To nie amerykańska limuzyna, tylko samochód, który powstał w Związku Radzieckim! Jak głosiła ówczesna anegdota, Wołga to auto przeznaczone dla klasy robotniczej, tyle że prowadzone rękoma jej wybitnych przedstawicieli (czyli członków rządzącej partii komunistycznej).
Właściwie jedynym sposobem zdobycia takiego auta przez "zwykłego", radzieckiego człowieka było wygranie go w loterii państwowej. W innych krajach demokracji ludowej widok czarnej Wołgi na ulicy mógł budzić grozę - ten model upodobały sobie służby bezpieczeństwa. Również w Polsce Wołga kojarzyła się głównie z partyjnymi dygnitarzami lub ze znienawidzoną bezpieką.
Ale nie tylko! Z lat 70. pochodzi jedna z dziwniejszych legend PRL-u. Pocztą pantoflową rozpowszechniano historię o Wołdze, którą porywano dzieci, żeby sprzedać ich krew i szpik chorym na białaczkę bogatym Niemcom, oczywiście z Niemiec Zachodnich. Co ciekawe, pasażerami budzącej grozę czarnej limuzyny mieli być ponoć ksiądz i zakonnice. Na szczęście te czasy minęły, 20 lat po pierestrojce można spojrzeć na to auto bez dziwnych skojarzeń i obaw.
GAZ 24 (tak brzmi oficjalna nawa tego modelu) został zaprezentowany w 1968 r. Seryjna produkcja rozpoczęła się w 1970 r. W niemal niezmienionej postaci wytwarzany był przez 23 lata! W tym czasie powstało niemal półtora miliona egzemplarzy. Znakomita większość z nich trafiła na drogi i bezdroża ZSRR i tzw. bratnich państw.
Jednak nawet na kapitalistycznym Zachodzie Wołgi miały amatorów. Powód był prosty: dumpingowa cena w porównaniu z zachodnią konkurencją.Spoglądając na Wołgę, nie sposób nie zauważyć jej uderzającego podobieństwa do aut amerykańskich z lat 60. Jak twierdzą znawcy tematu, było ono zupełnie nieprzypadkowe. Rosjanie ponoć po prostu kupili w Stanach kilka egzemplarzy najlepszych wówczas aut klasy średniej, następnie rozłożyli je na części i skopiowali. Oczywiście konstrukcję dopasowano do radzieckich realiów.
Efekt? Całkiem niezły. W latach 60. Wołga nie była może szczytem możliwości technicznych, ale na pierwszy rzut oka nie odstawała za bardzo od konkurencji zza żelaznej kurtyny. Przynajmniej do połowy lat 80. nie można było nawet narzekać na jakość wykonania. Robotnicy wiedzieli, że jeżeli samochód popsuje się jakiejś wysoko postawionej osobie, winni zostaną przykładnie ukarani. Wołga oferowała pięciu pasażerom całkiem przyzwoity komfort podróżowania, a na niezbyt wygodnej dostawce między przednimi fotelami mogła nawet podróżować szósta osoba.
Niestety właściwości jezdne to efekt kompromisu - samochód wprawdzie był komfortowy, poruszał się w terenie sprawniej niż niejeden dzisiejszy SUV, jednak na krętych drogach potrafił sprawiać niemiłe niespodzianki, utrzymywanie kierunku jazdy nie było łatwe.
Rewolucyjnej czujności wymagały hamulce: przy wszystkich kołach zamontowano bębny, jednak w porównaniu z poprzednikiem, modelem GAZ 21, postęp był ogromny - tym razem układ miał wspomaganie.
Do dostojnej linii nadwozia "krążownika" nie najlepiej pasował silnik. Mimo że pod maską znalazłoby się miejsce nawet dla jednostki V8, montowano znany również z UAZ-a 4-cylindrowy motor o pojemności 2,4 litra. Nie zapewniał oszałamiających osiągów (prędkość maksymalna 135-145 km/h), nie grzeszył nadmierną kulturą pracy, ale za to był względnie trwały i prosty w naprawach. Wersje na rynek lokalny miały stopień sprężania 6,7, co pozwalało na tankowanie benznyny (a właściwie czegoś, co przypominało benzynę) o liczbie oktanowej nawet poniżej 76. Takie paliwo "zabiłoby" każde współczesne auto w ciągu kilku minut!
Na niektórych rynkach Wołgi sprzedawano też z zachodnimi silnikami wysokoprężnymi. W Polsce takie przeróbki były popularne wśród taksówkarzy, bo Wołga ze standardowym silnikiem paliła dużo - przy spokojnej jeździe należało się liczyć ze zużyciem 12-14 l/100 km.
O ile np. w Rosji Wołgi nadal bardzo często widać na drogach, to w Polsce właściwie już ich nie ma. Powód jest prosty: na początku lat 90. niemal wszystkie zostały wywiezione z powrotem na Wschód. Nieliczne egzemplarze wywołują spore zainteresowanie przechodniów. Wprawdzie nie budzą już takiego respektu jak kiedyś, jednak na ich widok nikt też nie ucieka.
Nawet 30-letnia, sprawna Wołga dzielnie znosi trudy codziennej eksploatacji. Bez większych problemów można kupić wszystkie elementy mechaniczne, wiele części pasuje m.in. od produkowanego nadal UAZ-a. Lepiej jednak unikać wszelkich stłuczek. Zdobycie oryginalnych części karoseryjnych graniczy z cudem, nawet w sklepach specjalizujących się w pojazdach rosyjskich.