W czasach świetności widocznego na zdjęciach modelu Caprice, Nowy Jork nie był bezpiecznym miejscem – o śmierć można było otrzeć się niemal wszędzie. Na ulicach toczyły się wojny gangów, częste były strzelaniny dilerów narkotyków. Przybysz z Europy nawet w taksówce nie czuł się bezpiecznie, zwłaszcza gdy za kierownicą siedział śniady gość z dziwnym akcentem, który z prędkością 50 mil na godzinę, mamrocząc pod nosem, slalomem omijał wyboje na ulicach Harlemu.
Chevrolet Caprice - "tytanowa" taksówka
Bladzi pasażerowie ślizgali się na gigantycznej skajowej kanapie yellow cab, próbując rozpaczliwie czegoś się złapać. Taka przejażdżka to było coś innego niż flegmatyczna podróż w budyniowym Mercedesie W124 200D po ulicach Berlina. Wolnossący diesel Mercedesa ma się przecież nijak do V8 small block pod maską Chevroleta Caprice.
Taksówkarze z całego świata mogli zazdrościć swoim nowojorskim kolegom. Chevrolet Caprice pasował do tego miasta tak, jak gondole do Wenecji. W zatłoczonym żółtymi taksówkami mieście pięciolitrowy silnik o mocy 170 KM w zupełności wystarczał. O jego odporności na złe traktowanie do dziś krążą legendy. Ponoć bez protestów jeździł jeszcze tysiące mil po tym, jak poziom oleju i płynu chłodzącego spadały poniżej minimum.
Nadwozie i zawieszenie były nie mniej wytrzymałe. Kolos mierzący 5,43 m dobrze znosił jazdę po dziurawych ulicach „Wielkiego Jabłka”. Solidną ramę i wzmocnione zawieszenie wersji Heavy Duty trudno było uszkodzić nawet z premedytacją.
Kto w tamtych czasach zboczył z właściwej drogi, ten też szybko mógł mieć okazję przejechania się podobnym autem, tyle że nie żółtym. W zajęciu miejsca na tylnej kanapie pomóc mogli mu rośli panowie o irlandzko lub polsko brzmiących nazwiskach.
Chevrolet Caprice - zmodyfikowany wóz policyjny
Chevrolet Caprice to przecież nie tylko kultowa taksówka, lecz także radiowóz! I to nie byle jaki – zdolny zarówno do cichutkiego i powolnego patrolowania sennych przedmieść, przemykania po dziurawych miejskich ulicach, jak i do autostradowych pościgów!
Pościg takim krążownikiem? Ależ tak, i to nie tylko w filmach! Maksymalna prędkość najmocniejszej wersji wynosiła imponujące 143 mile na godzinę, czyli 230 km/h! Najlepsze było jednak to, że akurat tym modelem rzeczywiście w normalnych warunkach drogowych dawało się szybko jeździć. Policyjnego Caprice’a prowadziło się bez porównania pewniej niż jego cywilnych braci, wersja przeznaczona dla służb była bardzo poważnie zmodyfikowana. Jeździła też znacznie lepiej od innych kultowych amerykańskich radiowozów, np. Dodge’a Monaco czy Forda Crowna Victoria.
Dla wielu Chevrolet Caprice w wersji 9C1 to wóz policyjny wszech czasów. Dlaczego więc wycofano je z produkcji? Na pewno nie dlatego, że dosyć mieli ich sami policjanci – akurat oni nie chcieli przesiadać się do niczego innego. Mocny, szybki, a przy tym wielki i ciężki samochód dawał przewagę na drodze.
Jeżeli przeciwnik nie chciał się dobrowolnie zatrzymać, można było go po prostu zepchnąć na pobocze. A jeśli to przestępca próbował staranować policyjne auto, gigantyczne strefy zgniotu i solidne zderzaki zwiększały szanse funkcjonariuszy na wyjście z opresji bez szwanku. Może i nowoczesne auta, mimo że mniejsze i lżejsze, ale za to naszpikowane airbagami, kurtynami powietrznymi, napinaczami, osiągają w testach zderzeniowych nawet lepsze wyniki, ale spróbujcie odjechać takim samochodem po solidnym „dzwonie”. Caprice mógł być pogięty, a jechał dalej!
