Niekiedy, niestety, problemy okazują się nie do przeskoczenia. Najważniejszą rzeczą, bez której celnicy i straż graniczna natychmiast zawrócą nas spod szlabanu, jest ubezpieczenie OC.
Chodzi o tzw. zieloną kartę, czyli opłatę ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej poza granicami Polski. Zapanowało tu na naszym rynku pewne zamieszanie związane z przejściem niektórych naszych ubezpieczycieli na zachodni system sprzedawania polis.
Chodzi o to, że w wielu przypadkach "zielona karta" sprzedawana jest automatycznie z OC, czy nam się to podoba czy nie. Są też takie towarzystwa, które ubezpieczenie to wydają tylko na życzenie klienta. Tak czy owak "zielona karta" jest wydawana na osobnym druku. Trzeba pamiętać, by czas jej obowiązywania był dłuższy od deklarowanego pobytu za granicą. Inaczej szlabanu nikt nie podniesie.
Drugi problem to stan własności. Auta kupione na kredyt są zastawem dla kredytodawcy. Może to być zastaw rejestrowy - wtedy nie ma problemu, lub przewłaszczenie. W tym drugim przypadku bywa, iż w dowodzie rejestracyjnym jako właściciel wpisany jest bank.
Wówczas w adnotacjach winno być zapisane, iż jest się użytkownikiem auta. Często o tym się zapomina. Wtedy należy mieć jakiekolwiek zaświadczenie z banku, że ten wyraża zgodę na przekroczenie granicy swoim samochodem.
Jeśli jednak adnotacja jest lub my figurujemy jako właściciel, a bank dopisany został w dowodzie rejestracyjnym w części poświęconej adnotacjom jako współwłaściciel, nie będzie kłopotów z przejazdem przez granicę.
Ostatnim, prozaicznym, problemem jest "peelka" na samochodzie. Prawo wymaga jednoznacznie jej naklejenia. Nie wystarcza napis PL na nowych numerach rejestracyjnych, wprowadzonych niedawno w naszym kraju. Na szczęście naklejkę z napisem można dostać na każdym przejściu granicznym. Jacek Wróblewski