Krawaty wiąże, usuwa ciążę! – reklamowali swój towar uliczni sprzedawcy w połowie ubiegłego wieku. Jak widać, już wtedy dostrzegano zalety wielofunkcyjności, choć w tamtych czasach zdecydowanie dominowało przekonanie, że do rozmowy służy telefon, a do słuchania muzyki – radio.
Trzeba przyznać, że niektóre urządzenia wielofunkcyjne rzeczywiście bardzo ułatwiają nam życie. Skoro już prawie wszyscy nosimy z sobą telefon, to trudno się dziwić, że rynek zdominowały urządzenia„wszystkomające” zastępujące notatnik, aparat fotograficzny, kieszonkowe radio i odtwarzacz MP3.
Jednak we wszystkim, również w dążeniu do uczynienia wszelkich urządzeń wielofunkcyjnymi, warto zachować umiar. To ważna przestroga, bowiem wielofunkcyjność staje się dziś coraz częściej celem samym w sobie. Dotyczy to wszystkich gadżetów elektronicznych, a więc także GPS-ów.
Czytam na przykład w opisie nawigatora firmy Mio: „Z C725 podróż nie musi być nudna! Dzięki wbudowanym głośnikom stereo możesz odtwarzać swoją ulubioną muzykę lub oglądać film na wielkim,7-calowym ekranie. C725działa również świetnie jako elektroniczna ramka z przeglądarką zdjęć”.
O co w tym wszystkim chodzi? Do czego chcą mnie przekonać twórcy tego niezwykłego urządzenia? Czyżby do tego, że głośniczki wbudowane w (jak sami piszą) ultracienką obudowę zdolne są do odtwarzania muzyki lepiej niż mój samochodowy zestaw audio? A może do tego, że ekran 7-calowy to wielki ekran? Wielki może i jest, ale tylko w tym sensie, że zasłania duży fragment przedniej szyby, nie dając nic w zamian, bo wskazówki programu nawigacyjnego są równie czytelne na wyświetlaczu 5-calowym, natomiat filmu DVD na ekranie o przekątnej 7 cali i tak nie będziemy oglądać z przyjemnością.
Poza tym, podczas podróży ekran potrzebny jest raczej do nawigacji, a nie do oglądania filmów! Te zaś lepiej ogląda się, gdy leżymy na kanapie, niż gdy siedzimy w aucie pod blokiem. No, chyba że chodzi nam o wkurzenie sąsiadów!
strona 2
Co jeszcze może nawigator Mio? „Rewolucyjne rozwiązanie NavPix umożliwia wyszukiwanie zdjęć atrakcyjnych miejsc oraz dodawanie ich do urządzenia. W albumie NavPix można je łatwo przeglądać, zobaczyć ich pozycję na mapie i wyznaczyć do nich trasę jednym kliknięciem dzięki fotonawigacji”. Po co mi „wyznaczanie trasy do zdjęć”? A w każdym razie czemu miałbym za to zapłacić?
Nawigacja samochodowa powinna mieć: czytelny i funkcjonalny interfejs użytkownika, dobre mapy z możliwością częstej i taniej (lub bezpłatnej) aktualizacji oraz solidną obudowę i uchwyt mocujący do szyby. Inne bajery można sobie darować!
1. Coraz częściej w reklamach urządzeń nawigacyjnych spotyka się zapewnienia, że „poza godzinami pracy” mogą one pełnić rolę centrów multimedialnych. Brzmi to efektownie, ale tak naprawdę niewiele z tego wynika.
Po pierwsze – przyjemność z oglądania panoramicznych filmów na 3,5- czy nawet 5-calowym ekranie jest z całą pewnością mniejsza niż zaglądanie przez dziurkę od klucza do damskiej/męskiej(niepotrzebne skreślić) przebieralni. Równie dobrze filmy oglądać można na wyświetlaczu telefonu komórkowego. Ten ostatni ma przynajmniej łączność z internetem, a więc dostęp do filmów online.
Po drugie – akcesoryjna nawigacja nie czyta płyt DVD. Aby zgrać filmy z ulubionych dysków, trzeba włożyć je do komputera i użyć odpowiednich programów konwertujących. A samochodowe DVD można kupić już za 350 zł!
