Zapraszam z miernikiem, nie mam nic do ukrycia. Czy rzeczywiście sprzedający nie ma nic do ukrycia, to się jeszcze okaże. Zanim umówisz miejsce i termin oględzin – z reguły sprzedawcy prywatni są mniej dyspozycyjni niż handlarze! – wypytaj przez telefon o historię serwisową, ewentualne naprawy blacharskie i liczbę poprzednich właścicieli. Sprzedający wydaje się wiarygodny i nie zbywa każdego pytania wyświechtanym frazesem: "ja nie wiem, ja go tylko sprzedaję"? Możesz spokojnie wybrać się na miejsce.
Na początek: kolejność działania. Jeśli sprzedający podaje się za osobę prywatną, to na oględziny spróbujcie umówić się u niego w domu. Zweryfikujecie w ten sposób, czy nie macie do czynienia z handlarzem. Najlepiej, żeby silnik był zimny, bo to właśnie pierwsze "poranne" odpalenie z reguły ujawnia najwięcej ewentualnych usterek. Jeżeli kupujecie w komisie, a silnik jest już wstępnie rozgrzany, to zapewne nie bez przyczyny.
Oględziny rozpocznij od weryfikacji stanu nadwozia, bo samochód szpachlowany w wielu miejscach i (lub) prostowany na drzewie należy już na tym etapie odrzucić. Po wstępnej weryfikacji poświęć uwagę detalom: wnętrzu, papierom i podwoziu.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNie oceniaj samochodu zbyt pochopnie
Wokół niektórych kwestii narosło zbyt wiele mitów. Często zdarza się tak, że domorosły znawca motoryzacji, widząc np. szyby z różnych roczników, z miną fachowca oznajmia, że "musiało być bite". Owszem, mogło, ale wcale nie musiało, bo producenci dość często montują szyby z różnych lat i wcale nie świadczy to o wypadkowej przeszłości auta. Tak samo jak wymiana przedniej szyby, bo samochód, który dużo jeździ w trasie, jest narażony na odpryski i kamienie lecące spod kół.
Gdy macie jednak podejrzenie, że rzeczywiście chodzi o naprawę powypadkową, powinniście przyjrzeć się elementom blacharskim sąsiadującym z "trefną" szybą. Największe niedoróbki nawet laik wyłapie na pierwszy rzut oka: łuszczy się tzw. klar, lakier ma fakturę skórki pomarańczy, spawy w okolicy wnęki na koło zapasowe zabezpieczono silikonem budowlanym.
Żeby dostać się do kluczowych elementów podwozia, będziecie potrzebowali kanału lub podnośnika. To ważne, bo dzięki temu sprawdzicie luzy w zawieszeniu, poszukacie śladów wycieków niewidocznych od góry (czyli od strony komory silnika), skontrolujecie podłużnice, półosie i przeguby.
Jeśli masz wątpliwości sprawdź auto w serwisie
To już jednak dość skomplikowane sprawy, które mało wprawny kupujący powinien zlecić fachowcowi. Także dlatego, że mechanik będzie w stanie wyłapać ślady "nietypowych" napraw, czyli np. spawy, mogące świadczyć o tym, że ktoś wstawił kawałek innego samochodu. Tak zwane oględziny przedsprzedażne mają w swojej ofercie niemal wszystkie serwisy – ceny: od ok. 100 do nawet 400 zł w markach premium. Nasz typ to dobry warsztat niezależny z dostępem do bazy serwisowej ASO. Jeżeli jednak nie masz zaufanego warsztatu, powinieneś rozważyć wycieczkę do SKP i zlecić wykonanie tzw. ścieżki zdrowia. Zapłacisz tyle, co za zwykłe badanie techniczne, a dostaniesz podstawowe informacje na temat zawieszenia, oświetlenia oraz sprawności amortyzatorów.
Naszym zdaniem — kop w oponę to za mało
Jeżeli nie znasz się za dobrze na samochodach, sam możesz przeprowadzić wstępną selekcję, polegającą na odrzuceniu ewidentnie oszukanych/zajechanych egzemplarzy. Jeżeli uznasz, że dane auto dobrze rokuje na przyszłość, na dalsze oględziny powinieneś zabrać z sobą fachowca.
Galeria zdjęć
Nie daj po sobie poznać, że samochód bardzo ci się podoba, utrzymaj emocje na wodzy i przecedź słowa sprzedawcy.
