Producenci mówią, że chcemy jeździć szybciej. O ile? - na to każdy musi odpowiedzieć sobie sam, przed własnym sumieniem biorąc pod uwagę własne umiejętności, możliwości auta i przede wszystkim warunki na naszych drogach. Bo sprawa dotyczy także Polski, gdzie sprzedaje się coraz więcej drogich, a więc i szybkich samochodów.

Według doniesień serwisu AutomotiveNews, producenci aut zdolnych do bardzo szybkiej jazdy powoli i po cichu skłaniają się ku odłożeniu w kąt swojej nieformalnej umowy dotyczącej blokowania rozpędzania się ich samochodów ponad 250 km/h. Takie marki jak Audi, BMW, Mercedes, Jaguar, czy Lexus twierdzą, że ich klienci nie lubią elektronicznych systemów odcinających dopływ paliwa i redukujących pęd ku prędkości.

Chodzi tu zwłaszcza o pojedynek na możliwości: każde Porsche, nawet mały Boxster, ale nie Cayenne, jest zdolne do jazdy powyżej 250km/h - firma daje swoim klientom sposobność do pełnego wykorzystania potencjału auta. Z kolei mocniejsze wersje limuzyn (a zwłaszcza wersje M-Power u BMW i AMG u Mercedesa) dławią silnik zgodnie z elektronicznym zabezpieczeniem.

Podkomisarz Marcin Szyndler, KG Policji:

"W Polsce obowiązują ścisłe przepisy ograniczające maksymalną możliwą prędkość, z jaką mogą poruszać się samochody i Policja nie przewiduje żadnych zmian w tym zakresie. Nie będzie także żadnych zmian w funkcjonowaniu Policji - wszyscy kierujący nadal muszą liczyć się z takimi samymi konsekwencjami w przypadku łamaniu prawa."

Natomiast jeżeli chodzi o sam czynnik psychologiczny i bezpieczeństwa: "W Polsce nie ma tak naprawdę dróg, które pozwalałyby na rozpędzenie się i utrzymanie takiej prędkości. Najbardziej boimy się natomiast o młodych kierowców. Ci jednak mają ograniczony dostęp do mocnych aut. Niektórzy kierujący są natomiast niebezpieczni bez względu na prędkość."

Maciej Janiszewski, Marketing & PR Manager, JLR Polska, importer aut Jaguar i Land Rover:

"Dla polskiego rynku ta informacja nie ma większego znaczenia. Sprawę prędkości maksymalnej jasno regulują przepisy ruchu drogowego i jakiekolwiek zmiany w elektronicznych ograniczeniach osiągów samochodów są raczej zabiegiem marketingowym. Auto są już świetnie wyposażone, a więc klientów ma przyciągnąć możliwość osiągania coraz większych prędkości, także w takich samochodach jak Land Rover."

Włodzimierz Zientarski, redaktor naczelny magazynu Auto VIP, współautor programu Pasjonaci:

"Aberracji nie ma końca. Powinno się to zakończyć zaskarżeniem koncernów motoryzacyjnych o produkowanie śmiercionośnych aut, na podobnej zasadzie jak zrobili to chorzy na raka z koncernami tytoniowymi. Ich zdaniem powodowały u nich chorobę poprzez uzależnianie od swoich produktów, a koncerny motoryzacyjne wyzwalają w nas potrzebę szybkiej jazdy, kiedy jedynym krajem, który na to zezwala są Niemcy. Czysta paranoja i chwyt marketingowy."