O podatku ekologicznym zaczęto wspominać w 2005 roku, kiedy to rząd Kazimierza Marcinkiewicza zapowiedział likwidację podatku akcyzowego. Miała go zastąpić nowa danina, w niesprecyzowanej jeszcze wtedy formie. Projekt został odrzucony przez sejm.

Na przełomie 2009 i 2010 roku temat podatku ekologicznego powrócił i nabrał wstępnych kształtów. Nieoficjalnie mówiło się o wprowadzeniu stałej opłaty, której wysokość uzależniona byłaby od emisji CO2 do środowiska.

Pierwsze informacje, jakie wtedy do nas dotarły sugerowały, iż najwięcej zapłacą kierowcy jeżdżący motoryzacyjnymi starociami - np. 3 tys. zł miałby płacić właściciel auta sprzed 1992 r. Właściciele pojazdów, których wiek nieprzekracza 9 lat mieli zapłacić około 500 zł.

Podatek ekologiczny zostanie wprowadzony po cichu?

Szum medialny jaki utworzył się wokół podatku ekologicznego spowodował, że rząd nie zdecydował się na prowadzenie go w 2010 roku. Według naszych nieoficjalnych informacji nieprzychylne opinie mediów spowodowały, że Ministerstwo Finansów postanowiło wprowadzić podatek bez rozgłosu. Obecnie unijna Komisja ds. Przedsiębiorstw i Przemysłu prowadzi społeczne konsultacje. Za miesiąc mają rozpocząć się prace nad konkretnym projektem.

Według ekspertów projekt nowej ustawy będzie trudny do przeforsowania, gdyż obciąży ona miliony użytkowników starych samochodów.

Przedstawiciele resortów nabrali wody w usta i nie komentują tych doniesień.

Jeszcze nie wiadomo, jaki będzie jego ostateczny kształt i jakie obciążenia zostaną nałożone na kierowców.

Do tej pory mówiło się o dwóch formach:

- opłaty rocznej od użytkowania starszych aut

- opłaty przy zakupie starszego auta, również zakupionego w Polsce

Uderzy w najuboższych i miłośników youngtimerów

Biorąc pod uwagę, że w Polsce ponad 65 proc. zarejestrowanych samochodów ma ponad 10 lat, a średnia wieku wszystkich aut to 14 lat, wprowadzenie podatku ekologicznego uderzy przede wszystkim w najuboższych posiadaczy aut, a także w miłośników starszych samochodów.

Podatek stanie się też zagrożeniem dla pojazdów zabytkowych. Zgodnie z ustawą, minimalny wiek auta kandydującego do miana klasyka to 25 lat (model nie może być produkowany od 15 lat). Wprowadzenie podatku ekologicznego może się zatem wiązać z masowym złomowaniem samochodów, które mogłyby w przyszłości z powodzeniem być ozdobą niejednej kolekcji oldtimerów.

Czy podatek ekologiczny ma sens?

W Niemczech podatek jest uzależniony nie od emisji dwutlenku węgla, a od pojemności silnika i spełnianej normy Euro. Co ciekawe, nasi zachodni sąsiedzi zaledwie 1 proc. wpływów z tytułu podatku ekologicznego przeznaczają na ochronę środowiska. Podatek jest zatem typowym narzędziem fiskalnym, mającym niewiele wspólnego z ekologią.

Wprowadzenie podatku ekologicznego dotknie wszystkich zmotoryzowanych Polaków - każdy rokrocznie będzie musiał płacić, jak to określają niektórzy komentatorzy, daninę na rzecz państwa. Niektóre grupy nowe obciążenia odczują jednak szczególnie dotkliwie.

Blokowanie importu poprzez wprowadzenie podatku ekologicznego będzie miało też swój wymiar społeczny, spowoduje bowiem spadek mobilności społeczeństwa i może tym samym zwiększyć bezrobocie. Nie każdy będzie mógł dojechać do pracy alternatywnymi środkami transportu - komunikacją miejską czy rowerem. Głównymi klientami na importowane używane samochody są bowiem mieszkańcy mniejszych miejscowości i wsi, czyli obszarów, gdzie stopa bezrobocia i tak jest wyższa niż w większych miastach, a liczba połączeń kolejowych z pobliskimi ośrodkami miejskimi jest stale redukowana.

Dla tych, którzy mimo wszystko byliby zmuszeni kupić nowsze samochody, by móc dojeżdżać do pracy czy szkoły, oznaczać to będzie obniżenie standardu życia i zmniejszenie konsumpcji w innych obszarach. Zatem wątpliwy wzrost przychodów budżetu państwa w wyniku teoretycznego powiększenia sprzedaży nowych samochodów odbiłby się natychmiast na ograniczeniu wpływów z innych sektorów gospodarki.

Podatek ekologiczny w rzeczywistości ma niewiele wspólnego z ekologią i jego wpływ na ochronę środowiska będzie znikomy. Emisje z transportu stanowią około 20 proc. światowej emisji dwutlenku węgla. Z tego zdecydowana większość zanieczyszczeń wytwarzanych jest przez samochody ciężarowe. Jeśli zatem podatek ekologiczny obniżyłby redukcję zanieczyszczeń emitowanych przez samochody osobowe np. o 3 proc. będzie to znaczyło redukcję gazów cieplarnianych zaledwie o kilka setnych procenta.

Jednocześnie w wyniku samej produkcji nowych pojazdów do atmosfery dostanie się więcej dwutlenku węgla. Dobrym przykładem jest firma Daimler, która sama przyznaje w Sustainability Report 2009, że w jej przypadku emisja CO2 przy procesie produkcji samochodów zwiększyła się w skali roku z ok. 2,5 mln ton w latach 90. do ponad 3,5 mln ton obecnie.

Poza tym do produkcji samochodów wymagane jest duże zapotrzebowanie na różnego rodzaju metale - głównie żelazo, aluminium, miedź, ołów, cynę, cynk. Z wydobyciem i wytopem metali wiążą się takie problemy, jak rosnące składowiska odpadów, oczyszczanie ścieków przemysłowych, groźnych dla wód powierzchniowych i gleb, ochrona powietrza przed emisją toksycznych gazów i pyłów - twierdzi Stowarzyszenie Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych.

Zanieczyszczenia powietrza w przypadku transportu wynikają w głównej mierze ze zwiększonego zużycia paliwa. Nieumiejętna jazda, zbyt duża prędkość, gwałtowne przyspieszanie powodują ponad 10-proc. wzrost zużycia paliwa, a zatem emisji CO2 przez pojazd. Dodatkowo nieprawidłowe ciśnienie w oponach czy też brudne filtry powietrza to jedne z przyczyn nadmiernego zużycia paliwa, o wadze znacznie większej niż wiek samochodu.

Lepiej zatem skupić się na edukacji kierowców, np. w kierunku bardziej ekologicznej jazdy, jak i dokonywania regularnych przeglądów samochodów, co pozwoli uniknąć nadmiernego i niepotrzebnego zanieczyszczania środowiska - sugerują przedstawiciele Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych. Drenowanie kieszeni kierowców z pewnością nie jest działaniem, które pomoże rozwiązać istniejące problemy.