Czasem jest tak, że przed handlarzami nie ma ucieczki. Im bardziej zawęzicie swoje kryteria wyszukiwania samochodów, tym większe prawdopodobieństwo, że traficie na ogłoszenie wystawione przez handlarza. Kiedyś nagrywaliśmy Zakup Kontrolowany w pewnej miejscowości położonej niedaleko Warszawy, znanej m. in. z tego, że jest w niej dużo komisów. Samochód, którego szukaliśmy dla naszego bohatera wcale nie był jakiś szczególnie wyszukany i na miejscowym rynku mieliśmy kilkanaście ofert pasujących do jego wymogów. I co z tego, skoro gdy po kilku godzinach poszukiwań, gdy już wreszcie znaleźliśmy auto godne uwagi i zaczęliśmy ustalać szczegóły ewentualnej sprzedaży, okazało się, że handlarz ma zamiar zastosować wobec nas kilka sztuczek. Nie poszliśmy na to i poradziliśmy sobie, częściowo wożąc auta z miejscowości ościennych, pochodzące od prywatnych właścicieli. Ale to już inna historia, sęk w tym, żeby nigdy nie godzić się na oszustwa.
Przestępca mimo woli
Zwykle wyglądało to tak samo, pan komisant brał nas na bok i mówił: „tylko wiem pan na fakturze wpiszemy cenę o x tys. zł mniejszą, pan też na tym zyska, bo podatek będzie mniejszy”. Mniejsza kwota na umowie sprzedaży, lub na fakturze to niestety norma. Ale w sumie czemu mielibyśmy się tego bać, w końcu to nic takiego, drobne pójście na rękę miłemu sprzedawcy, który sprzedaje nam wymarzone auto? Z dwóch powodów nie jest to delikatnie mówiąc wskazane. Po pierwsze to przestępstwo skarbowe, niby nieduże, ale przecież nikt nie chce chyba być przestępcą nie robiąc tak naprawdę niczego złego. Niestety, mniejsza kwota na fakturze to niższe podatki, a więc mniejsze wpływy do skarbu państwa – zło. Po drugie, kupując w komisie nabywamy prawa konsumenckie, których nie mamy, gdy pojazd sprzedaje nam osoba prywatna. Dzięki nim otrzymujemy możliwość odstąpienia od umowy, gdy towar okaże się niezgodny z opisem. Np. wtedy, gdy auto pochodzi z kradzieży. Oczywiście, że dochodzenie swoich praw w sądzie nigdy nie jest proste i zwykle trwa, ale zawsze dotyczy kwoty, która jest na umowie lub fakturze sprzedaży.
Sprzedawca widmo
Z tego samego powodu nie powinniśmy kupować „od Niemca”, bo jak potem będziemy dochodzić swoich praw, gdy coś okaże się nie w porządku. „Od Niemca” a więc od nieznanej nam i nie obecnej na miejscu sprzedaży osoby, która podpisała już umowę in blanco. Nie zapala to Wam czerwonych lampek? No właśnie, a wciąż bardzo dużo używanych samochodów jest w ten sposób sprzedawanych w Polsce. Wyobraźcie sobie, co się dzieje, gdy okaże się, że tak kupione auto okazuje się pojazdem pochodzącym z przestępstwa. Kupiliśmy auto od osoby, której nie było w momencie sprzedaży, brzmi bardzo słabo i stawia nas w niezbyt dobrym świetle. Zdaję sobie sprawę, że to ekstremalne sytuacje, ale niestety czasem do nich dochodzi. Lepiej ich uniknąć, co w sumie nie jest przecież aż tak trudne.
Adam Kornacki TVN Turbo