Gdyby nie jaskrawy lakier „Calypso Coral” i żółte „Laser Stripes”, Torino GT mogłoby uchodzić za niepozorny i łagodny samochód. Dlaczego tak? Otóż w przeciwieństwie do konkurentów Torino nie wyróżniało się niczym szczególnym na tle propozycji innych marek. Nie miało na tyle mocnego silnika, żeby wprawiać młodzież w osłupienie, tak jak np. Pontiac GTO.
Fordem Torino nigdy też nie jeździł żaden Frank Bullitt alias Steve McQueen. Brakuje mu też perwersyjnego spoilera niczym w Plymoucie, nie wywołał też takiej histerii, jak jego brat Mustang. Nie oznacza to jednak, że Torino nie ma nic do zaoferowania.
Marketingowcy Forda pytali potencjalnych klientów w reklamie prasowej: How can something this hot look that cool? – czyli: Jak coś tak gorącego może wyglądać tak cool? Lubili też zwracać ich uwagę na obecność Torino w serii NASCAR: Wychowywało się w niebezpiecznej okolicy... Daytona, Riverside, Atlanta. Mowa była oczywiście o słynnych owalach, na których się ścigano.
Akurat w sezonie 1970, kiedy to fabrykę opuścił nasz testowy egzemplarz, w NASCAR triumfowali głównie kierowcy Dodge’a i Plymoutha. Jednak komu potrzebne są puchary, gdy na wyciągnięcie ręki ma sławę, chwałę i uznanie najurokliwszych maturzystek? Szkolne łobuzy marzyły o Fordzie Torino Sports Roof, który był dostępny z 6,9-litrowym silnikiem w trzech wariantach mocy: 429 Thunder Jet (360 KM SAE), 429 Cobra Jet (370 KM SAE) i topowy 429 Super Cobra Jet (375 KM SAE). Wszystkie z nich były dostępne w wersjach wyposażenia GT i Cobra.
Nasz testowy pojazd to najsłabsza odmiana. W żadnym wypadku nie brakuje jej jednak mocy. Groźnie bulgoczący silnik Thunder Jet kipi temperamentem i zwija asfalt już przy niskich obrotach. Dzięki swym rozmiarom i masie nadwozie pozostaje obojętne na dramatyczne wydarzenia dziejące się na styku kół i asfaltu.
Kto pewną ręką obsługuje dziwaczny lewarek manualnej skrzyni biegów i precyzyjnie dozuje dopływ paliwa oraz rezerwy trakcji, ten może osiągać naprawdę imponujące czasy na wyścigach na 1/4 mili. Mimo wszystko Torino lepiej nadaje się do spokojnej jazdy w piątkowe wieczory niż do walki o dziesiąte części sekundy na prostej.
Kierowca woli się wygodnie rozsiąść na pokrytych białym skajem fotelach, leniwie oprzeć dwa palce na kierownicy, a prawą ręką obejmować słodką, piękną blondyneczkę. Być może Ford Torino jest też dla tych, którzy już nieco wyrośli z ryzykownych zabaw, ale lubią mieć zapas mocy pod maską. Wśród swoich konkurentów to auto próbuje najmniej się wyróżniać, ale gdy trzeba, potrafi dotrzymać im kroku.
Ford Torino - podsumowanie
Gładkie kształty, mnóstwo mocy: nieco zapomniany siłacz ze stajni Ford Motor Company opanował szpagat między luksusowym coupé a ścigaczem na 1/4 mili. To propozycja dla tych, którzy nie znoszą mainstreamu, ale chcą się cieszyć charakterem prawdziwego muscle car.
W tym porównaniu Torino GT wypada jednak nie najlepiej: nie jest ani najmocniejsze, ani też najszybsze. Nadrabia jednak wyglądem, oryginalnością i dojrzałością. Ostateczny atut to stosunkowo niewygórowana cena.
