- Nie każdy sposób na oszczędzanie sprawdzi się także u Ciebie
- Nie ma nic za darmo – żeby oszczędzać trzeba albo najpierw zainwestować czas lub pieniądze, albo z czegoś zrezygnować
- Zacznij od oszacowania, ile rzeczywiście kosztuje cię jazda samochodem, później policz, na czym możesz zaoszczędzić
- Nie daj się nabrać na fałszywe oszczędności – co z tego, że np. zapłacisz mniej za polisę ubezpieczeniową, skoro później nie będziesz miał szans na odszkodowanie?
- 1. Jazda na LPG – nie za pół ceny, ale taniej niż na benzynie
- 2. Serwis poza ASO – nie musisz płacić za marmury, recepcję i kawę w poczekalni
- 3. Wymiana auta na mniejsze, tańsze, bardziej oszczędne
- 4. Zakup auta elektrycznego – oszczędzanie dla bogatych
- 5. Zmiana ubezpieczyciela – nowy klient często płaci mniej
- 6. Opony całoroczne zamiast sezonowych
- 7. Rezygnacja z krótkich tras
- 8. Tańsze tankowanie – nie na każdej stacji jest tak samo drogo
- 9. Używane części zamienne – duże oszczędności, duże ryzyko
- 10. Zmiana stylu jazdy: tak zaoszczędzisz nawet 1/3 kosztów paliwa
- 11. Taksówki albo wynajem zamiast własnego auta – niektórym to się opłaci
Niektórzy wychodzą z założenia, że jazda samochodem to przyjemność, a przyjemności z reguły są kosztowne. Inni mają na podorędziu złote rady w rodzaju tej, że przecież, jak kogoś na jazdę samochodem nie stać, to może przesiąść się na rower albo do komunikacji miejskiej.
Z perspektywy np. młodego bezdzietnego mieszkańca centrum miasta takie propozycje wydają się sensowne i rozsądne. Ale przecież nie każdy jeździ dla przyjemności, wielu z nas jest niemalże skazanych na poruszanie się własnymi autami – od tego zależy ich praca czy komfort życia rodziny. Dla wielu indywidualna mobilność to życiowa konieczność.
1. Jazda na LPG – nie za pół ceny, ale taniej niż na benzynie
Montaż instalacji gazowej to jeden z klasycznych już sposobów na wymierne oszczędności. W sytuacji, kiedy benzyna kosztuje np. 6,40 zł za litr, a gaz można zatankować już za niewiele ponad 3 złote, perspektywa tankowania za pół ceny wydaje się kusząca. To jednak nie takie proste – "jazda za pół ceny" to chwytliwe hasło reklamowe, ale w praktyce oszczędności są jednak mniejsze. Po pierwsze – LPG ma niższą wartość opałową niż benzyna, więc auto, jeśli ma jeździć tak, jak na benzynie, musi spalić tego paliwa zauważalnie więcej, zwykle od kilkunastu do nawet ok. 30 procent więcej! Jeśli zużycie gazu utrzymuje się na takim samym poziomie na benzynie i na gazie, to możliwości jest kilka:
- silnik spala też poważne ilości benzyny (co w przypadku wielu instalacji do nowoczesnych aut jest często normą, w starszych instalacjach benzyna potrzebna była tylko do rozruchu i do pracy zimnego silnika);
- instalacja ustawiona jest "na ubogo", co doraźnie pozwala na oszczędności na paliwie, ale na dłuższą metę grozi przedwczesnym zniszczeniem silnika, bo ciągła praca na zubożonej mieszance powoduje wyższe obciążenie termiczne, niż przewidzieli to konstruktorzy;
- auto na gazie jeździ znacząco mniej dynamicznie niż na benzynie, a użytkownikowi to nie przeszkadza;
- komputer pokładowy nie radzi sobie z poprawnym oszacowaniem ilości zużywanego paliwa, więc użytkownikowi tylko się wydaje, że jego auto mało pali, a w rzeczywistości…
Inne kwestie, o których warto pamiętać przed podjęciem decyzji o zamontowaniu instalacji, to to, że nowe auta z doładowanymi silnikami z bezpośrednim wtryskiem (lub z podwójnym układem wtryskowym – pośrednim i bezpośrednim) stanowią duże wyzwanie dla producentów i instalatorów instalacji. Jeśli ma być dobrze i bezproblemowo, to nie może być tanio!
