• Głupoty popełniamy dla wygody, z lenistwa, a czasem też dla przyjemności.
  • To, że raz, dwa razy, czy nawet sto razy nic się nie stało, tylko usypia naszą czujność.
  • W najlepszym razie takie wyczyny mogą stać się wiralowym filmikiem w mediach społecznościowych, w najgorszym – grożą śmiercią.

Słyszeliście kiedyś o Nagrodach Darwina? Nie? To jedne z tych nagród, o które lepiej się nie starać. "Darwin Awards" to antynagrody przyznawane pośmiertnie tym, którzy popełnili wyjątkowe głupoty, eliminując jednocześnie w sposób spektakularny swoje geny z puli genów ludzkości. Brzmi brutalnie. Zwycięzcy wybierani są rokrocznie w międzynarodowym, internetowym konkursie i choć nie jest to konkurs związany z motoryzacją, to wśród nominowanych i zwycięzców trafiają się także kierowcy, w tym również z Polski – jak np. dwóch takich, którzy mieli wdać się w bójkę na jezdni trasy ekspresowej S8, oskarżając się wzajemnie o zajechanie sobie drogi, przez co obydwaj skończyli pod kołami pędzącej ciężarówki. W ubiegłym roku do laureatów nagrody należał 56-latek z Las Vegas, który postanowił wysiąść z auta, kiedy znajdowało się ono wewnątrz pracującej myjni automatycznej.

No ale przecież nigdy byście sami czegoś aż tak głupiego nie zrobili, prawda? Czyżby? Poniżej lista siedmiu skrajnie głupich zachowań, spośród których co najmniej kilka, a może nawet wszystkie, zdarzyło wam się już popełnić. Jeśli toi czytacie, to znaczy, że mieliście dużo szczęścia, następnym razem może się nie udać. Kolejność przypadkowa.

1. Trzymanie nóg na desce rozdzielczej

Kilka dni temu miałem okazję spędzić kilkadziesiąt minut w długim korku, wśród setek aut poruszających się popularną trasą znad morza w kierunku Warszawy. Żar lał się z nieba, u pasażerów widać znudzenie i zmęczenie. Częsty widok: pasażerowie siedzący z przodu, ze stopami opartymi na desce rozdzielczej. To fatalny sposób na "rozprostowanie kości" podczas podróży.

Nie chodzi wcale o to, że stopami pobrudzą plastiki czy szybę. To sposób na to, żeby przy najdrobniejszej stłuczce, a czasem nawet przy mocniejszym hamowaniu mieć pogruchotane kości, to proszenie się o kalectwo lub śmierć. W takiej pozycji pasy nie trzymają – wystarczy mocniejsze hamowanie, żeby zsunąć się z fotela w przestrzeń na nogi. To może wyglądać zabawnie, ale wiąże się z olbrzymim ryzykiem urazu kręgosłupa.

Nogi na desce rozdzielczej i konsekwencje stłuczki w postaci ekstremalnie poważnych urazów. Foto: A-photographyy / Shutterstock
Nogi na desce rozdzielczej i konsekwencje stłuczki w postaci ekstremalnie poważnych urazów.

A jeśli dojdzie do stłuczki albo wypadku i odpali poduszka powietrzna znajdująca się pod deską rozdzielczą, to w najlepszym razie ktoś, kto poszukiwał wygodnej pozycji, skończy z niezwykle skomplikowanymi złamaniami nóg, miednicy. W najgorszym przypadku może się to skończyć śmiercią.

2. Prowadzenie auta w butach na wysokich obcasach

Choć buty na wysokich obcasach powstały setki lat temu z myślą o... mężczyznach jeżdżących konno, żeby zapewnić pewniejsze trzymanie w strzemionach, to teraz podczas jazdy – i to nie konnej – używają ich głównie kobiety. Tak, dzięki butom na obcasie nogi wyglądają doskonale, a przy odpowiedniej wprawie i doświadczeniu, panie korzystające z nich na co dzień, poruszają się w nich pewnie i z gracją, a niektóre z nich nawet całkiem sprawnie prowadzą samochód. Wszystko kwestia wprawy? Nie do końca. W sytuacji, kiedy konieczne jest awaryjne hamowanie i trzeba z całą siłą, gwałtownie wcisnąć pedał, jest olbrzymie ryzyko, że obcas zaryje w dywanik, blokując dalszy ruch stopy i z hamowania nici. Eleganckie panie do prowadzenia auta powinny mieć ze sobą drugą parę butów na możliwie płaskim obcasie.

Buty na wysokim obcasie? Stworzono je dawno temu do jazdy konnej, nie do jazdy autem Foto: Shutterstock/Lansky
Buty na wysokim obcasie? Stworzono je dawno temu do jazdy konnej, nie do jazdy autem

3. Pasy zapięte za plecami

Auta od lat muszą ostrzegać o niezapiętych pasach. Wciąż są jednak kierowcy, którzy nie potrafią się pogodzić z obowiązkiem zapinania pasów bezpieczeństwa, bo "pasy ograniczają swobodę ruchów", wolą "wylecieć z auta podczas wypadku niż zostać zakleszczonym we wraku", albo mają jeszcze inne bzdurne wymówki. Żeby jednak systemy ostrzegające o niezapięciu pasów nie przeszkadzały im w jeździe, stosują zwykle jeden z dwóch "trików": zapinają pasy na stałe, za plecami albo w zapięcie pasa wciskają klamrę (zaślepkę) do pasów kupioną luzem albo odciętą od starego pasa. To jeszcze gorszy pomysł, niż niezapinanie pasa wcale.