Mimo mnóstwa zalet kultowy Chevrolet Caprice został skazany na śmierć. Dobiły go moda na SUV-y i mizerny popyt ze strony cywilnych klientów. Linie produkcyjne w Arlington w Teksasie trzeba było zwolnić dla chętniej kupowanych Suburbanów i Tahoe. Oczywiście, Chevrolety Caprice są nadal wytwarzane, tyle że z czasów dawnej świetności pozostała głównie nazwa. Model produkowany w latach 1991-96 był ostatnim autem w swoim rodzaju, zakończenie jego produkcji oznaczało koniec pewnej epoki w amerykańskiej motoryzacji.
Chevrolet Caprice - kultowy model
Obiektywnie rzecz ujmując, model Chevroleta produkowany w latach 90. od samego początku był całkowicie anachroniczny. Co z tego, że wyglądał nowocześnie, skoro konstrukcję miał niemal muzealną, jak w autach z czasów młodości Elvisa Presleya? Nadwozie osadzone na ramie, sztywna oś z tyłu, duży silnik V8 pod maską.
Od 1966 roku Chevrolet Caprice uchodził za klasyczne duże auto w rozsądnej cenie – full-size dla każdego. Przez dziesięciolecia obywał się bez technicznych i wizerunkowych rewolucji. Rozmiary, moce silników, komfort – wszystko to pozostawało na wysokim poziomie, zmieniały się tylko szczegóły.
Z czasem Chevrolet Caprice przestał być najwyższym modelem budżetowej marki General Motors, czyli Chevroleta, a stał się po prostu przedmiotem użytkowym. Przez dekady Chevrolety Caprice’y można było spotkać na każdej ulicy, pod każdym motelem czy centrum handlowym. Model ten tak wtapiał się w krajobraz, jak – nie przymierzając – np. Volkswagen Passat u nas.
Przez wiele lat był oferowany w różnych wersjach nadwoziowych, nawet jako kabriolet. W 1991 roku, wraz z premierą czwartej generacji modelu, paleta skurczyła się do dwóch podstawowych odmian: limuzyny (Sedan) i gigantycznego, ośmiomiejscowego kombi (Wagon). Aż 5,52 m długości, 2625 l pojemności bagażnika, odległość od klapy do oparcia tylnej kanapy 2,27 m – to w autach osobowych zupełnie niespotykane wymiary!
Downsizing, pomysł, który kołatał się w głowach amerykańskich konstruktorów w latach 70. po szoku związanym z kryzysem paliwowym, wydawał się już tylko złym snem. Czwarta generacja Caprice’a była większa od poprzedniej. Spod masek zniknęły kryzysowe wynalazki, w postaci ciągle psujących się diesli V8.
Najczęściej wybieranym do tego modelu silnikiem znów stał się legendarny, produkowany od 1954 roku small block V8. Oczywiście, z nowoczesnym osprzętem, wtryskiem paliwa i katalizatorem, co nie zmienia faktu, że to wciąż ta sama konstrukcja, której w ciągu ok. 60 lat wyprodukowano ponad 100 milionów egzemplarzy!
Mówiąc o Chevrolecie Caprisie, trzeba wspomnieć o modelach Buick Roadmaster i Oldsmobile Custom Cruiser – to również modele z długą historią, choć w latach 90. były tylko lepiej wyposażonymi i kosmetycznie zmienionymi odmianami Caprice’a. Mimo tak długiej tradycji klienci jakoś nie mogli się przekonać do ostatniej tylnonapędowej generacji modelu.