2. Możliwość odtwarzania plików MP3 przez nawigatory reklamowana jest już od dłuższego czasu. Co jednak oznacza to w praktyce? Na ogół zacząć trzeba od przeniesienia tych plików muzycznych, które chcielibyśmy odtworzać, na kartę pamięci wkładaną do nawigatora. Niby nic, ale jednak fatyga…
Na tym nie koniec! Maluśkie głośniczki nawigacji zupełnie nie nadają się do odtwarzania muzyki. Mogą przekazać komunikat, np. „skręć w prawo”, ale na pewno nie subtelne dźwięki soulu (lub innego gatunku muzyki). Owszem, nawigację można zwykle w taki czy inny sposób podłączyć do pokładowego systemu audio, jednak dużo prościej jest przecież włożyć pendrive z plikami MP3 w gniazdo USB dobrego radioodtwarzacza (ceny już od 300 zł).
3. Możliwość oglądania programów telewizyjnych na ekranie nawigatora wydaje się atrakcyjna, dopóki nie uzmysłowimy sobie, że rozdzielczość nowoczesnego telewizora wynosi 1920 x 1080 pikseli, a rozdzielczość 5-calowego ekranu typowej nawigacji zazwyczaj około 480 x 272 pikseli (punktów obrazowych). Czyli mówiąc wprost – na takim wyświetlaczu można zobaczyć coś podobnego do obrazu telewizyjnego, ale tylko podobnego. Dojrzymy prezenterkę, może nawet ją rozpoznamy, ale więcej - to już nie! Można oczywiście wyobrazić sobie sytuację, że producent zamontował w GPS-ie ekran o rozdzielczości przekraczającej wymagania programu nawigacyjnego. Będzie to oznaczać, że zapłaciliśmy za coś w rodzaju przenośnego odbiornika TV z funkcją nawigacji. Tylko czy naprawdę chcieliśmy kupić telewizor?
strona 3
4. Mapowe szaleństwo rozpoczęło się 2-3 lata temu, kiedy to do sprzętu nawigacyjnego GPS zaczęły trafiać mikroprocesory zdolne do przetwarzania grafiki. Pochylenie tradycyjnej mapy tak, by imitowała widok z lotu ptaka na drogę, przestało wystarczać. Pojawiły się mapy odwzorowujące za pomocą grafiki trójwymiarowej widok budynków – najpierw w największych miastach, potem w mniejszych. Tymczasem konia z rzędem temu, kto szybciej odczyta wskazania z rzekomo realistycznego obrazu na ekranie z lewej niż z tradycyjnej mapy wyświetlanej na ekranie powyżej (oba rzuty pokazują ten sam fragment miasta). Nie wymyślono bowiem nic bardziej przejrzystego niż normalna mapa czy też plan miasta.
5. Cóż interesującego można znaleźć w tym, że na niewielkim ekranie widać to, co i tak widzimy przez przednią szybę? Nie wiem. Działa tu chyba ten sam mechanizm co w wypadku kamer i monitorów ustawianych często w sklepach ze sprzętem radiowo-telewizyjnym. Niby każdy wie, po co jest kamera i telewizor, ale prawie nikt nie próbuje sprawdzić, czy sprzęt działa i jak prezentuje się obraz z niego na ekranie telewizora. Wideonawigacja może przydać się w pewnych sytuacjach na drogach o wielu pasach ruchu, ale równie skuteczni są tzw. asystenci pasa ruchu, działający w nowszych GPS-ach. Jednak w zdecydowanej większości sytuacji występujących w normalnym ruchu drogowym przejrzysty plan ze wskazaniem najbliższego i następnego manewru jest czytelniejszy od wskazówek wyświetlanych na tle poprzedzającego pojazdu.
6. W początkowym okresie produkcji urządzeń nawigacyjnych GPS do wyboru były zwykle dwa warianty marszruty:„trasa najkrótsza” – wyliczana z wykorzystaniem wszelkich możliwych dróg znanych cyfrowemu przewodnikowi, oraz „trasa najszybsza” – poprowadzona drogami głównymi. Szybko dołączyła do tego „trasa optymalna”, czyli możliwe rozsądny kompromis między poprzednimi wariantami. Uwierzcie, wszystko co zaproponowano potem, zwiększa tylko liczbę zbędnych opcji wyboru na ekranie. Można wymyślać warianty „ekonomiczne”, „ekologiczne” czy „łatwe”, ale i tak w 99 proc. przypadków będą się one pokrywać z poprzednimi. Już chyba bardziej przydałaby się (początkującym) „trasa bez skrętów w lewo”.