Dlaczego? Od ponad 20 lat w niemal wszystkich autach montowane są pasy z napinaczami pirotechnicznymi, których zadaniem jest, napięcie pasa w razie kolizji, tak, żeby maksymalnie ograniczyć ruch ciała pasażera. Jeżeli pas jest zapięty za plecami, a napinacz odpali (a odpala zwykle nawet wcześniej i przy mniejszych uderzeniach niż poduszki powietrzne), to zadziała jak katapulta, wystrzeliwując siedzącego na fotelu pasażera w kierunku poduszki powietrznej.

To może lepiej wpiąć samą klamrę? Z dwojga złego tak, ale to też proszenie się o nieszczęście. W nowoczesnych autach sterownik airbagu rozpoznaje, czy pasażerowie mają zapięte pasy i w pewnym stopniu może dostosowywać działanie poduszek (m.in. opóźnienie otwarcia) do tego, czy pasażerowie są poprawnie zapięci, czy nie.

4. Wyłączanie systemów ESP, kontroli trakcji

Samozwańczy mistrzowie kierownicy często opowiadają długo i z przekonaniem o tym, jak to elektronika nowoczesnych aut ich ubezwłasnowolnia, odbiera kontrolę nad samochodem i nie pozwala pokazać prawdziwego kunsztu za kierownicą. Znacie takich kierowców, którzy od razu po zajęciu miejsca w fotelu mocnego auta wyłączają wszystkie możliwe systemy bezpieczeństwa, żeby nieco ostrzej powchodzić w zakręty albo "polatać bokiem"? Prawda jest taka, że dobrze zestrojony układ ESP z panowaniem nad autem radzi sobie znacznie lepiej od co najmniej 99 proc. kierowców, a wyłączanie systemów często kończy się – w najlepszym razie – spektakularnymi filmikami na YouTube.

Na drogach publicznych, poza nielicznymi przypadkami, jak np. wyjazd z zaspy, albo próba samodzielnego wyjechania z grząskiego błota, z włączonymi systemami jeździ się lepiej i bezpieczniej.

5. Wysyłanie sms-ów, sprawdzanie mediów społecznościowych w czasie jazdy, nagrywanie relacji

O tym, że korzystanie z telefonu w czasie jazdy jest niebezpieczne, nie warto nawet pisać – to oczywista oczywistość. Ale media społecznościowe uzależniają jeszcze bardziej od dzwonienia i wielu kierowcom trudno uciec od pokusy, żeby raz na jakiś czas zerknąć do smartfona, żeby zobaczyć, czy ktoś coś nam polubił, skomentował. To zajmuje nie tylko nasze ręce, powoduje, że nie patrzymy na drogę, ale przede wszystkim, zajmuje naszą uwagę. Zgodnie z przepisami, korzystanie z telefonu w sposób wymagający używania rąk jest zabronione nie tylko w czasie jazdy, ale nawet wtedy, kiedy np. staniemy w korku czy na światłach. Po niedawnym zaostrzeniu kar – dwie takie wpadki i po prawie jazdy. A przecież nie to może być najgorsze.

Telefon rozprasza kierowcę niemal tak samo, jak narkotyki czy alkohol Foto: Auto Bild
Telefon rozprasza kierowcę niemal tak samo, jak narkotyki czy alkohol

6. Ciężkie przedmioty luzem w kabinie, niezapięci pasażerowie z tyłu

Fizyka jest nieubłagana. Jeśli jedziemy np. 100 km/h, to laptop na tylnej półce, albo ciężkie zakupy czy bagaże w bagażniku poruszają się z taką samą prędkością. A co, jeśli gwałtownie zahamujemy? Jeśli ciężkie przedmioty nie są przytwierdzone do auta albo zaparte o jakiś solidny element, to podczas gdy auto gwałtownie zwalnia, one nadal pędzą, zamieniając się w groźne pociski. Pół biedy, jeśli tylko wybiją szybę albo stłuką ekran nawigacji – gorzej, jeśli po drodze zmasakrują pasażerów. Tak samo głupie jest przewożenie niezapiętych pasażerów na tylnych miejscach, w razie kolizji zmiażdżą oni tych, którzy siedzą przed nimi. Przy wyższych prędkościach ramy foteli to nie przeszkoda.

7. Jazda mimo zmęczenia/przysypianie za kierownicą

Oczy się zamykają, ale przecież już tylko kilka kilometrów: otwieramy szybę, wypijamy kolejnego energetyka – byle tylko pokonać na chwilę senność. To ekstremalnie groźne i nieodpowiedzialne. W takim stanie nie jesteśmy często odróżnić snu od jawy, tracimy. kontakt z rzeczywistością. Wpadamy w "mikrosny", czyli usypiamy na kilka sekund, choć wciąż może nam się wydawać, że panujemy nad sytuacją. Przysypiający kierowca jest tak samo groźny, jak pijany czy pod wpływem narkotyków. Z sennością nie ma co walczyć – lepiej się zatrzymać i zdrzemnąć, bo bez tego możemy nie obudzić się już wcale.

Senność za kierownicą jest jak alkohol Foto: Auto Świat
Senność za kierownicą jest jak alkohol