Dla tradycjonalistów nadwozia okazały się zbyt aerodynamiczne i nowoczesne. Nic dziwnego, bo aż 75 proc. prywatnych nabywców stanowili emeryci. Młodszych kierowców miała przyciągnąć Impala SS, czyli fabrycznie stuningowany Chevrolet Caprice z silnikiem LT1 o mocy 264 KM.
Samochody przeznaczone dla cywilnych klientów miały zwykle prędkość maksymalną ograniczoną do 175 km/h, wersje policyjne (9C1) z najmocniejszym silnikiem mogły pędzić aż o 55 km/h szybciej. To zasługa długiego nadbiegu.
Za to na niższych biegach skrócone w porównaniu z wersją standardową przełożenia zapewniały doprawdy sportowe przyspieszenia. Trudno uwierzyć, że wielkie, ociężale wyglądające auto może być aż tak żwawe. Ostrzejsze wdepnięcie pedału gazu sprawia, że wyrywa do przodu z piskiem opon, zostawiając chmury dymu z opon i czarne ślady na asfalcie. Jak w amerykańskim filmie...
Chevrolet Caprice - plusy i minusy
Chevrolet Caprice nie jest autem dla ludzi, którzy nie chcą się rzucać w oczy – choćby z racji gabarytów nie sposób go nie zauważyć. Widoczna na zdjęciach „obła” generacja tego modelu od biedy nadaje się nawet do jazdy na co dzień po europejskich drogach, problemem okazuje się tylko znalezienie odpowiednio dużego miejsca parkingowego.
W przeciwieństwie do kanciastego poprzednika Caprice z lat 90. jest wystarczająco zwrotny (promień skrętu to 12,8 m – świetny wynik jak na długość tego auta) i nieprzesadnie paliwożerny – na 100 km spala kilkanaście, a nie kilkadziesiąt litrów. Policyjne wersje lub egzemplarze wyposażone w elementy zestawu policyjnego mają hamulce i układ chłodzenia wytrzymujące europejskie prędkości.
Chevrolet Caprice - części zamienne
Wyjątkową solidność Chevrolet Caprice zawdzięcza temu, że zastosowano w nim głównie sprawdzone rozwiązania, występujące w dziesiątkach innych modeli General Motors. Dzięki temu nie trzeba się też martwić o dostępność podzespołów mechanicznych – specjaliści od aut amerykańskich mogą sprowadzić w zasadzie wszystko, co potrzebne, żeby utrzymać to auto na chodzie, a ceny są rozsądne.
Gorzej jest np. z elementami wnętrza. Za niezniszczoną deskę rozdzielczą trzeba zapłacić nawet 500 dolarów. Coraz trudniej też kupić specyficzne podzespoły wersji 9C1, a popyt na nie jest duży, bo wiele cywilnych pierwotnie aut przerabia się na specyfikację policyjną.
Chevrolet Caprice - sytuacja rynkowa
Nie tak dawno temu oryginalne radiowozy były wyprzedawane na aukcjach organizowanych przez policje stanowe, dziś są to poszukiwane rarytasy, wyceniane w Europie na 7500-15000 euro. Cywilne wersje Chevroleta są tańsze, ale podaż, np. na rynku niemieckim, jest znikoma. Łatwiej o te auta np. w krajach Beneluksu i w Skandynawii. Impale SS drożeją, coraz trudniej o auta zachowane w oryginale.
Chevrolet Caprice - nasza opinia
Jeśli nie chcecie bawić się w amerykańskich policjantów, poszukajcie Impali SS – to model, któremu pod względem techniki blisko do wzmocnionej wersji policyjnej. Odmiany kombi (Wagon) mają wyjątkowe walory użytkowe, z powodzeniem zastąpią busa lub średniego dostawczaka.
Kombi z silnikiem LT1 pod maską (264 KM) to doskonały sleeper – tylko znawców tematu nie zdziwi to, w jakim tempie Chevrolet Caprice potrafi ruszyć spod świateł. Uwaga! Omijajcie skorodowane auta!