Radziecka Wołga nie kojarzyła się w Polsce dobrze. Dziś mało kto już pamięta opowiadane po cichu i z trwogą historie o czarnych Wołgach, którymi porywano nie tylko niegrzeczne dzieci.
Czarny, błyszczący lakier, niemal 5 metrów długości, komfortowe wnętrze mogące pomieścić nawet 6 osób, chromy, plusz... To nie amerykańska limuzyna, tylko samochód, który powstał w Związku Radzieckim! Jak głosiła ówczesna anegdota, Wołga to auto przeznaczone dla klasy robotniczej, tyle że prowadzone rękoma jej wybitnych przedstawicieli (czytaj – członków rządzącej partii komunistycznej).
Właściwie jedynym sposobem zdobycia takiego auta przez „zwykłego”, radzieckiego człowieka było wygranie go w loterii państwowej. W innych krajach demokracji ludowej widok czarnej Wołgi na ulicy mógł budzić grozę – ten model upodobały sobie służby bezpieczeństwa. Również w Polsce Wołga kojarzyła się głównie z partyjnymi dygnitarzami lub ze znienawidzoną bezpieką. Ale nie tylko!
Wołga – legenda o porywaniu dzieci
Z lat 70. pochodzi jedna z dziwniejszych legend PRL-u. Pocztą pantoflową rozpowszechniano historię o Wołdze, którą porywano dzieci, żeby sprzedać ich krew i szpik chorym na białaczkę bogatym Niemcom, oczywiście z Niemiec Zachodnich. Co ciekawe, pasażerami budzącej grozę czarnej limuzyny mieli być ponoć ksiądz i zakonnice. Na szczęście te czasy minęły i teraz można spojrzeć na to auto bez dziwnych skojarzeń i obaw.
GAZ-24 Wołga – limuzyna dla dygnitarzy
GAZ 24 (tak brzmi oficjalna nawa tego modelu) został zaprezentowany w 1967 r. Powstało niemal półtora miliona egzemplarzy. Znakomita większość z nich trafiła na drogi i bezdroża ZSRR i tzw. bratnich państw. Jednak nawet na kapitalistycznym Zachodzie Wołgi miały amatorów. Powód był prosty: dumpingowa cena w porównaniu z zachodnią konkurencją.
Spoglądając na Wołgę, nie sposób nie zauważyć jej uderzającego podobieństwa do aut amerykańskich z lat 60. Jak twierdzą znawcy tematu, było ono zupełnie nieprzypadkowe. Rosjanie ponoć po prostu kupili w Stanach kilka egzemplarzy najlepszych wówczas aut klasy średniej, następnie rozłożyli je na części i skopiowali. Oczywiście konstrukcję dopasowano do radzieckich realiów. Efekt? Całkiem niezły. W latach 60. Wołga nie była szczytem możliwości technicznych, ale na pierwszy rzut oka nie odstawała za bardzo od konkurencji zza żelaznej kurtyny. Przynajmniej do połowy lat 80. nie można było narzekać na jakość wykonania.
Wołga oferowała pięciu pasażerom całkiem przyzwoity komfort podróżowania, a na niezbyt wygodnej dostawce między przednimi fotelami mogła podróżować szósta osoba. Niestety, właściwości jezdne to efekt kompromisu – samochód wprawdzie był komfortowy, poruszał się w terenie sprawniej niż niejeden dzisiejszy SUV, jednak na krętych drogach potrafił sprawiać niemiłe niespodzianki, utrzymywanie kierunku jazdy nie było łatwe.
Rewolucyjnej czujności wymagały hamulce: przy wszystkich kołach zamontowano bębny, jednak w porównaniu z poprzednikiem, modelem GAZ 21, postęp był ogromny – tym razem układ miał wspomaganie.
Do dostojnej linii nadwozia „krążownika” nie najlepiej pasował silnik. Mimo, że pod maską znalazłoby się miejsce nawet dla jednostki V8, montowano znany również z UAZ-a 4-cylindrowy motor o pojemności 2,4 litra. Nie zapewniał oszałamiających osiągów (prędkość maksymalna 135-145 km/h), nie grzeszył nadmierną kulturą pracy, ale za to był względnie trwały i prosty w naprawach. Wersje na rynek lokalny miały stopień sprężania 6,7, co pozwalało na tankowanie benzyny (a właściwie czegoś, co przypominało benzynę) o liczbie oktanowej nawet poniżej 76. Takie paliwo „zabiłoby” każde współczesne auto w ciągu kilku minut!
Na niektórych rynkach Wołgi sprzedawano też z zachodnimi silnikami wysokoprężnymi. W Polsce takie przeróbki były popularne wśród taksówkarzy, bo Wołga ze standardowym silnikiem paliła dużo – przy spokojnej jeździe należało się liczyć ze zużyciem 12-14 l/100 km.
W Rosji Wołgi GAZ-24 nadal widać na drogach, ale w Polsce właściwie już ich nie ma. Powód jest prosty: na początku lat 90. niemal wszystkie zostały wywiezione z powrotem na Wschód. Nieliczne egzemplarze wywołują spore zainteresowanie przechodniów i kolekcjonerów pojazdów z tzw. demoludów.
GAZ-24 Wołga – poszukiwany oldtimer
GAZ-24 Wołga jako oldtimer cieszy się w ostatnich latach dużym zainteresowaniem kolekcjonerów – także na Zachodzie. Wg. niemieckich cenników egzemplarz w stanie idealnym (odrestaurowany i 100-procentowo oryginalny) kosztuje ok. 20 tys. euro (ok. 90 tys. zł). Jednak takich Wołg jest jak na lekarstwo. Egzemplarze dobrze zachowane można kupić za połowę tej sumy.
GAZ-24 Wołga – dane techniczne
Silnik | Benzynowy, 4-cylindrowy |
Pojemność | 2445 ccm |
Moc maksymalna | 95 KM |
Maks. moment obrotowy | 185 Nm |
Prędkość maks. | 145 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 23 s |
Wymiary (dł./szer./wys.) | 4735/1800/1490 mm |
Zużycie paliwa (śr.) | 12-14 l/100 km |
Masa | 1320 kg |
Poj. bagażnika | 580 l |
Nadwozie dobrze przeszklone
Podobieństwo do aut amerykańskich z lat 60. oczywiste
Prosty, ale dość elegancki kokpit. Skrzynia manualna, 4-biegowa
Wygodne fotele
Z tyłu mnóstwo miejsca. Wołgi GAZ-24 często wykorzystywano jako taksówki
Kanapa 3-osobowa
Bagażnik o poj. 580 l. Z lewej strony zestaw narzędzi
Licznik wyskalowany do 160 km/h, ale maksymalna prędkość nie przekraczała 140-145 km/h