Oczywiście najlepiej w takiej sytuacji byłoby skorzystać z pomocy innej osoby, ale nie zawsze jest to możliwe. Do momentu, kiedy zobaczymy dłuższy odcinek jezdni, manewr rozpoczęcia jazdy realizujemy na raty. To znaczy, pokonujemy co najwyżej kilkanaście centymetrów i na chwilę zatrzymujemy samochód, aby pozwolić przejechać temu kierującemu, który akurat porusza się po jezdni (niewykluczone, że z dużą prędkością), na którą chcemy wjechać. Kierujący znajdujący się już na drodze, dysponując odpowiednim czasem, może skierować samochód na lewą stronę jezdni bądź go zatrzymać. Ewentualnie też użyje sygnału dźwiękowego. Każde z tych zachowań ograniczy ryzyko kolizji.O ile nie dotrze do nas jakiś sygnał ostrzegawczy, po odczekaniu kilku sekund, znów pokonujemy tylko kilkanaście centymetrów i ponownie unieruchamiamy samochód. Po chwili realizujemy kolejny etap manewru. I tak po trochu przemieszczamy się cierpliwie, aż uzyskamy pełną widoczność obydwu pasów ruchu. Innym manewrem, który ze względów bezpieczeństwa dobrze jest stosować etapowo, jest hamowanie, gdy za nami dość blisko podąża inny pojazd, a miejsce zatrzymania wyznacza na przykład znak "Stop" przed przejazdem kolejowym. Otóż warto rozpocząć ograniczanie prędkości tak, aby możliwe było zatrzymanie samochodu kilka metrów bliżej, niż jest to nakazane. Jeśli jadący za nami kierowca zagapi się bądź ma spóźniony refleks albo też dysponuje autem o gorszych hamulcach, to damy mu szansę na zatrzymanie pojazdu w bezpiecznej odległości od tylnego zderzaka naszego samochodu. Zrozumiałe, że dystans, który nam pozostał do znaku zatrzymania "Stop", pokonujemy z minimalną prędkością.
Manewry na raty
W głębokiej zatoce lub na chodniku zaparkowaliśmy samochód prostopadle do jezdni, między innymi autami podobnie usytuowanymi na postoju. Niezależnie od tego, jak będziemy wyjeżdżać, przodem czy tyłem, musimy najpierw wyjechać na jezdnię znaczną częścią pojazdu, nim zobaczymy, co się na niej dzieje.