Ford Torino GT 429 - dane techniczne
Silnik | benz. V8, wzdłużnie |
Liczba zaworów/wałków rozrządu | 16/1 |
Napęd rozrządu | łańcuch |
Pojemność skokowa | 6933 cm3 |
Średnica x skok tłoka | 104,9 x 101,2 mm |
kW (KM) przy obr./min | 265 (360)/4600 |
Nm przy obr./min | 597/3400 |
Prędkość maksymalna | 215 km/h |
Skrzynia biegów | 4b, man. |
Napęd | na tylną oś |
Hamulce przód/tył | tarczowe/bębnowe |
Ogumienie samochodu testowego | 225/70 R 14 S |
Hałas przejazdu | 82 dB (A) |
Pojemność zbiornika paliwa | 76 l |
Dopuszczalna masa całkowita | 1900 kg |
Średnie spalanie (dane fabryczne) | 23,4 l/100 km |
Emisja CO2 (wg danych fabrycznych) | 548 g/km |
Przyspieszenie 0-100 km/h (dane fabr.) | 7,1 s |
Masa własna/ładowność | 1742/158 kg |
Rozkład mas przód/tył | 60/40 proc. |
Średnica zawracania (prawo/lewo) | 13,4/15,1 m |
Hałas w kabinie przy 50/100/130 km/h | 74/78/82 dB (A) |
Nazwa modelu hołduje Turynowi, czyli stolicy włoskiej motoryzacji. Henry Ford nazywał go nawet „Detroitem Włoch”.
W przeciwieństwie do konkurentów Torino nie wyróżniało się niczym szczególnym na tle propozycji innych marek. Nie miało na tyle mocnego silnika, żeby wprawiać młodzież w osłupienie, tak jak np. Pontiac GTO.
Pod nazwą „Torino” Ford sprzedawał na początku lat 70. zarówno grzeczne rodzinne limuzyny, jak i kipiące mocą potwory.
Pierwszy właściciel tego egzemplarza zamówił swoje Torino Sports Roof bez pakietu Cobra (czarna maska i znaczek Cobry), za to w wersji GT z 4-biegową ręczną skrzynią i lewarkiem Hursta. Takie opcje wymagały wówczas dopłacenia 194 dol.
Fordem Torino nigdy też nie jeździł żaden Frank Bullitt alias Steve McQueen. Brakuje mu też perwersyjnego spoilera niczym w Plymoucie, nie wywołał też takiej histerii, jak jego brat Mustang. Nie oznacza to jednak, że Torino nie ma nic do zaoferowania.
Nasz testowy pojazd to najsłabsza odmiana. W żadnym wypadku nie brakuje jej jednak mocy.
Fotele obito białym skajem.
Poręczny lewarek do ręcznego sortowania zsynchronizowanych biegów,
Być może Ford Torino jest też dla tych, którzy już nieco wyrośli z ryzykownych zabaw, ale lubią mieć zapas mocy pod maską.
Wyposażenie seryjne Torino GT obejmowało: specjalny grill z czterema okrągłymi reflektorami, emblemat GT oraz maskę z wlotem powietrza, który tak naprawdę jest tylko atrapą.
6,9-litrowa jednostka (w amerykańskiej nomenklaturze: 429 cali sześciennych) osiąga moc 360 KM przy 4600 obrotów. I był to... najsłabszy silnik bazowy. Największe seryjne jednostki w późniejszych modelach miały 7,5 l pojemności.
Gładkie kształty, mnóstwo mocy: nieco zapomniany siłacz ze stajni Ford Motor Company opanował szpagat między luksusowym coupé a ścigaczem na 1/4 mili. To propozycja dla tych, którzy nie znoszą mainstreamu, ale chcą się cieszyć charakterem prawdziwego muscle car. W tym porównaniu Torino GT wypada jednak nie najlepiej: nie jest ani najmocniejsze, ani też najszybsze. Nadrabia jednak wyglądem, oryginalnością i dojrzałością. Ostateczny atut to stosunkowo niewygórowana cena.