O piątej rano w Detroit panuje jeszcze kompletny mrok. W spacerowym tempie przemierzamy stereotypowe amerykańskie osiedle parterowych domów z idealnie przyciętym trawnikiem. Gdzieś tu, w którymś garażu, oczekuje nasz jubilat.
Czego się można spodziewać, gdy superbohater obchodzi 50. urodziny? Zdecydowanie jest to pozytywna postać. Wczesne Mustangi są jeżdżącym dowodem na to, jak opłacalna jest właściwa kombinacja dobrego designu i uczciwej ceny. Dzięki temu, że auta te były cenowo dostępne, zawsze spotykają się z sympatią, i to na całym świecie – warto kiedyś przekonać się o tym na własnej skórze.
To co najbardziej przeraża w obchodach tych urodzin, to liczba 50. Tyle lat minęło bowiem od czasu, gdy światu zaprezentowano efekt prac, którymi kierował legendarny Lee Iacocca. Początkowo musiał się nieźle namęczyć, żeby przekonać do swojego pomysłu Henry’ego Forda II. Iacocca rozpoczął karierę w Fordzie w 1946 r. jako praktykant.
Szybko jednak awansował i w latach 60. umiejętnie rozpoznał potrzeby młodych Amerykanów – liczna generacja powojennych „babyboomerów” nie chciała jeździć nudnymi Fordami Fairlane'ami, lecz czymś bardziej porywającym i przede wszystkim sporo tańszym. Iacocca i jego naczelny inżynier Donald Frey wyobrazili sobie dwumiejscowego roadstera. Pierwotny projekt, zwany roboczo T5, zakładał zastosowanie silnika V4 z niemieckiego Taunusa 12M. Motor miał być umieszczony centralnie za fotelami. Pomysł jednak nie spodobał się zarządowi.
Na szczęście Iacocca przygotował plan B. Nakazał stylistom narysować dwudrzwiowe 2+2, które wykorzystywałoby tanią technikę z produkowanych już modeli Forda, jak chociażby z Falcona – to był strzał w dziesiątkę. Pierwsze reakcje na Mustanga okazały się znakomite. Auto było tak tanie w produkcji, że cennik zaczynał się od 2368 dolarów za wersję 6-cylindrową – młodzi Amerykanie ruszyli szturmem do salonów Forda.
Jeszcze kilka liczb i wracamy do Detroit, żeby odpalić Mustanga. Rankiem 17 kwietnia 1964 r. Ford zaprezentował auto na wystawie światowej w Nowym Jorku, a już wieczorem było aż 22 tys. zamówień na nie. Nie minęło 18 miesięcy, gdy sprzedano milion sztuk! W salonach dochodziło do dantejskich scen, które akurat nam w Polsce mogą wydawać się znajome. W Chicago musiano zamknąć Mustangi w osobnym pomieszczeniu, żeby zapobiec wybuchowi paniki wśród mas, które napierały na salon sprzedaży.
W Teksasie na jeden dostępny samochód przypadało średnio 15 chętnych. Ten, który oferował najwięcej, spał w Mustangu dopóty, aż bank zaakceptował jego czek. W Huntsville w stanie Alabama z kolei opóźnił się start wyścigu, ponieważ tłum gapiów zablokował samochód bezpieczeństwa – oczywiście, był to Mustang.
Dokładnie takim samym autem zaraz się przejedziemy. Przed nami stoi wypucowany i lśniący Fastback GT-A z 1967 r., który należy do Kathy. Uważa ona, że jej nazwisko nie ma tu znaczenia. Po prostu daje nam kluczyki i mówi: Have fun! W blasku wschodzącego słońca rozpoczynamy zwiedzanie Detroit przy akompaniamencie 6,4-litrowego V8. Pierwszy przystanek to dom Josepha Errante. Ten mężczyzna 50 lat temu pracował w Fordzie i z bliska widział narodziny Mustanga.
Siedzibę Forda za to omijamy. Mają tam co prawda Mustanga w przyfabrycznym muzeum, ale żaden egzemplarz nie służy do jazdy. To smutne! Zamiast tego nasz Mustang zabiera nas do najbardziej sekretnych zakątków Detroit – miasta obarczonego jedną z najgorszych opinii w USA. Odwiedzamy stary dworzec główny, wspaniały Fox-Theatre, jadłodajnię zwaną tutaj Diner, która wygląda zupełnie jak dawniej i tak, jak znamy to z amerykańskich filmów. Ludzie, gdy widzą nas w Mustangu, podchodzą do auta z dużą czułością, głaszczą je nawet. Dla nich to symbol czasów, gdy kryzys był obcym słowem. Mustang po prostu przywołuje dobre wspomnienia.
Podsumowanie
Mustang przeżywał różne kryzysy, jednak w dniu swych 50. urodzin wciąż jest w doskonałej formie – zarówno pierwotny model, jak i ten współczesny, który nareszcie będzie dostępny także w Polsce. Czy jednak technicznie zaawansowana najnowsza generacja odniesie taki sam sukces, jak jej pierwowzór sprzed 50 lat? Dziś młodzi ludzie nie mogą sobie już pozwolić na Mustanga, mało tego – nielicznych przed trzydziestką w ogóle stać na nowe auto. Kiedyś ten samochód dawał niczym niezastąpione poczucie wolności i dumę swoim twórcom, a dziś potrafi obudzić najlepsze wspomnienia.