rynkowi nowych samochodów.