Poza tym instalacja gazowa szybko weryfikuje stan auta – zamontowanie jej w przypadku zaniedbanego, zużytego silnika bardzo szybko prowadzi do lawiny usterek.
Realne oszczędności w dłuższej perspektywie – po uwzględnieniu kosztów montażu instalacji, współspalania benzyny, wyższych kosztów serwisu i większego ryzyka usterek – to zwykle ok. 30 proc. kosztów paliwa. Nie brzmi to tak optymistycznie, jak "jazda za pół ceny", ale wciąż jest nie do pogardzenia.
2. Serwis poza ASO – nie musisz płacić za marmury, recepcję i kawę w poczekalni
W polskich realiach wciąż jest tak, że serwisy autoryzowane zajmują się głównie obsługą aut najwyżej kilkuletnich, często będących jeszcze na gwarancji. Później użytkownicy najczęściej rezygnują z ASO i korzystają z ofert tańszych warsztatów sieciowych lub niezależnych. To zazwyczaj świetny sposób na oszczędności – w niezależnych warsztatach nie tylko tańsze są części (bo można o nie często poprosić także w ASO albo wręcz dostarczyć swoje), ale przede wszystkim niższe są z reguły koszty robocizny.
Nasza rada: warto być elastycznym i porównywać ceny. Auta na gwarancji też można serwisować poza ASO, pod warunkiem że odbywa się to z zachowaniem przewidzianych przez producenta procedur i interwałów i wykorzystywane są do tego materiały i części o jakości nieustępującej jakości oryginałów. Z kolei nie trzeba też automatycznie rezygnować z oferty serwisów autoryzowanych – tam także zdarzają się promocje, ciekawe oferty ryczałtowe, szczególnie dla właścicieli starszych aut.
Zaletą serwisowania auta w ASO jest to, że udokumentowana historia serwisowa pomaga później w odsprzedaży auta. Dobrym kompromisem między jakością a ceną są serwisy należące do renomowanych sieci naprawczych, w przypadku małych warsztatów i domorosłych złotych rączek szczególnie właściciele nowoczesnych aut, zanim powierzą auto do naprawy czy obsługi, powinni się upewnić, czy wybrany fachowiec dysponuje sprzętem, wiedzą lub choćby dokumentacją niezbędną do obsługi danego samochodu.
Tego nie rób: Wydłużanie okresów międzyprzeglądowych
Nie mam pieniędzy w tym miesiącu na przegląd, wstawię auto do warsztatu później. Nic się nie stanie, gdy wymienię rozrząd czy olej tych kilka tysięcy kilometrów później… Jeśli samochód jest jeszcze na gwarancji, to takie próby oszczędzania kończą się tym, że staje się ona bezwartościowym świstkiem papieru – producent zastrzega, że ochrona gwarancyjna obowiązuje tylko w przypadku obsługi i eksploatacji zgodnej z jego zaleceniami.
Jeżeli samochód jest starszy i jest twoją własnością, to jest to po prostu hazard – może się uda, a może nie. W przypadku wielu aut dla własnego dobra warto wręcz skrócić interwały przeglądów, żeby uniknąć późniejszych kosztownych napraw. Jeśli samochód jest np. w leasingu, to w sytuacji, kiedy użytkownik będzie chciał zwrócić auto leasingodawcy, a okaże się, że w dokumentach nie ma wymaganych pieczątek z serwisu, firma leasingowa obciąży użytkownika kosztami wymaganej obsługi.
3. Wymiana auta na mniejsze, tańsze, bardziej oszczędne
W dzisiejszych czasach to już nie takie łatwe, szczególnie gdy szukamy samochodu nowego lub w miarę nowego. Dlaczego? Bo producenci aut sukcesywnie pozbywają się ze swojej europejskiej oferty wszelkich tanich i oszczędnych maluchów. Na takich pojazdach marże są niewielkie, więc żeby zarobić, firmy muszą sprzedawać ich dużo, a to z kolei blokuje zasoby, które można wykorzystać na produkcję modeli "wysokomarżowych" – zamiast np. pięciu tanich miejskich autek producenci wolą sprzedać jeden samochód klasy premium.
