• Masz BMW z dieslem z lat 2010-17? Weź telefon, przygotuj numer VIN (wystarczy 7 ostatnich znaków) i zadzwoń do serwisu dilerskiego
  • O łatwopalnych BMW mówiło się już od kilku miesięcy, jednak dopiero w drugiej połowie 2018 r. poznaliśmy pełną skalę problemu
  • Podejrzane silniki to: N47 (2011-16), B47 (2014-17), N57 (2010-17) i – być może – B57

To był październik, kiedy pan Marek spod Kielc jechał sobie spokojnie samochodem swojego klienta – BMW 535d z 2015 roku – drogą w okolicach Opatowa. Jako fan marki posiadający w kolekcji m.in. serie 5 (E34 i E39) oraz dwie „siódemki” (E32 i E38) zajmuje się też handlem używanymi „beemkami”, bo się po prostu na nich dobrze zna. A przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało...

Feralną serię 5 kupił dwa miesiące wcześniej w Niemczech u autoryzowanego dilera marki. Samochód kosztował ok. 36 000 euro, miał niski przebieg – nieco ponad 42 tys. km – i został zakwalifikowany do programu gwarancyjnego Euro Plus. Egzemplarz okazał się jednak wybitnie pechowy, bo gdy trafił do klienta pana Marka, ten na dzień dobry zameldował błąd związany z układem zasilania AdBlue, a wkrótce potem pojawiło się szarpanie, zwiastujące kończące się sprzęgiełko w skrzynce rozdzielczej xDrive (napęd 4x4). Też trochę za wcześnie, bo takie awarie prędzej pojawiają się po 100-150 tys. km...

Obie usterki usunięto na koszt pana Marka. Niemiecki salon uznał, że skoro chodzi o handlarza, to Euro Plus już nie obowiązuje, a klient końcowy, skoro kupił samochód na fakturę VAT-marża, to powinien skorzystać z gwarancji wystawionej przez pana Marka. I tak wracamy na drogę pod Opatowem, na której odbywała się jazda kontrolna – nie można klientowi przecież znowu wydać popsutego BMW.

W pewnym momencie w kabinie pojawił się wyraźnie wyczuwalny zapach spalenizny. Wokół nie było żadnych innych źródeł smrodu (samochody, zabudowania), pan Marek szybko doszedł więc do wniosku, że pali się nic innego, jak BMW, którym jedzie. Zjechał na pobocze, wyłączył silnik i otworzył maskę, spod której buchnęły kłęby gryzącego dymu. Dopiero po 20 minutach udało się – przez ręcznik! – zdjąć plastikową pokrywę silnika. Zaskoczonym oczom kierowcy ukazał się kolektor ssący z wypalonymi trzema dziurami wielkości palca wskazującego.

Największy wybór gaśnic w najniższych cenach - sprawdź teraz!

Laweta zawiozła samochód do serwisu dilerskiego w Kielcach, w którym – ku zaskoczeniu pana Marka – nikt zdziwiony nie był. One tak mają – usłyszał – bo chłodniczka EGR (zawór recyrkulacji spalin) przepuszcza niewielkie ilości płynu (glikolu), który następnie po wymieszaniu ze złogami (sadza) i pod wpływem temperatury gazów spalinowych może się zapalić. Kolektor jest plastikowy, więc szybko się topi – jeśli pożar nie zostanie opanowany na tym etapie, grozi spaleniem całego auta. Co już niejeden raz się zdarzyło.

Foto: Auto Świat

Pan Marek miał więc sporo szczęścia, w przeciwieństwie do wielu innych kierowców, których auta stanęły w płomieniach. Pierwsze doniesienia o płonących „beemkach” pojawiły się kilka miesięcy temu. W Korei Południowej ok. 20 tys. samochodów bawarskiego producenta nawet czasowo „uziemiono” i wycofano z ruchu po tym, jak od początku roku do lipca zapaliło się 27 aut.

Początkowo w skali ogólnoświatowej mówiono o ok. 300 tys. zagrożonych aut wyprodukowanych między kwietniem 2015 a wrześniem 2016 r. (diesel B47; R4) i lipcem 2012 oraz czerwcem 2015 r. (N57; R6). Z czasem „akcja techniczna” została jednak rozszerzona do roczników 2010-17 i wszystkich 4- oraz 6-cylindrowych diesli BMW. Łącznie problem może dotyczyć nawet 1,6 mln egzemplarzy.

Tu jednak dochodzimy do sedna. Po pierwsze, w Polsce żadna akcja nie została zgłoszona do UOKiK-u, mimo że jest to przecież usterka zagrażająca bezpieczeństwu jazdy. Jeżeli więc kupiłeś BMW na rynku wtórnym i ASO nie dysponują twoimi danymi, to jedynym sposobem, by ustalić obowiązywanie akcji serwisowej dla danego egzemplarza, jest wizyta lub przynajmniej telefon do autoryzowanej stacji.

Po drugie – i tu pan Marek prawie spadł z krzesła – jego nadpalona „piątka” nie została zakwalifikowana do akcji. Za części pechowy właściciel zapłacił sam (dealer ZK Motors udzielił rabatu), ale co gorsza – dowodzi to, że spać spokojnie nie mogą nawet ci, których auto nie zalicza się do grupy ryzyka. Dlaczego nie każde BMW z lat 2010-17 może zostać zakwalifikowany do bezpłatnej wymiany EGR-u wraz z chłodniczką? Dobre pytanie, na które odpowiedzi chwilowo nie zna chyba nawet... BMW.

Największy wybór gaśnic w najniższych cenach - sprawdź teraz!

