Początek lat 70. XX wieku to prawdziwa katastrofa w świecie motoryzacji. Słynny kryzys paliwowy był szokiem dla zachodniego świata. Zależnie od kraju wydzielano benzynę, wprowadzano zakazy używania prywatnych aut (w Niemczech obowiązywały w całym kraju w wybrane dni wolne od pracy), zamykano czasowo stacje paliw czy autostrady dla aut prywatnych. Czy po szoku, gdy cena baryłki ropy skoczyła o kilkaset procent w górę, ktokolwiek myślał o dużym samochodzie z ogromnym i mało ekonomicznym silnikiem? Jak najbardziej!
W Stuttgarcie uznano, że nic nie stoi na przeszkodzie, by uszlachetnić Mercedesa z serii W116. W 1975 roku zadebiutował niezwykły model – 450 SEL 6,9 l. Innymi słowy, to Klasa S z przedłużonym rozstawem osi i dużym silnikiem. Właściwie, to z bardzo dużym motorem o pojemności aż 6,9 l.
Jak przystało na flagową limuzynę, cena była wręcz zaporowa – prawie 70 tys. marek niemieckich (DM). W cenie 450 SEL można było mieć co najmniej dwa egzemplarze Mercedesa W116 ze słabszym 6-cylindrowym silnikiem benzynowym o pojemności 2,8 l (każdy w cenie 28 tys. marek) lub nawet trzy Mercedesy W115 200 (po 18,3 tys. marek za sztukę)! To wszystko w czasach, gdy w Tychach ruszała produkcja Fiata 126p, Andrzej Wajda święcił premierę filmu Ziemia Obiecana, rząd wprowadzał nowe wzory tablic rejestracyjnych (charakterystyczne czarne blachy obowiązywały ostatecznie aż do 2000 roku), a w ZSRR zbudowano pierwsze Łady 2101.
Pod maską flagowego Mercedesa znalazło się ogromne V8, czyli ośmiocylindrowy silnik benzynowy M 100 o pojemności 6,9 l (do tego 3-stopniowy automat). Konstruktorzy wycisnęli z niego łącznie 280 KM mocy i 550 Nm momentu obrotowego. Z perspektywy nabywcy współczesnych modeli to żaden szczególny wyczyn. Na podobne parametry można chociażby liczyć w Klasie S 350 d z dieslem o pojemności 2,9 l. Niemniej, 45 lat temu to było nie byle co!
Jak w Citroenie, czyli Mercedes opowiada o innowacji
Ogromny silnik nie był jedynym wyróżnikiem królewskiej Klasy S. Mercedes zadbał także o samopoziomujące hydropneumatyczne zawieszenie, z którego słynął już Citroen. Niemcy oczywiście pochwalili się rozwiązaniem na swój sposób. W ówczesnym komunikacie prasowym napisano bowiem: „ta innowacja idealnie łączy doskonałe właściwości jezdne i maksymalny komfort w całym zakresie prędkości”. Przy okazji pochwalono się wydłużeniem serwisu olejowego do 15 tys. km. To również postęp 45 lat temu.
Oczywiście jaki silnik, takie osiągi. Ogromny Mercedes 450 SEL rozpędza się do 225 km/h. Sprint od 0 do 100 km/h zajmuje zaledwie 7,4 sekundy. A to wszystko na oponach w rozmiarze 215/70 R14. Mercedes wspomina również o zużyciu paliwa. V8 potrzebowało średnio ok. 16 l na 100 km, o ile nie przekraczaliśmy prędkości 110 km/h.
Najdroższa odmiana była stosownie wyposażona. Na pokładzie 450 SEL można było znaleźć: klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby termoizolacyjne, podgrzewaną tylną szybę, centralny zamek, tempomat, układ czyszczenia reflektorów czy welurową tapicerkę (skóra nie była tak modnym dodatkiem jak kilkanaście lat później). Na liście opcji znalazły się elektrycznie sterowane okno dachowe (dopłata 987 marek) czy zaawansowany telefon samochodowy Becker (ponad 13,5 tys. marek).
W ciągu pięciu lat powstało łącznie 7 380 egzemplarzy 450 SEL 6,9. Jeden z nich zagrał w dobrze znanym filmie "Ronin". Za kierownicą Jean Reno, a na fotelu pasażera Robert de Niro. Scena z pościgu za dwoma Peugeotami 605, Citroenem XM (dociekliwi dostrzegli błąd w postaci ujęć z dwoma różnymi egzemplarzami) oraz Audi S8 to prawdziwa pozycja obowiązkowa nie tylko dla miłośników kina samochodowego.