• Ekologiczne pojazdy zasilane energią elektryczną trafiają na przymusowy postój z powodu rosnących kosztów prądu. Na początek miejskie autobusy i trolejbusy
  • Już dziś energia elektryczna sprzedawana przez zakłady energetyczne firmom i samorządom jest na tyle droga, że korzystanie z samochodów na prąd się nie opłaca
  • Od stycznia także jazda prywatnym elektrykiem może kosztować więcej niż korzystanie z samochodu spalinowego
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Na portalach społecznościowych pojawiają się dość szokujące cenniki energii elektrycznej dla gospodarstw domowych przygotowane przez dystrybutorów na rok 2023 – przewidują one stawki rzędu 2,50 zł za jedną kilowatogodzinę. To fałszywki – takich cenników jeszcze nie ma i być nie może. Z drugiej strony analitycy rynku taki poziom cen przyjmują ze zrozumieniem, ostrzegając, że w praktyce tak właśnie mogą kształtować się koszty energii zużytej przez gospodarstwa domowe ponad ustawowo chroniony limit. Wystarczy spojrzeć na oficjalne, obowiązujące już cenniki prądu dla firm – podwyżki rzędu 270 proc. w stosunku do cen sprzed roku to standard! To wielki cios w elektromobilność, która – jak się zdaje – nie będzie w żaden sposób chroniona przed podwyżkami cen prądu. Warto policzyć już dziś: przy jakim poziomie cen energii bardziej opłaca się zatankować diesla niż naładować samochód elektryczny?

Ile kosztuje prąd i dlaczego więcej, niż myślisz?

Rachunek za prąd Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Rachunek za prąd

Znaczna część odbiorców prądu, zwłaszcza w przypadku gospodarstw domowych, nie "ogarnia" rachunków nadsyłanych przez sprzedawców energii. Trochę dlatego, że wiele osób płaci na podstawie prognoz, a nie rzeczywistego zużycia prądu, ale także dlatego, że rachunek składa się z kilku pozycji. Opłata za każdą kilowatogodzinę (kWh) prądu to jedno, drugie to dodatkowe opłaty: dystrybucyjna, mocowa itd. Niektórzy dostawcy prądu umieszczają na rachunkach dodatkowe rozliczenia związane z opłatą OZE, opłatą abonamentową, kogeneracyjną, przejściową... Dochodzi podatek VAT, obecnie na poziomie 5 proc., standardowo w wysokości 23 proc. Nie ma co się w to zagłębiać. Wystarczy przyjąć, że jeśli jedna kilowatogodzina kosztuje 55 groszy netto (przed opodatkowaniem), to wraz z wszystkimi opłatami (m.in. w zależności od tego, ile zużywamy prądu) za 1 kWh zapłacimy ostatecznie od ok. 70 groszy do ok. 1 zł.

Paradoksalnie, ładowanie samochodu poza domem co do zasady droższe, obecnie (ale już niedługo) nie musi być radykalnie droższe. Najniższa stawka, największego w Polsce operatora publicznych ładowarek sieci Greenway to 1,02 zł za 1 kWh – obowiązuje na wolnych ładowarkach AC, jeśli mamy abonament o wartości 85 zł miesięcznie. Bez abonamentu za ten sam prąd zapłacimy 1,28 zł/kWh, a ładując auto na szybkiej ładowarce bez abonamentu – od 2,09 do 2,30 zł/kWh. Przy cenie 2,09 zł/kWh opłaca się już jednak zainwestować w kalkulator i policzyć, czy jazda na prądzie jest tańsza niż jazda na benzynie. Otóż niekoniecznie jest tańsza.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo:

Autobusy elektryczne już się zwijają – prąd jest za drogi

Dowodów na to, że prąd jako paliwo do zasilania pojazdów nie musi się opłacać, a może nawet być towarem luksusowym, dostarczają propozycje stawek za energię elektryczną, jakie w całym kraju dostają samorządy albo – osobno – zakłady komunikacji miejskiej. W Kutnie prezes MZK Jacek Sikora pokazuje ofertę sprzedaży energii na przyszły rok: 3300 zł za 1MWh (1000 kWh) oraz dotychczasową, opiewającą na 395 zł za 1MWh. Przy nowej cenie – tłumaczy prezes – elektryczne autobusy nie wyjadą na ulice, gdyż byłaby to niegospodarność. Jacek Sikora ma nadzieję, że uda się wynegocjować niższe ceny na przyszły rok. Tymczasem w Lublinie trolejbusy (to rodzaj autobusu zasilanego energią elektryczną pobieraną bezpośrednio z sieci trakcyjnej) po 400-procentowych podwyżkach cen prądu już zjechały do zajezdni. Zostały zastąpione dieslami. Miasto oszczędza dzięki temu, co miesiąc 140 tys. zł. Inne miasta ograniczają albo rozważają ograniczanie liczby kursów pojazdów elektrycznych, bo prąd drogi. W szczególnej sytuacji są te miasta, które mają sieci tramwajowe – ich eksploatacja kosztuje majątek.

