- W Polsce teoretycznie nie wolno korzystać z urządzeń ostrzegających przed kontrolą prędkości, ale w praktyce tylko jeden rodzaj urządzeń jest zakazany
- Aplikacje ostrzegające przed fotoradarami, których można legalnie używać w Polsce, m.in. w Niemczech są dozwolone tylko w jednej sytuacji
- Pomimo iż polskie przepisy dotyczące sprzętu ostrzegającego przed policyjną kontrolą prędkości brzmią podobnie do niemieckich, ich oficjalna interpretacja jest zupełnie inna
- Zachęcamy do głosowania w ankiecie znajdującej się pod artykułem
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
"Zabrania się wyposażania pojazdu w urządzenie informujące o działaniu sprzętu kontrolno-pomiarowego używanego przez organy kontroli ruchu drogowego lub działanie to zakłócające albo przewożenia w pojeździe takiego urządzenia w stanie wskazującym na gotowość jego użycia" – taki przepis umieszczony jest w polskim Kodeksie drogowym.
Wydaje się, że przepis ten jest dość oczywisty, a jednak... jego znaczenie jest inne niż się może wydawać. Polscy kierowcy przyzwyczajeni do polskiej interpretacji tego przepisu wjeżdżają do Niemiec i dostają mandaty. Choć "ich" przepis brzmi tak jak nasz, oznacza coś zupełnie innego.
Używanie tego sprzętu przeciwko radarom jest zabronione w Polsce
W praktyce w Polsce zabronione jest korzystanie z urządzeń, które zaprojektowane są specjalnie do wykrywania działania sprzętu do pomiaru prędkości, jakim posługują się służby. Są dwa rodzaje takich niedozwolonych akcesoriów.
- Antyradary: to urządzenia, które wykrywają wiązki mikrofal wysyłanych przez radarowe mierniki prędkości. Antyradary wykrywają sygnały wysyłane przez radary z odległości nawet 2-3 km. Obecnie antyradary są jednak niemal zupełnie bezużyteczne. W przestrzeni krążę tak wiele sygnałów interpretowanych przez antyradary jako działanie radarów, że urządzenie nieustająco ostrzega, wręcz panikuje. Wystarczy przejechać w pobliżu sklepu wyposażonego w automatyczne drzwi, by rozległ się alarm. Antyradary są więc zabronione, ale ponieważ i tak nie mają one sensu, nie ma też o czym mówić.
- Jammery (zakłócacze) laserowych mierników prędkości: to sprzęt, który – w przeciwieństwie do antyradarów – działa doskonale i z punktu widzenia piratów drogowych jest niezwykle przydatny, zwłaszcza że obecnie ręczne mierniki prędkości wykorzystywane przez policjantów to zazwyczaj właśnie lasery. Jammer wykrywa wiązkę lasera, uniemożliwia pomiar prędkości i jednocześnie ostrzega kierowcę, że jest on "namierzany"; policjantowi na ekranie miernika wyświetla się błąd i zanim ponowi pomiar, zazwyczaj kierowca już jedzie zgodnie z przepisami. Jammery laserów to urządzenia zwykle na stałe montowane w samochodach i dość drogie – to wydatek rzędu 4000 zł. Są one jednak zabronione i w mało prawdopodobnym przypadku wykrycia takiego sprzętu w samochodzie przez policjanta samochód odjeżdża na lawecie na parking depozytowy, a kierowca odpowiada w sądzie za wykroczenie.
Te apki sprawiają, że fotoradary nie mają szans
Tymczasem w Polsce dozwolone jest korzystanie przez kierowców z wszelkiego rodzaju aplikacji, a nawet specjalnych urządzeń wykorzystujących sieci społecznościowe, mających za zadanie ostrzegać przed fotoradarami, odcinkowymi pomiarami prędkości, a także mobilnymi kontrolami drogowym. Doskonale sprawdzają się zarówno dedykowane aplikacje "radarowe", jak i aplikacje nawigacyjne, które podpowiadają, gdzie skręcić, ale także gdzie zwolnić z powodu obecności fotoradaru albo kontroli drogowej. Ot, choćby popularna i darmowa nawigacja Google.
Dalsza część tekstu pod filmem:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPoznaj kontekst z AI
Obecnie aplikacje ostrzegające przed fotoradarami i kontrolami prędkości są tak dobre, że dla wielu kierowców jedynym prawdziwym zagrożeniem jest radiowóz z wideorejestratorem – a tych, jak wiadomo, nie ma zbyt wielu.
Wszelkie aplikacje fotoradarowe jak i nawigacje z wbudowanymi ostrzeżeniami przed stałymi punktami kontroli prędkości są w Polsce legalne. Tzn. w praktyce są legalne, bo przepis cytowany na początku wskazuje na to, że nie są. Ale przyjmijmy, że są – prawie każdy korzysta z nich na co dzień, prawda?
Tymczasem wystarczy przejechać przez granicę z Niemcami, by to, co w Polsce legalne, stało się nielegalne.
W Niemczech aplikacje "fotoradarowe" są zakazane
Żeby być precyzyjnym, trzeba stwierdzić, że w Niemczech nie wolno korzystać podczas jazdy ani z urządzeń ostrzegających o kontrolach prędkości, ani z aplikacji fotoradarowych. Nie łudźcie się, że Google wam pomoże – nie pomoże, bo te funkcjonalności są w Niemczech (i w wielu innych krajach na zachód od Polski) wyłączone. Specjalne aplikacje są dostępne, ale... legalne jest posiadanie takiej aplikacji i sprawdzanie wyłącznie na postoju miejsc lokalizacji urządzeń mierzących prędkość na naszej trasie. Po wejściu do auta aplikacja ma być wyłączona pod groźbą mandatu. Tyle.
Czy pasażer w Niemczech może korzystać z aplikacji fotoradarowych?
Aktualnie obowiązujące w Niemczech przepisy są stosunkowo świeże, gdyż dawniej wolno było korzystać z aplikacji ostrzegających przed kontrolami prędkości. Pojawiły się więc pomysły obejścia restrykcyjnego prawa – niektórzy pozostawiali aplikacje fotoradarowe włączone podczas jazdy i w razie kontroli drogowej kierowca tłumaczył, że to nie on używa tej aplikacji, tylko jego pasażer. Obecnie nie ma już jednak wątpliwości, że także korzystanie przez pasażera z aplikacji ostrzegających przed kontrolami prędkości jest w Niemczech zakazane – stosowne wyroki sądów są powszechnie znane. Jeśli ktoś spróbuje tłumaczyć, że "to nie ja, to pasażer", a pasażer potwierdzi, że to prawda – oboje dostaną mandaty po 75 euro, a kierowca oprócz tego jeden punkt karny.