- Słodki, rzadki, dziwaczny: malutki Peel P50 natychmiast przyciąga wzrok wszystkich
- Z ponad 130 wyprodukowanych egzemplarzy Peela P50 i następującego po nim modelu Trident pozostało ok. 50 sztuk
- Nasz egzemplarz z 2014 roku to kopia nr 39 z planowanych 50 elektrycznych Peeli
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
I pomyśleć, że londyńscy przedsiębiorcy: James Caan, Gary Hillman i Faizal Khan, którzy od 2008 roku produkowali replikę Peela, chcieli na tym zrobić dobry interes. W środku wszystko trzeszczy i stuka, a drzwi się zakleszczają. Wykonana z włókna szklanego karoseria nie jest zbyt sztywna i na pierwszy rzut oka nie przekonuje do siebie jakością – grubość i plastyczność materiału kojarzy się bardziej z papierem do pakowania masła niż z samochodem. Układ jezdny wydaje się zrobiony z pospawanych w garażu zwykłych metalowych profili, które można kupić w markecie budowlanym. Czerwony lakier po kilku latach niezbyt intensywnego przecież użytkowania tu i tam zdążył wyblaknąć.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoZapowiada się niezła jazda!
Jako napęd nowego Peela może posłużyć czterosuwowy silnik Hondy o mocy 3,3 KM lub – jak w przypadku naszego auta – 4-konny silnik elektryczny. Nie słychać więc typowego dźwięku dwusuwowego motoru, który stosowano w oryginale, kosztującym w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze ok. 20 tys. zł. Również charyzma i lekkość pierwszego P50 gdzieś się ulotniła, bo auto z lat 60. ważyło 60 kg, a replika, wraz z pakietem baterii – 200 kg.
Osoby powyżej 180 cm wzrostu muszą wić się niemal jak wąż, żeby wsiąść. Gdyby ktoś chciał zobaczyć, jak się to robi, wystarczy poszukać na YouTube – Jeremy’emu Clarksonowi z kultowej serii BBC „Top Gear”, który mierzy 196 cm, ta sztuka się udała.
Podczas jazdy dość szybko pojawia się strach. Amerykański urzędnik, odpowiadający za dopuszczenie Peela na rynek USA w latach 60., szybko położył autko na boku, ale że równie szybko udało mu się z niego bez szwanku wyjść, Peel uzyskał stosowne pozwolenie.
W slalomie już przy niewysokiej prędkości przednie koło wewnątrz zakrętu wyraźnie się unosi. Każdy, komu życie miłe, nawet na prostej drodze nie powinien rozpędzać się powyżej 40 km/h. Gąbczasty układ kierowniczy i hamulce działające dopiero, gdy odpowiednio mocno wciśnie się pedał (bo nie mają wspomagania), również nie zwiększają zaufania do Peela.
Informacja, że tego pojazdu nie można u nas w zasadzie legalnie zarejestrować, w obliczu wszystkich naszych doświadczeń jest właściwie uspokajająca – jest za szybki, żeby traktować go jako skuter (oficjalnie rozpędza się do ponad 45 km/h, więc odpada), a samochodowej homologacji nikt o zdrowych zmysłach raczej mu nie wyda (choć w naszych warunkach trzeba zaakcentować słowo „raczej”).
Peel P50 - plusy i minusy
Słodki, rzadki, dziwaczny: malutki Peel P50 natychmiast przyciąga wzrok wszystkich. Ale budowane obecnie w w firmie Peel Engineering Ltd. z londyńskiego Sidcup (www.peelengineering.co.uk) autka są znacznie gorzej wykonane niż oryginały z lat 60. Co ciekawe, na stronie firmy na próżno szukać danych technicznych, cen czy choćby informacji o częściach zamiennych. Nasze zapytanie przez formularz na stronie doczekało się co prawda odpowiedzi, ale była ona dość... wymijająca. Naprawdę nie wiemy, o co chodzi z firmą Peel Engineering, ale najwyraźniej szefowie mają własną wizję prowadzenia biznesu. Tak czy inaczej, jest ciekawie, zupełnie jak podczas jazdy elektrycznym Peelem powyżej 30 km/h.
Peel P50 - sytuacja rynkowa
Mówmy więc raczej o oryginale! Z ponad 130 wyprodukowanych egzemplarzy Peela P50 i następującego po nim modelu Trident pozostało ok. 50 sztuk. To, że małe auta wcale nie oznaczają małych pieniędzy, pokazują wyniki aukcji: w 2016 roku P50 z 1964 roku osiągnęło niebotyczną kwotę 158 000 euro! Przez lata wiele firm oferowało nowe odsłony Peela, o bardzo różnej jakości, niestety. Pojawiły się też podróbki, co zawsze jest spowodowane osiąganiem wysokich cen przez oryginalne auta. Nasz egzemplarz z 2014 roku to kopia nr 39 z planowanych 50 elektrycznych Peeli. Nowy pojazd kosztuje ok. 15 000 euro. Obecny właściciel prezentowanego egzemplarza kupił go za 13 500 euro (miał 4 km przebiegu).
Peel P50 - części zamienne
„Oryginalnych części w zasadzie już nie ma” – mówi Ferdi Tillmanns z niemieckiego Willich, który od 35 lat ma oryginalne P50. Dwusuwowy silnik o pojemności 49 ccm początkowo Peelowi dostarczał niemiecki Zweirad-Union (połączone w 1958 r. firmy Victoria, Express i jednośladowa część DKW). Dziś trzeba za niego zapłacić 400 euro. Oryginalne koła ze starutkimi oponami Avon (do kartów) kosztują 300 euro sztuka – niektórzy fani chcą mieć 100-procentowy oryginał i nie szczędzą na to pieniędzy.
Peel – historia
Łodzie i motocyklowe owiewki z włókna szklanego? Dla przedsiębiorstwa, które pod koniec lat 40. powstało w nadmorskim mieście Peel na wyspie Man, nie wydaje się to niczym niezwykłym. W latach 50. szefowie firmy – Cyril Cannell i Henry Kissack – zdecydowali się w tej technologii budować także małe auta. Pierwsze karoserie, nazwane P1000, powstały na początku lat 50. i były przeznaczone do nałożenia na podwozia niektórych modeli Fordów i Morrisów.
W 1955 r. zadebiutował prototypowy Manxca. W 1962 r. zaprezentowano P50 (zbudowano ok. 55 sztuk), a pod koniec 1964 r. pokazano Tridenta (ok. 80 szt.). W 1966 r. do oferty dołączył Viking Sport na bazie Mini (30 szt. do 1970 r.) W tym samym czasie koncern BMC chciał zamawiać w firmie karoserie z tworzyw dla Mini i MG 1300, ale nic z tego nie wyszło. W 1974 r. firmę rozwiązano.
Peel dane techniczne
Silnik | elektryczny, znajdujący się pod pojazdem |
Moc | 4 KM |
Przyspieszenie 0-25 km/h | 8,6 s |
Prędkość maksymalna | 50 km/h |
Napęd | na tylne koło |
Hamulce | tarczowe przy każdym z kół |
Opony pojazdu testowego | 4.10/3.50-6 57J z przodu/3.00-10 42J z tyłu |
Długość szerokość wysokość | 1350/1040/1168 mm |
Zasięg | ok. 20 km |
Masa własna/ładowność | 202 kg/bd. |
Cena nowego pojazdu w 2014 roku | 15 000 euro |