Wtrącam więc niniejszym moje trzy grosze. Otóż ja z nowej regulacji prawnej jestem zadowolony. Likwiduje ona bowiem konieczność myślenia u osób do niego niezdolnych. Przez ostatnie lata jeździliśmy na światłach przez całą dobę przez kilka miesięcy w roku - a w pozostałych miesiącach oczywiście nadal obowiązywał przepis, ba, wciąż obowiązuje, o obowiązku włączania świateł mijania w warunkach złej widoczności. Dla wielu naszych rodaków reguły te były zbyt skomplikowane - i na przykład podczas ulewy w lipcu świateł nie włączali, bo przecież to nie zima i nie trzeba.

Dobry przepis to taki przepis, który jest wystarczająco prosty dla kogoś, kto w innych dziedzinach życia klasyfikowany jest jako niereformowalny matoł - dlatego podoba mi się nowa reguła. Kierowca nie musi zastanawiać się, kiedy ma włączyć światła mijania, a kiedy nie - niech włącza je zawsze, a źle opłacani policjanci będą mieli okazję sprawdzić, kto ma w samochodzie sprawne światła. Żadnej dwuznaczności, złożonych konstrukcji logicznych: światła włącz zawsze! I tyle. Ja od kilkunastu lat zawsze jeżdżę z włączonymi światłami - jeśli choć raz przez ten czas ktoś zauważył mnie wcześniej i na przykład nie wymusił pierwszeństwa, było warto.

Proekologiczni dyskutanci mówią, że spowoduje ten przepis wielki wzrost zużycia paliwa i żarówek. Ale zastanowić się trzeba, czy w naszym kraju, nie będącym przecież Kalifornią, szarym, ubłoconym kraju nie uratuje to całej masy ludzi, którzy na przykład szybciej zobaczą gościa, który jadąc z przeciwka wyprzedza na trzeciego. Chyba warto? A zresztą powszechnie stosowane żarówki H7 w Polsce nawalają znacznie częściej, niż w krajach o bardziej zaawansowanej cywilizacji drogowej - wyłącznie z powodu potwornych drgań, wywołanych stanem nawierzchni dróg - a z tego, co słyszałem, w tym roku nowych dróg nie będzie. Politycy zajęci są podobno czymś ważniejszym.

Co do zwiększonego zużycia paliwa... to prawda, spalimy więcej. Ale, jeśli dobrze pamiętam, koncern Bridgestone wyliczył, że gdyby wszyscy użytkownicy samochodów osobowych w Europie sprawdzali regularnie ciśnienie w oponach swoich aut, dałoby się oszczędzić 8 milionów litrów benzyny rocznie. Sugeruję więc sprawdzanie ciśnienia w oponach co 500 km, opory toczenia pozostaną na optymalnym poziomie i globalnie włączone światła nie przyniosą wielkich strat.

Jednocześnie jestem dziwnie spokojny, że znajdą się tacy, którzy świateł nie włączą i narobią prawdziwych kłopotów, jadąc jako jedyni niewidoczni w sznurze prawidłowo oświetlonych pojazdów. Zobaczycie.

Czy zgadzasz się z tą opinią? Napisz do nas!