Drugi powód? W dzisiejszych czasach wobec wyśrubowanych norm emisyjnych oraz olbrzymich wymagań i oczekiwań w kwestii bezpieczeństwa i wyposażenia trudno tak naprawdę wyprodukować tani samochód. Jeśli macie miejskie, oszczędne autko i zaspokaja ono wasze potrzeby, to o nie dbajcie – kolejnego być może nie uda się wam już kupić. Za 5-, 6-letni samochód segmentu A trzeba teraz często zapłacić więcej, niż kosztował on jako nowy!
4. Zakup auta elektrycznego – oszczędzanie dla bogatych
Samochody elektryczne są drogie, choć trzeba przyznać, że różnice cenowe między autami spalinowymi a elektrycznymi stopniowo się zacierają. W przypadku aut z wyższych segmentów już teraz ceny w zasadzie się wyrównały – jeśli szukacie np. kilkusetkonnego modelu klasy wyższej albo mocnego luksusowego SUV-a, to wybór napędu jest przede wszystkim kwestią gustu i oczekiwań odnośnie do zasięgu, bo tu ceny są zbliżone, czasem nawet okazuje się, że benzyniak o podobnej mocy bywa już droższy od auta elektrycznego.
Przeczytaj również: Auto elektryczne zamiast samochodu z silnikiem spalinowym. Czego nie powie ci właściciel auta na prąd?
A co w przypadku niższych segmentów? Tu nadal dopłata za napęd elektryczny może być tak duża, że odpowiada kosztom paliwa nawet na wiele lat jazdy. A co do samych kosztów eksploatacji auta elektrycznego to na oszczędności mogą liczyć przede wszystkim ci, którzy mają jak ładować takie auta w domu z prywatnego gniazdka, najlepiej z własnej instalacji fotowoltaicznej. Koszty w publicznych stacjach ładowania, szczególnie w szybkich ładowarkach i dla klienta z ulicy bez wykupionego abonamentu, są już tak wysokie, że niekiedy taniej wyszłoby tankowanie benzyny czy oleju napędowego.
Plusem aut elektrycznych są niższe koszty serwisu – odpada większość wymian płynów eksploatacyjnych, nie trzeba pamiętać o wymianach rozrządów, pasków, dwumasowych kół zamachowych i sprzęgieł, a fabryczne klocki i tarcze hamulcowe wystarczają często na setki tysięcy kilometrów.
5. Zmiana ubezpieczyciela – nowy klient często płaci mniej
Od lat ubezpieczasz samochód u tego samego ubezpieczyciela, godząc się na przedstawiane co roku propozycje stawek? Prawdopodobnie przepłacasz! Ubezpieczyciele z reguły bardziej doceniają klientów przychodzących niż lojalnych od lat. Pamiętaj, że poszczególne firmy ubezpieczeniowe mają często różne pomysły na dobieranie sobie klientów – towarzystwa często celowo próbują odstraszać niektórych (np. właścicieli mocnych albo starszych aut, młodych kierowców), podwyższając im stawki, a innych (np. rodziny z dziećmi, kierowców z dużym stażem, właścicieli aut w miarę nowych czy tanich w naprawach) przyciągać atrakcyjnymi ofertami.
To, że np. twój sąsiad na swój samochód w danej firmie dostał świetną ofertę, nie znaczy wcale, że warunki zaproponowane tobie też będą korzystne. Co ważne – często bywa nawet tak, że w tej samej firmie ubezpieczeniowej w zależności od wybranego kanału sprzedaży (punkt stacjonarny, broker, agent, ubezpieczenie wykupione online) wysokość składki może się znacząco różnić.
Dobrym pomysłem jest skorzystanie z internetowych porównywarek ubezpieczeń, ale warto też wiedzieć, że służą one pośrednikom do pozyskiwania danych potencjalnych klientów – jeśli wypełnisz formularz online, masz w zasadzie gwarancję, że przez następne miesiące, jeśli nie lata, telefonicznie i mejlowo nagabywać cię będą sprzedawcy ubezpieczeń – na co się zgodziłeś, wypełniając formularz!
