Wśród oferowanych Ferrari są modele zabytkowe z lat 50. 60., 70. i 80. oraz młodsze, w tym kilka wyprodukowanych już po roku 2000.
Bardzo rzadko się zdarza, aby tak duża kolekcja Ferrari pojawiała się w ofercie na rynku. Sensację potęguje fakt, że 12 z wystawionych Ferrari pochodzi z kolekcji Aurora – szwedzkiego kolekcjonera, o której do tej pory nie słyszeli nawet znawcy sportowej włoskiej marki. Kolekcja powstawała po cichu w Szwecji, jej właściciel nie chwalił się swoimi zbiorami, nie uczestniczył w zlotach czy konkursach elegancji.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Wśród tuzina wystawionych Ferrari ze szwedzkiej kolekcji Aurora najdroższy jest model 250 GT SWB Berlinetta z 1961 r. To jeden z 165 wyprodukowanych egzemplarzy. Specjaliści z RM Sotheby's szacują, że podczas licytacji powinien osiągnąć cenę 7,5-8,5 miliona euro. Aktualne cenniki klasyków za to auto w stanie idealnych (tzw. jedynka) podają cenę 9,4 mln euro.
O połowę tańsze jest Ferrari 500 TR Spider z 1956 r., także z kolekcji Aurora. Przewidywana cena to 4,4-4,95 mln euro.
Trzeci model z kolekcji Aurora, na który warto zwrócić uwagę to Ferrari 365 GTS/4 Daytona Spider z 1971 r. Powstało zaledwie 122 egzemplarze, przewidywana cena aukcyjna to 2,75-3,3 mln euro.
Podczas licytacji w Villi Erba pod młotek pójdzie jeszcze kilka Ferrari, za które należy wyłożyć kilka milionów euro, np. Ferrari Monza SP1 z 2019 r. (2,5-3,0 mln euro), czy model 275 GTB/4 z 1967 r., którego cenę oszacowano na 2,8-3,3 mln euro.
A teraz dobra wiadomość dla tych Ferraristi, którzy do 20 maja nie zdołają zebrać kilku milionów euro. Jest kilka atrakcyjnych, znacznie tańszych modeli. Np. Testarossa z 1986 r. ma szacunkową wycenę 120-180 tys. euro. Tak samo wyceniono Testarossę z 1987 r. Za model 512 TR z 1992 r. organizatorzy aukcji spodziewają się uzyskać 180-250 tys. euro. Ciekawostka – te trzy modele są w kolorze czarnym i pochodzą z kolekcji The Black On Black.
Przystępną (jak na klasyczne Ferrari) wycenę ma model 550 Maranello z 1997 r. – spodziewana cena aukcyjna to 100-150 tys. euro. Jeszcze tańszy jest model 360 Spider z 2002 r. (75-115 tys. euro).
Jako ciekawostkę można też podać, że na aukcji wystawiony będzie torowy bolid Ferrari 312 PB z 1972 r. z udokumentowaną historią startów i zwycięstw. Tu spodziewana suma jest kosmiczna – 14-18 milionów euro. Ale ten pojazd może startować tylko na torze, a jego kierowca musi mieć doświadczenie i umiejętności. Ciekawe, czy któryś z kolekcjonerów wyłoży taką sumę? Ciekawe też, czy w aukcji weźmie udział piłkarz Leo Messi – okazuje się, że to również Ferraristi – w swoim garażu Leo ma zabytkowe Ferrari 335 S z 1957 r. Kupił je za 35 milionów dolarów.
Oprócz Ferraristi udział w aukcji 20 maja zapowiadają fundusze inwestycyjne, które w ostatnim czasie interesują się klasycznymi samochodami, a szczególnie rzadkimi modelami Ferrari. Okazja do inwestowania jest dobra – w ostatnich pięciu latach ceny wielu modeli Ferrari (i w ogóle także innych marek) spadły o kilka-kilkanaście procent. To efekt Covidu, niepewności na rynkach finansowych, odwołania targów, aukcji i zlotów oldtimerów. Teraz sytuacja powoli wraca do normy, a to oznacza, że klasyczne, dobrze utrzymane modele aut będą drożały.