Pikanterii sytuacji dodaje fakt, iż jednostki samorządu są zobowiązane zapewnić 10-procentowy udział pojazdów niskoemisyjnych we flocie komunikacji miejskiej, z czasem ten odsetek urośnie do 30 proc. No ale obowiązek posiadania to jedno, a sens używania – to drugie. Gdy pisano ustawę o elektromobilności, nikt nie brał pod uwagę, iż ceny prądu mogą osiągnąć aż tak absurdalne poziomy.

Ile prądu zużywa osobowy elektryk i ile kosztuje przejechanie 100 km?

Tak samo, jak w przypadku samochodu spalinowego zużycie energii przez auto elektryczne zależy od warunków jazdy i okoliczności, jest ono jednak – tak jak w przypadku diesli i benzyniaków – policzalne i przewidywalne.

Można przyjąć, że minimalne średnie zużycie energii w ruchu miejskim przez niewielki samochód to ok. 15 kWh. W korzystnych warunkach, przy stosowaniu się do zasad ekodrivingu można tę wartość nieco obniżyć, jednak gdy robi się gorąco albo bardzo zimno (i pojawia się konieczność chłodzenia albo ogrzania wnętrza), zużycie prądu rośnie. Przy zużyciu na poziomie 15 kWh/100 km, gdy za kilowatogodzinę płacimy 70 groszy, koszt przejechania 100 km to ok. 11 zł – nieco mniej niż trzeba zapłacić za 2 litry benzyny. Tanio! Gdy jednak kupujemy prąd przy drodze za 2,09 za 1 kWh (albo 2,65 zł za 1 kWh na stacjach Tesli) rachunek już nie jest oczywisty. Przy umiarkowanym zużyciu prądu (15 kWh/100 km) po 2,09 zł za kWh przejechanie 100 km kosztuje ok. 32 zł. To już równowartość nieco ponad 5 litrów benzyny i – jak się wydaje – absolutnie górna granica opłacalności jazdy na prądzie. To dlatego, że po pierwsze, wszystkie wyliczenia trzeba zaokrąglać w górę – podczas ładowania auta kilka proc. energii tracimy, pobieramy z sieci więcej, niż ostatecznie trafia do akumulatora. Po drugie, zużycie energii na poziomie 15 kWh/100 km nie zawsze jest możliwe – zwłaszcza na krótkich trasach albo zimą podczas mroźnej pogody jest absolutnie nierealne, w ekstremalnych warunkach może się ono nawet podwoić. Po trzecie, im większy samochód, tym więcej energii potrzeba na ogrzanie albo schłodzenie wnętrza.

Ile będzie kosztował prąd w 2023 roku – w domu i na ulicy?

Wszelkie cenniki "domowych" taryf na 2023 rok, które trafiają do mediów społecznościowych, należy traktować jak brudnopisy albo wręcz fałszywki. Taryfy dla gospodarstw domowych muszą być zatwierdzone przez regulatora, a sama ustawa mrożąca ceny prądu dla gospodarstw domowych na rok 2023 (obecny kształt projektu jest dla właścicieli aut na prąd zdecydowanie niekorzystny) musi przejść do końca ścieżkę legislacyjną. Co wiemy dziś?