Ale uwaga! O ile w przypadku polis OC wybór jest prosty – bo poza ceną poszczególne produkty ubezpieczeniowe mogą się różnić przede wszystkim doliczonymi "bonusami" (assistance, darmowa lub płatna zielona karta przydatna w czasie podróży poza UE, ubezpieczenie NNW i inne), gdyż zakres ochrony określa ustawa – o tyle w przypadku autocasco sprawa jest znacznie trudniejsza.
Tu zakres ubezpieczenia określają przede wszystkim przedstawione przez ubezpieczyciela ogólne warunki ubezpieczenia, na które nabywca zgadza się, zawierając umowę. Pod zbiorczą nazwą "autocasco" kryć się mogą skrajnie różne produkty ubezpieczeniowe – od takich, które rzeczywiście chronią w przypadku większości typowych szkód, do jakich może dojść podczas eksploatacji auta, aż po takie, z których uzyskanie realnego odszkodowania w razie szkody będzie graniczyło z cudem. Nie porównujcie tylko wysokości składek, ale też sprawdźcie m.in.,
- jak rozliczane będą ewentualne szkody (gotówkowo, bezgotówkowo);
- gdzie będzie można naprawić auto (ASO, dowolny warsztat czy może tylko sieć wskazana przez ubezpieczyciela);
- czy do napraw będą mogły być użyte oryginalne części, czy tylko najtańsze zamienniki; czy ubezpieczyciel uwzględnia amortyzację części;
- jaki jest udział własny w razie wystąpienia szkody; czy w wycenie uwzględniana jest wartość wyposażenia dodatkowego.
Dodatkowo warto bardzo dokładnie przestudiować to, co zapisane jest zwykle drobnym drukiem, czyli m.in. wyłączenia odpowiedzialności – nie wszystkie polisy autocasco obejmują np. szkody spowodowane pożarem, jeśli przyczyną była np. usterka samochodu, albo szkody spowodowane w wyniku zalania auta itp. Warto też poczytać opinie o poszczególnych ubezpieczycielach – w przypadku niektórych firm uzyskanie uczciwego odszkodowania bywa trudne!
6. Opony całoroczne zamiast sezonowych
Zamiast dwóch kompletów opon sezonowych jedne, ale za to całoroczne. Czy to się opłaca? W wielu przypadkach tak! Odpadają koszty drugiego kompletu opon lub całych kół, sezonowych przekładek, składowania. Ale uwaga! Taka opcja nie sprawdzi się w przypadku aut pokonujących duże przebiegi roczne, u kierowców z ciężką nogą i w szczególnie trudnych warunkach (np. w przypadku częstej jazdy w górach).
7. Rezygnacja z krótkich tras
Na krótkich trasach auta palą najwięcej i zużywają się najszybciej, szczególnie zimą, kiedy m.in. silnik potrzebuje więcej czasu, żeby osiągnąć temperaturę roboczą. Do sklepu za rogiem lepiej iść na piechotę albo podjechać na rowerze.
8. Tańsze tankowanie – nie na każdej stacji jest tak samo drogo
W ciągu ostatniego roku ceny paliw szaleją, a jest niemałe ryzyko, że w przyszłym roku będzie drożej (na razie w ramach tzw. tarcz obowiązują niższe stawki podatków, którymi paliwo jest obciążone). Ale nie na wszystkich stacjach jest tak samo drogo! Z reguły najdrożej zatankujecie na stacjach zlokalizowanych przy autostradach, taniej jest na obrzeżach miast. Okazji można szukać np. na stacjach przy centrach handlowych – niegdyś wielu skarżyło się na jakość sprzedawanych tam paliw, od dłuższego czasu krytyczne opinie w tej kwestii niemal zniknęły, to to samo standardowe paliwo, które tankuje się też na innych stacjach.
Warto prześledzić obowiązujące na poszczególnych stacjach promocje – np. niektóre sieci w określone dni tygodnia oferują paliwa premium w cenie paliw zwykłych (paliw premium auta często zużywają nieco mniej), inne oferują rabaty dla posiadaczy kart lojalnościowych, dużych rodzin czy nawet dla określonych grup zawodowych.
