W mailu tym zostali poinformowani, że począwszy od września, będą musieli płacić państwu podatek rejestracyjny w wysokości 200 dolarów rocznie. Jeśli będą chcieli kupić nowy pojazd elektryczny, zapłacą dodatkowe 400 dolarów z góry.
Ustawodawcy nałożyli nową opłatę na pojazdy elektryczne, aby zastąpić podatki od benzyny utracone w wyniku przejścia na auta elektryczne. Zwolennicy nowych regulacji twierdzą, że dzięki temu każdy kierowca płaci sprawiedliwie. Według rzeczników praw konsumentów, opłata ta jest jednak niemal dwukrotnie wyższa od tego, co przeciętny kierowca zapłaciłby w podatkach na stacjach benzynowych.
Samochody elektryczne narzędziem w politycznej grze
Niezmieniony od 1991 r. podatek od gazu w Teksasie jest jednym z najniższych w kraju, a nowe opłaty za pojazdy elektryczne są jednymi z najwyższych. To nie przypadek. Rosnąca liczba stanów, w większości kierowanych przez republikanów (ale nie tylko, bo zdarzają się i takie, w których rządzą demokraci), wprowadza kolejne przeszkody dla właścicieli samochodów elektrycznych - od nowych podatków za korzystanie ze stacji ładowania, przez ograniczenia w sposobie sprzedaży aut elektrycznych, po opłaty rejestracyjne, które krytycy nazywają podatkami karnymi.
Wprowadzając podatek rejestracyjny, Teksas dołączył do około 30 stanów, które nakładają opłaty rejestracyjne na pojazdy elektryczne.
- Istnieją już wyraźne bariery dla konsumentów - powiedział Dylan Jaff, analityk ds. zrównoważonego rozwoju w Consumer Reports. - Kolejne podatki nakładane na samochody elektryczne są dla niektórych konsumentów wystarczającym argumentem, by nie kupować auta na prąd. Tak spowalnia się transformację - dodał.
Te przeszkody wpisują się w trend oporu stanów rządzonych przez republikanów wobec planów administracji Bidena mających na celu zmniejszenie emisji dwutlenku węgla pochodzącej z transportu - największego źródła emisji w USA - poprzez zwiększenie udziału sprzedaży samochodów elektrycznych. Biden wprowadził hojne dotacje dla aut elektrycznych w ramach niedawnych ustaw, co ma związek z nowymi normami zanieczyszczeń przygotowanymi przez Agencję Ochrony Środowiska. Efekty widać jak na dłoni - prognozuje się, że amerykański rynek samochodów elektrycznych będzie dwa razy większy niż jeszcze w 2021 r.
Samochody elektryczne i i podatek dla bogaczy
Opłaty i podatki od pojazdów elektrycznych są popularne wśród konserwatystów, ponieważ ludzie postrzegają je jako podatek nakładany na bogatych kierowców. Kilka lat temu takie myślenie było uzasadnione, ale dziś, gdy ceny aut na prąd nie wyróżniają się na tle cen samochodów spalinowych, to jedynie pokłosie dawnej, już nieaktualnej rzeczywistości.
Dziś kierowcy w USA często wybierają pojazdy elektryczne ze względu na oszczędność (ładowanie jest znacznie tańsze niż tankowanie), ale nowe roczne opłaty w kolejnych stanach ograniczają tę korzyść. Są też podatki, które cofają Amerykanów w czasie do momentu, w którym różnice w cenach aut elektrycznych i spalinowych były kolosalne - to też zasługa nowych podatków stanowych.
- Wysokie opłaty za pojazdy elektryczne mają wywrzeć efekt psychologiczny. Auta na prąd są tańsze w eksploatacji niż auta spalinowe i nawet najwyższe nowe opłaty nie wystarczą, aby to zmienić - powiedziała Rachel Goldstein, kierownik ds. badań i modelowania w Energy Innovation. - Ta nowa teksańska opłata, owszem, sprawi, że użytkowanie samochodu elektrycznego będzie nieco droższe w skali roku, ale i tak będzie tańsze niż jazda autem spalinowym.
Nie zmienia to faktu, że stereotyp mówiący o tym, że samochody elektryczne to zabawki dla bogaczy, zostaje przez nowe podatki utwierdzony.
- Ludzie nie zawsze kupują pojazdy w oparciu o własną analizę całkowitego kosztu posiadania. Większość ludzi nie wykonuje tego ćwiczenia - powiedziała Sara Baldwin, starszy dyrektor ds. elektryfikacji w Energy Innovation. - Jeśli jednak dostają jasny komunikat, że zakup samochodu elektrycznego oznacza dla nich przymus płacenia kolejnego podatku, to zdecydowanie będzie to dla nich bariera. Nowe podatki najpewniej będą miały negatywny wpływ tempo elektryfikacji amerykańskiej floty samochodów.
Sprawiedliwy jak podatki
Trudno jest ocenić sprawiedliwość stanowych podatków nakładanych na samochody elektryczne, ponieważ te od benzyny też są różne, w zależności od stanu. Przykładowo, wysokość podatku paliwowego za galon benzyny w Mississippi to 19 centów, a w Kalifornii to aż 68 centów (galon to jednostka miary używana w kontekście paliwa m.in. w USA - galon to niecałe 4 l - red.). To najczęściej podawany przez konserwatystów argument w wojnie wokół samochodów elektrycznych. Dlaczego w jednym stanie trzeba płacić większą daninę za tankowanie auta spalinowego niż w innym? Skoro tak, to mamy prawo żądać większych opłat za ładowanie i kupowanie samochodów elektrycznych u siebie. I trudno byłoby odmówić temu argumentowi logiki, gdyby nie zajrzało się do danych.