Według informacji, które uzyskaliśmy w jednym z polskich serwisów, obowiązuje lista numerów VIN, i to na jej podstawie samochody są kwalifikowane do naprawy. W serwisie następuje weryfikacja stanu modułu EGR i – ewentualnie – wymiana na nowy. Tyle tylko, że z trzech numerów VIN, które sprawdziliśmy (opisywane 535d pana Marka, dodatkowo 525d z 2013 r. i 320d z 2012 r.), żaden pod akcję „nie podpada”. Żeby się upewnić, czy tak faktycznie jest, rozesłaliśmy też kilka zapytań do niemieckich serwisów marki, ale rezultat zawsze był taki sam – brak aktywnej akcji serwisowej.

BMW Polska odmówiło więc partycypacji w kosztach naprawy 535d pana Marka, mimo że szkoda powstała ewidentnie na skutek błędu konstrukcyjnego popełnionego przez BMW, a auto miało mały przebieg. Brzmi średnio poważnie, bo niby dlaczego użytkownik ma godzić się na pozostawienie samemu sobie z takim problemem?! Przecież żaden ubezpieczyciel tej szkody nie pokryje, bo zazwyczaj w warunkach autocasco jest napisane, że za zniszczenia powstałe w wyniku wewnętrznych usterek pojazdu ubezpieczalnia odpowiadać nie będzie.

W przesłanym do nas oświadczeniu BMW Polska jedynie przyznaje, że akcja techniczna dotyczy 1,6 mln aut z okresu od sierpnia 2010 do sierpnia 2017 r., ale w przypadku każdego modelu daty produkcji mogą być różne. Zapewne dlatego prośba o dokładną listę zagrożonych modeli nie została zrealizowana.

Jak poznać, że z chłodniczką EGR coś jest nie tak? Przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że wyciek prowadzący do pożaru potrafi być na tyle mały, iż nie daje typowych objawów uszkodzenia chłodniczki, czyli intensywnego dymienia na biało z układu wydechowego (spalanie chłodziwa w cylindrach). Czujne oko zauważy spadek poziomu płynu w zbiorniczku wyrównawczym, ewentualnie alarm podniesie elektroniczny czujnik. Tyle że i tak dopiero wtedy, gdy ubytek będzie duży.

Wydaje się, że pożarem najbardziej zagrożone są samochody użytkowane na krótkich dystansach/ w mieście. Takie okoliczności sprzyjają odkładaniu się nagaru i „szlamu” w kolektorze dolotowym. Gdy dostanie się tam glikol – z natury przecież niepalny! – może pod wpływem temperatury dojść do zapłonu. W BMW kolektor ssący jest nie metalowy, lecz plastikowy, co stanowi jedną z głównych przyczyn problemu... Pamiętaj więc: gdy jadąc BMW z dieslem, poczujesz spaleniznę, szykuj gaśnicę i wysiadaj!

Największy wybór gaśnic w najniższych cenach - sprawdź teraz!

Do naprawy od kilkunastu sztuk do 1,6 miliona aut

Foto: Auto Świat

O łatwopalnych BMW mówiło się już od kilku miesięcy, jednak dopiero w drugiej połowie 2018 r. poznaliśmy pełną skalę problemu. Początkowo miał on dotyczyć motoru B47 (R4; od wiosny 2014 r.), potem do listy dołączył silnik N57 (R6), zaś w sierpniu BMW podało, że zagrożone może być 1,6 mln aut (produkcja: 2010-17) na całym świecie. Kluczowe słowo „może”, bo tak naprawdę w ramach tego okresu – według BMW – dotknięte problemem są tylko wybrane modele, a da się to zweryfikować jedynie na podstawie VIN-u.

Jeżeli samochód zostanie zakwalifikowany do akcji technicznej, pracownik serwisu dilerskiego sprawdzi, a w określonym przypadku także wymieni – bezpłatnie – moduł EGR (zawór plus chłodniczka). Jak pokazuje jednak przykład 535d pana Marka, płoną także egzemplarze nieznajdujące się na liście (!). Wymiana modułu EGR kosztuje w ASO od 4000 -4500 zł (materiały + części). Pytanie, czy nie zostanie zamontowany... kolejny wadliwy moduł. Zamienniki kosztują od 700 zł (EGR), z chłodniczką będzie problem, a zakup używanej to – co jasne – ryzyko.

BMW Polska odpowiada

Foto: Auto Świat

Do chwili publikacji materiału jedyne, czym dysponowaliśmy, to oficjalna, anglojęzyczna wersja oświadczenia od działu PR BMW Polska, potwierdzająca istnienie problemu. Dokument wyjaśnia, że do pożaru może dojść w wyniku wycieku z modułu EGR i nadtopienia kolektora ssącego, ale że są to przypadki ekstremalnie rzadkie. Próżno szukać listy modeli objętych akcją. Nie dostaliśmy też, niestety, odpowiedzi na pytanie, dlaczego w przypadku nadpalonego BMW 535d pana Marka importer odmówił partycypacji w kosztach. Czy dlatego, że VIN tego samochodu nie figurował na liście zagrożonych problemem, a „piątka” została jako używana przywieziona z Niemiec? Według PR-u BMW Polska pan Marek „otrzymał wszelkie stosowne informacje na temat napraw, gwarancji”.

Co równie ciekawe, mimo zagrożenia dla życia i zdrowia osób podróżujących danym autem BMW kampania techniczna – jak na razie – nie została zgłoszona do UOKiK-u. I to pomimo tego, że można o niej przeczytać np. na wielu niemieckojęzycznych portalach, a polskie serwisy BMW nie zaprzeczają, że akcja jest „po cichu” prowadzona. W sytuacji gdy w końcu dostaniemy jakieś bardziej wiążące detale ze strony polskiego importera, nie omieszkamy o nich poinformować.

Największy wybór gaśnic w najniższych cenach - sprawdź teraz!