9. Używane części zamienne – duże oszczędności, duże ryzyko
Części z odzysku kosztują często zaledwie ułamek ceny nowych podzespołów. Tyle że cena części to nie wszystko! Potencjalnych problemów jest wiele. Przede wszystkim w przypadku licznych podzespołów problemem jest ocena ich rzeczywistego stanu – to, że sprzedawca zapewnia, że część jest sprawna, nie znaczy wcale, że nie kupicie złomu gorszego niż zepsuty element, który chcecie zastąpić.
Stosunkowo bezpiecznie można kupować te podzespoły, które da się ocenić "na oko", np. elementy blacharskie, drobne detale, plastiki, lampy, elementy wnętrza. Fatalnym pomysłem jest kupowanie używanych elementów układu wtryskowego, turbosprężarek, części zawieszenia, elementów związanych z układami bezpieczeństwa. Dużym ryzykiem obarczone są też zakupy używanych skrzyń biegów (szczególnie automatycznych) czy kompletnych silników.
Uwaga! W przypadku relatywnie drogich podzespołów sprzedawcy często twierdzą, że są one "regenerowane" lub odnowione – w praktyce często okazuje się, że ta regeneracja ograniczyła się np. tylko do powierzchownego umycia albo polakierowania. Poza kwestiami technicznymi dochodzi jeszcze jeden aspekt – wiele spośród używanych podzespołów na rynku to elementy pochodzące z kradzieży, więc kupując je, stajemy się paserami. W przypadku wielu podzespołów da się określić, z którego pochodzą samochodu – takie informacje są zapisane np. w modułach elektronicznych.
Coraz częściej jest też tak, że do poprawnego działania części w aucie niezbędne jest jej "aktywowanie" czy "adaptacja" przy użyciu komputera diagnostycznego – przy okazji może wyjść na jaw jej nielegalne pochodzenie.
10. Zmiana stylu jazdy: tak zaoszczędzisz nawet 1/3 kosztów paliwa
To nic nie kosztuje, a w wielu przypadkach efekty są naprawdę spektakularne. O ile np. starsze diesle są mało wrażliwe na technikę jazdy, o tyle w przypadku nowoczesnych małych, ale wysilonych, doładowanych jednostek różnice w zużyciu paliwa między jazdą z "ciężką nogą" a delikatnym traktowaniem pedału gazu mogą sięgać 30-40 proc., a czasem nawet więcej.
Warto w czasie jazdy obserwować wskaźnik chwilowego zużycia paliwa i na podstawie jego wskazań wyrobić sobie poprawne nawyki – czasem np. wystarczy na autostradzie obniżyć prędkość o 10 km/h, żeby zużycie paliwa spadło o 2-3 litry na 100 km. Ale uwaga! Ekstremalnie oszczędna jazda, polegająca na możliwie wczesnym włączaniu coraz wyższych biegów, na dłuższą metę może się nie opłacać – w taki sposób obniżycie wprawdzie zużycie paliwa, ale przyspieszycie jednocześnie zużywanie się m.in. dwumasowego koła zamachowego czy nawet panewek głównych silnika.
Dodatkowy bonus wynikający ze spokojnej jazdy? Znacznie niższe ryzyko mandatu – a w dzisiejszych czasach, po niedawnych podwyżkach mandatów, to nie byle co! Poważne wykroczenia drogowe kosztują teraz do 30 000 złotych, w zeszłym roku najwyższa grzywna wynosiła 5000 zł!
11. Taksówki albo wynajem zamiast własnego auta – niektórym to się opłaci
Jeżeli mieszkasz w mieście, rocznie pokonujesz zaledwie kilka tysięcy kilometrów, a z samochodu korzystasz okazjonalnie, przemyśl, czy rzeczywiście jest ci on potrzebny. Po zsumowaniu kosztów utraty wartości auta (teraz to trudne do oszacowania, bo przez inflację nominalna cena auta używanego po kilku latach może być nawet wyższa od jego ceny zakupu w salonie – ale liczy się wartość nabywcza!), ubezpieczenia, serwisu i innych trudnych do uniknięcia wydatków może się okazać, że taniej wyjdzie regularne korzystanie z taksówek czy wynajem auta na czas wakacyjnych wyjazdów.