Auto Świat Klasyki Youngtimer BMW M5 Touring z 1992 roku: pierwsze kombi, które z "emki" ma nie tylko znaczek

BMW M5 Touring z 1992 roku: pierwsze kombi, które z "emki" ma nie tylko znaczek

Komuś, kto nie jest ekspertem od aut marki BMW, może się wydawać, że "emki" to pospolite auta. Tak na oko co trzecie-czwarte BMW jeżdżące po naszych drogach ma charakterystyczne emblematy "BMW M-GmbH", które w teorii powinny zdobić modele, nad którymi pracowali nadworni specjaliści BMW od motorsportu. Tyle że przyczepić kolorowy znaczek do seryjnego auta, to przecież nie problem. BMW E34 M5 Touring to jednak zupełnie co innego. Kombi z silnikiem z supersamochodu w 1992 roku było spektakularnym zjawiskiem. Nadal jest!

BMW E34 M5 Touring: tym egzemplarzem jeździł niegdyś prywatnie prezes zarządu BMWAuto Świat Classic
  • BMW M5 jako ekstremalna odmiana "piątki" pojawiło się na rynku po raz pierwszy w 1985 roku, bazując na modelu E28
  • Pierwsza generacja modelu M5 dostępna była wyłącznie jako sedan
  • Kolejna generacja modelu M5, bazująca na modelu E34, trafiła na rynek w 1988 roku, na początku również wyłącznie jako sedan
  • Dopiero po czterech latach ofertę rozszerzono o kombi – wcześniej takie eksperymenty polegające na przeszczepianiu potężnych silników do wariantów "użytkowych" były domeną niezależnych tunerów
  • Bezpośrednim konkurentem BMW M5 w latach 90. był Mercedes W124 500E – opracowany wspólnie z Porsche i wyposażony w silnik V8 żywcem wzięty z modelu SL
  • Choć model W124 dostępny był przecież również w wersji kombi ( S124), to Mercedes nie zdecydował się na montowanie do niej silników V8, a topowa rzędowa szóstka w tym modelu była o dobre 120 KM słabsza od silnika z BMW M5

Ach, ten Bernd! Dziś to prezes zarządu, ale wciąż tak samo skromny – jeździ "beemką piątką" kombi. Ot, po prostu taki zwykły, rodzinny człowiek, który nie zadziera nosa… Niewykluczone, że w 1993 roku tak właśnie wyglądały rozmowy sąsiadów Bernda Pischetsriedera, wówczas 45-letniego świeżo upieczonego prezesa zarządu BMW. Monachijczyk miał już za sobą imponująca karierę – od inżyniera projektującego maszyny, poprzez człowiek planującego produkcję, szefa produkcji aż po prezesa. Można powiedzieć, że w 1993 roku Pischetsrieder osiągnął szczyt. Gdyby tylko sąsiedzi znali całą prawdę o jego aucie…

Co do skromności ówczesnego prezesa zarządu BMW: Za jedyne 18 270 marek (w tym samym czasie w Niemczech za nowiutkiego Volkswagena Golfa czy Opla Astrę w podstawowej wersji trzeba było zapłacić 19 975 marek) Pischetsrieder zamówił sobie tapicerkę z delikatnej skóry nappa (siedzenia w kolorze szampańskim, kod L7CM), skórzane wykończenie półki przy drążku biegów, drewniane listwy na boczkach drzwi, obicia słupków dachowych i podsufitki nubukiem. W jego aucie nawet wnętrze schowka na rękawiczki jest skórzane. W samochodzie szefa nie mogło też zabraknąć analogowego telefonu komórkowego za blisko 6 tys. marek. Ach ten skromniutki Bernd!

W Polsce to BMW miałoby problem z uzyskaniem żółtych blach

Dziś dawne służbowe auto szefa BMW mogłoby ubiegać się w Niemczech o historyczne tablice (w Polsce musiałoby jeszcze trochę poczekać). Samochód został po raz pierwszy zarejestrowany 14 lipca 1993 roku i nadal wygląda tak, jakby dopiero co wyjechał z fabryki. W zasadzie to można by powiedzieć, że tak naprawdę nigdy na dłużej jej nie opuścił, bo pojazd nadal znajduje się w troskliwych rękach ludzi z M GmbH. To daje mu szanse na szczęśliwą starość, bo w prywatnych rękach "emki" często kończyły marnie – czy to dlatego, że ich kierowcy nie radzili sobie z okiełznaniem ich możliwości, czy to dlatego, że nie wszyscy mechanicy pamiętali o ich szczególnych potrzebach, takich jak choćby regularna regulacja zaworów.