  • Rząd chce, i takie założenia trafiły do projektu ustawy, aby gwarantowane ceny prądu w 2023 roku dotyczyły zużycia na poziomie do 2000 kWh (do 3000 kWh w przypadku posiadaczy Karty Dużej Rodziny). To za niskie limity, aby wystarczyło na "promocyjne" ładowanie samochodu na prąd.
  • Energia pobrana przez użytkownika ponad limit ma być rozliczana według aktualnych stawek widniejących w cenniku dostawców. Przykładowo E.ON, dostawca energii m.in. dla ok. miliona mieszkańców Warszawy, informuje: "Po przekroczeniu odpowiednio 2000, 2600 oraz 3000 kWh, każdą kolejną 1 kWh rozliczymy zgodnie z naszą aktualną Taryfą obowiązującą w 2023 roku. Ustawodawca jeszcze nie przygotował konkretnych przepisów. Śledzimy postępy prac nad projektem ustawy".
  • Aktualne cenniki dla firm takich dostawców jak PGE już dziś mówią o stawkach powyżej 2 zł za 1 kWh. W ciągu roku ceny energii dla przedsiębiorców wzrosły prawie 3-krotnie! Duzi odbiorcy, którzy kontraktują energię na dłuższe okresy (np. samorządy), płacą więcej. Obecne stawki są tymczasowe – zmieniają się nawet co 2-3 miesiące (nie dotyczy to jedynie kontraktów terminowych, tu jednak podwyżki sięgają nawet 900 proc.).
  • Projekt ustawy o zamrożeniu cen energii ma (w bardzo niewielkim stopniu) chronić osoby korzystające z ogrzewania elektrycznego, jednak nie mówi nic o użytkownikach aut na prąd.

Czego nie wiemy dziś:

  • Nie znamy stawek, jakie będą obowiązywały gospodarstwa domowe po przekroczeniu ustawowego limitu 2000 kWh (do 3000 kWh rocznie w przypadku posiadaczy Karty Dużej Rodziny), wiemy jedynie, że będą wyższe niż obecnie.

Drogi prąd w domu – to naładuję się w mieście?

Volvo C40 Recharge, ładowanie samochodu elektrycznego, stacja ładowania, ładowarka GreenWay Foto: Krzysztof Grabek / Auto Świat
Volvo C40 Recharge, ładowanie samochodu elektrycznego, stacja ładowania, ładowarka GreenWay

Jeśli ktoś sądzi, że wobec drastycznych podwyżek domowych cen prądu (powyżej ustawowego limitu) naładuje auto taniej w mieście – jest w błędzie. Otóż dawniej uznawane za bardzo wysokie, a dziś – umiarkowane ceny na publicznych ładowarkach również są tymczasowe, czego operatorzy stacji ładowania samochodów nie kryją. Jeśli ceny na publicznych ładowarkach są względnie stabilne, to tylko dlatego, że firmy kontraktują energię na dłuższe okresy, unikają też zawierania kontraktów tylko z jednym dostawcą. Gdy jednak kolejne kontrakty wygasają i są zastępowane przez mniej korzystne, ceny muszą rosnąć. Rafał Czyżewski, prezes Greenway Polska:

"Ceny ładowania samochodów elektrycznych w przypadku naszej sieci aktualizowane były ostatnio w pierwszym kwartale tego roku. Od tego czasu sytuacja na rynku energetycznym zmieniła się diametralnie. (...) W miarę możliwości staramy się odkładać w czasie zmiany cenników. Zwiększamy też udział OZE jako źródła zasilającego naszą sieć w energię. Ale jeśli ceny energii, którą kupujemy od producentów, będą rosły, znajdzie to swoje odzwierciedlenie w cenach ładowania".

Tymczasem E.ON sprzedaje prąd "na ulicy" już po 1,99 zł za 1 kWh bez względu na szybkość ładowarki. Wzrosły też ceny na superchargerach Tesli – do 2,65 za kWh. A przecież będzie drożej.

Zamierzasz kupić elektryka? Poczekaj chwilę!

Są tacy, co na auta elektryczne przesiedli się z powodu przekonania, że w ten sposób mniej szkodzą środowisku lub przynajmniej najbliższemu otoczeniu. Inni jeżdżą elektrykami, bo lubią – faktem jest, że w warunkach miejskich jest to dla użytkownika szczególnie przyjazny rodzaj napędu. Większość kupujących auta elektryczne liczy jednak koszty i ich rzesza będzie się powiększać. Jedni zaczną liczyć, bo nie lubią przepłacać, a inni – bo nie będą mieli innego wyjścia.

Pewne jest, że jeśli ktoś zamierza kupić samochód elektryczny tylko po to, aby jeździć taniej, powinien wstrzymać się z tą inwestycją. Wiadomo bowiem, że będzie drożej i wcale nie ma pewności, że prąd jako paliwo do auta będzie tańszy niż benzyna. Może być droższy.