• Ford F-150 to najpopularniejsze auto USA, produkowane od 75 lat, teraz także z napędem elektrycznym, budzi sensację i ciekawość Amerykanów
  • W drogę z Los Angeles przez Reno do San Francisco i z powrotem wybraliśmy się topową wersją Forda F-150, dwa razy droższą od podstawowej
  • Ford F-150 Lighting ma potężny moment obrotowy ponad 1000 Nm, więc startuje jak błyskawica, ale potrafi też spokojnie i komfortowo
  • Zasięg wystarcza na bezproblemowe poruszanie się po Kalifornii, ale podróż wymaga starannego planowania

Trudno o samochód, który kojarzyłby się bardziej z codziennym życiem Ameryki niż Ford F-150. To sprzedawany w milionach sztuk wół roboczy farmerów, rzemieślników i właścicieli domów. Używany, podrapany, pogięty, ale niezniszczalny – i tak już od 1947 r. Najmniejszy z serii F i najtańszy stoi w całym kraju przed domami, często niewiele większymi od niego. W ostatnich latach rozwinął się w kierunku zdigitalizowanej nowoczesności – mniejsze, oszczędniejsze silniki, mniejsze spalanie, mniej zanieczyszczeń, ale zawsze z potężnymi końcówkami wydechu i donośnym brzmieniem dobrego starego V8.

A teraz to. Jedziemy najnowszym Fordem F-150 Lightningiem po legendarnym Bulwarze Zachodzącego Słońca w Los Angeles. Bez wydechu, ciszę zakłóca tylko szmer toczenia opon. Gdy nad Hollywood zapada wieczór, Ford ukazuje swoje właściwe oblicze. Biały łuk LED-ów na całej szerokości przodu i czerwone poziome pasmo świetlne z tyłu zdradzają: to jest F-150 Lightning – nowy elektryczny pikap. Ludzie zatrzymują się, patrzą i oczom nie wierzą, a gdy już dojdą do siebie, pytają: "Skąd go macie? Ile kosztuje? Ile wyciąga?"