Zdążyć na ratunek

Kogo winić za te tragedie - ślepy los, brak rozwagi ludzi? A może także ułomny system szkolenia - zarówno kierowców amatorów, jak i tych siedzących za "sterami" karetek. Może również nieprzystające do zagrożeń prawo o ruchu drogowym.

Kierowcy, lekarze i ratownicy z pogotowia ratunkowego twierdzą, że nikt nie zrozumie, z jakim stresem związane jest poruszanie się na sygnałach, o ile nie jeździł karetką. - Jeżdżę na kogutach nie dlatego, że jest fajnie, kiedy coś nam wyje nad głową, ale dlatego, że chcemy na czas dotrzeć do pacjenta w ciężkim stanie - mówi Przemysław Kaczmarek - Mamy przecież zaledwie kilka minut, żeby skutecznie pomóc osobie, u której doszło do zatrzymania krążenia - dodaje.

Kierowcy zamiast pomagać - przeszkadzają

W stacji pogotowia amatorską kamerą wideo nakręcili kilka filmów z przejazdu karetką na sygnale. Widać na nim niefrasobliwość, z jaką inni użytkownicy drogi reagują na widok pojazdu uprzywilejowanego.

Dojazd do skrzyżowania: kierowcy próbują pomóc, ale samochody rozjeżdżają się bezładnie, w efekcie blokują karetkę.

Skrzyżowanie: czerwone światło, już tylko jeden samochód blokuje lewy pas ruchu; jego kierowca mógłby bezpiecznie przejechać kilka metrów poza zebrę, na której nie ma pieszych i umożliwić przejazd karetce, mimo to nie robi nic.

Ostry zakręt: kierowca ciężarówki chce dobrze i zatrzymuje auto, ale w efekcie tylko utrudnia widoczność.

Prosty odcinek: kierowca samochodu panikuje, widząc za sobą karetkę na sygnałach i naciska na hamulec. To jeden z najgorszych, szkolnych błędów, jakie można popełnić w takiej sytuacji. Zespołem karetki "W" rzuca jak workami kartofli.

Takie sytuacje - wymuszone hamowanie, gwałtowne manewry dla uniknięcia kolizji, zdarzają się gdzieś w kraju codziennie. Pół biedy, jeśli zespół pogotowia jedzie na wezwanie - wtedy starają się zapinać pasy. Gorzej, kiedy w mknącej karetce walczą o utrzymanie przy życiu pacjenta. - Mniejsza o nasze siniaki, ale taka jazda może być niebezpieczna dla samego chorego i utrudniać nam wykonywanie czynności medycznych - przyznaje dyrektor naczelny Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, dr Małgorzata Popławska, która też jeździ w zespole.

Bez dodatkowych praw

W stacjach pogotowia dyrektorzy i starsi koledzy zza kółka stale tłumaczą młodszym stażem kierowcom, że podczas jazdy na sygnałach nie tylko nie mogą czuć się pewniej na drodze, ale nawet muszą o wiele bardziej uważać, bo jazda na sygnale tak naprawdę nie daje im żadnych dodatkowych praw. - Karetka wyjeżdżająca ze stacji na ratunek jest jak pocisk, a jej zespół jest zagrożony wypadkiem niemal na każdym metrze - tłumaczy obrazowo Piotr Kubala, z-ca dyrektora ds. transportu w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym w Katowicach.

Kierowcy nie byliby jednak ludźmi, gdyby zawsze próbowali beznamiętnie kalkulować ryzyko. To nie możliwe w sytuacjach gdy słyszą od lekarza, że właśnie tracą dziecko.

Piotr Wróbel

Kraksy na sygnale

13 sierpnia 2006 - w Zabrzu, na zespół umieszczający nosze z pacjentem w karetce najechał polonez prowadzony przez pijanego mężczyznę. Ciężko ranny został lekarz, poważne obrażenia odniosła pielęgniarka, kierowca ambulansu doznał skomplikowanego złamania nogi.

24 października 2006 - pod Ostrowią Mazowiecką, w zderzeniu forda z karetką jadącą na sygnałach zginął kierowca forda i przewożony ambulansem pacjent.

20 listopada 2006 - pod Bydgoszczą, w karambolu z udziałem m.in. karetki pogotowia zginął pacjent transportowany karetką.

23 lutego 2007- w centrum Wrocławia karetka zderzyła się z oplem. Lekarka pogotowia i kierowcy obu pojazdów trafili do szpitala.

2 marca 2007 - pod Augustowem, w wyniku wypadku ambulansu, do jakiego doszło na skutek poślizgu, poważnie ranny został lekarz, ratownik doznał urazu kręgosłupa.

10 marca 2007 - w śródmieściu Szczecina, wskutek zderzenia karetki z oplem corsą zginęła kobieta kierująca oplem.