Jak wyliczył Consumer Report, coroczna opłata rejestracyjna w wysokości 200 dol. w Teksasie jest ponad dwa razy wyższa od kwoty podatku paliwowego. Opłata w Missouri ma rosnąć o 20 proc. rocznie i do 2025 r. będzie trzykrotnie wyższa od porównywalnego podatku paliwowego. Większość proponowanych opłat dla właścicieli samochodów elektrycznych jest jeszcze bardziej represyjna niż istniejące opłaty paliwowe. Argument wyrównywania strat poniesionych po przesiadce do aut elektrycznych nie jest zatem trafiony. To zwyczajna polityczna wojna.
Senator Robert Nichols, republikański przewodniczący Komisji Transportu, który napisał ustawę podnoszącą opłaty rejestracyjne dla samochodów elektrycznych, powiedział, że ustawodawcy ustalili opłatę w wysokości 200 dol. na podstawie raportu kilku agencji stanowych. Senat Teksasu jednogłośnie zagłosował za nałożeniem nowej opłaty na auta elektryczne.
Samochody elektryczne w politycznym mainstreamie w USA
Bez dwóch zdań samochody elektryczne stały się orężem w rękach polityków i na dobre zagościły w politycznym mainstreamie w USA. Przykład z lutego: ustawodawcy w Wyoming przygotowali rezolucję wzywającą do zakończenia sprzedaży pojazdów elektrycznych w stanie do 2035 roku. To była odpowiedź na zatwierdzenie przez kalifornijskie organy regulacyjne stanowego planu zakończenia sprzedaży aut spalinowych do 2035 r. Rezolucja z Wyoming nie przełożyła się na zmiany legislacyjne - żadnego zakazu nie wprowadzono. Ale efekt polityczny został osiągnięty.
Inne projekty legislacyjne miały nagłośnić kontrowersje wokół procesu produkcyjnego aut elektrycznych, a konkretniej wykorzystywania m.in. litu podczas produkcji akumulatorów trakcyjnych (tzw. baterii samochodów elektrycznych - red.). Znaczna część łańcucha dostaw litu opiera się na chińskich firmach oskarżanych o wykorzystywanie pracowników przymusowych w prowincji Xinjiang. Jest też kwestia kobaltu - jego znaczna ilość pochodzi z kongijskich kopalni, które wykorzystują pracę dzieci.
Kongres próbował rozwiązać tę kwestię. Ustawa o redukcji inflacji, która przeznacza miliardy dolarów na ulgi podatkowe dla pojazdów elektrycznych, nakłada ograniczenia na samochody i akumulatory pochodzące od "zagranicznych podmiotów budzących obawy".
Samochody elektryczne w ogniu krytyki. Dosłownie
W politycznych przepychankach o auta elektryczne często przewijającym się wątkiem są pożary samochodów elektrycznych. Wszystkie dostępne statystyki wskazują jasno, że występują one znacznie rzadziej niż w przypadku samochodów spalinowych, ale w dyskusjach politycznych nie chodzi o dane, a o emocje.
Pożary budzą niepokój i są pożywką dla konserwatystów, którzy chcą zahamować rozwój pojazdów elektrycznych. Przykładowo, konserwatywna organizacja American Legislative Exchange Council rozpowszechniła projekt modelowej ustawy, którą ustawodawcy mogliby wykorzystać do zakazania władzom stanowym i lokalnym kupowania pojazdów elektrycznych służących np. do przewozu dzieci.
- Tak szybko przechodzimy na pojazdy elektryczne, że tylko pogarszamy sytuację - powiedział Jim Gooch (R), wieloletni przewodniczący komisji ds. energii w Izbie Reprezentantów stanu Kentucky. - Problemy te mnożą się, ponieważ urzędnicy chcą zelektryfikować floty rządowe, w tym floty szkolne. Z całą pewnością nie chcę wsadzać moich dzieci do elektrycznego autobusu szkolnego. Po prostu nie chcę tego robić i będę walczył w każdy możliwy sposób, aby upewnić się, że w Kentucky tak nie będzie - dodał.
Teksas nie chce zostać w tyle
Wróćmy jeszcze do kwestii nowego podatku od samochodów elektrycznych wprowadzonego w Teksasie. Robert Nichols, który od 2013 r. przewodniczy senackiej komisji transportu w tym stanie, powiedział, że teksańscy ustawodawcy nie chcą zniechęcać do aut elektrycznych i że sam rozważa zakup jednego z nich. Nowa opłata rejestracyjna jest raczej jednym z kilku sposobów, w jaki stan próbuje zrównoważyć malejące wpływy z podatku paliwowego i innych podatków wokół aut spalinowych. Nichols powiedział, że rynek pojazdów elektrycznych powinien być napędzany przez sektor prywatny, a nie publiczny, w tym stanowy i ogólnokrajowy. Dodał jednak, że przy tak dużych środkach federalnych przeznaczanych na dotacje do pojazdów i stacje ładowania, Teksas nie chce pozostać w tyle.
Stan wykorzystał federalne pieniądze na infrastrukturę do ładowania aut elektrycznych, ale jednocześnie tamtejsi politycy oskarżają administrację Bidena o próbę zniekształcenia rynku w celu promowania pojazdów elektrycznych. Najwyraźniej nie jest to jednak wystarczający powód, aby odrzucić fundusze centralne.
Autorzy: Mike Lee, Adam Aton, POLITICO