Niechlujne naprawy: łuszczy się lakier bezbarwny, widać zacieki lub tzw. skórkę pomarańczy. Stara i źle położona szpachla może pękać. „Podpis” lakiernika partacza to tzw. wtręty pod lakierem, czyli np. drobinki kurzu, które nie zostały usunięte z nadwozia przed lakierowaniem. Malowanie dobrze widać na srebrnych autach – ciężko dobrać odcień. Odpryski na masce lub zderzakach to niekiedy... zaleta, bo świadczą o tym, że element nie był naprawiany. A jeśli już, to raczej dawno.
Porównaj szpary technologiczne po obu stronach karoserii, sprawdź, czy poszczególne elementy są z sobą dobrze spasowane, czy raczej wyglądają tak, jak na zdjęciu poniżej. Czasem zdarza się tak, że po kolizji samochód „poddaje się liftingowi”, czyli montuje się m.in. lampy i (lub) zderzaki z wersji po modernizacji. Sprawdź, czy gdzieś widać uszkodzenia po gradzie – niekiedy trudno je zauważyć. Skontroluj blachy pod kątem rdzy, obejrzyj nadkola – nie mogą być połamane.
Fabryczna powłoka ma od niecałych 100 do 200 mikrometrów, choć z reguły górna granica wynosi 150 mikrometrów. Wynik do 300 mikrometrów włącznie oznacza drugi lakier, wszystko powyżej – szpachlę. Miernik przyłóż w kilku miejscach na danym elemencie, zwłaszcza na jego krawędzi. Porównaj wyniki uzyskane na analogicznych częściach po obu stronach auta. Uwaga: fabryczny lakier nie musi oznaczać braku napraw – niekiedy opłaca się wymienić elementy na nowe lub używane.
Obejrzyj szyby, ale pamiętaj o tym, że element z innego rocznika niż auto (nie ma standardowej formy zapisu, choć często jest to mała cyfra na samym dole, np. „7” dla 2007 r.), ale z logo producenta, nie musi świadczyć o naprawie blacharskiej. Na wymianę szyby niezbicie wskazują inne logo i np. kraj produkcji. Brak numeru VIN w okienku na przedniej szybie to częste zjawisko, bo akurat BMW umieszcza tam dane jedynie w egzemplarzach przeznaczonych na rynek amerykański.
Zwróć uwagę na wycieki, obejrzyj dolną osłonę silnika – jeśli coś kapie, to lubi się tam zatrzymać. Wyciągnij bagnet (jeżeli jest!), skontroluj poziom płynu chłodzącego (jeśli się da!), zajrzyj pod korek zbiornika wyrównawczego – jeżeli widać tam białą maź, to może być uszkodzona uszczelka pod głowicą. Po odpaleniu zimnego silnika do twoich uszu nie powinno dochodzić metaliczne dzwonienie ani grzechotanie. Uwaga: świeżo umyta komora może świadczyć o tym, że ktoś zatuszował wycieki, ale... nie musi – często to zwykła „komisowa kosmetyka”. Warto też, choćby pobieżnie, obejrzeć śruby i mocowania lamp oraz błotników i spód maski – tu szczególnie dobrze widać ślady partackich napraw. Jeżeli np. śruby i spinki są pomalowane w kolorze nadwozia, to działał tu lakiernik amator.
Opony z różnych parafii, czyli na każdej osi inna marka lub model, mogą świadczyć o tym, że ktoś o samochód nie dbał albo zdjął dobre opony przed sprzedażą i założył byle co. Z kolei zupełnie nowe ogumienie z niskiej półki cenowej niekiedy mówi o tym, że sprzedający ma problemy ze sprzedażą samochodu i zainwestował w nowe opony, byleby pozbyć się pojazdu. Warto przejechać palcem po tarczach – wyraźny rant świadczy o zużyciu, może być podstawą zbicia ceny.
Oglądając kokpit, skupcie się przede wszystkim na elementach najbardziej podatnych na zużycie, a następnie zweryfikujcie kluczowe podzespoły elektryczne (szyby, klima, kontrolki itd.). Przedsprzedażne picowanie z reguły widać na pierwszy rzut oka, bo gdy ktoś szykuje wnętrze na szybko, to zwykle nie bawi się w imitowanie fabrycznych przeszyć ani nie dobiera skóry czy materiałów tak, żeby jak najbardziej przypominały oryginalne. Uwaga: w niektórych modelach ślady zużycia widać już po kilkudziesięciu tysiącach kilometrów, więc mogło być po prostu tak, że ktoś o wysokim poczuciu estetyki poprawił fabrykę. Jeśli znajdziecie obszyty albo odnowiony element, to od razu rozejrzyjcie się za innymi, mniej oczywistymi oznakami zużycia. Wyjmijcie dywaniki, bacznie przyjrzyjcie się przyciskom od radia (rzadko występują osobno, a mało kto bawi się w wymianę panelu lub samego radioodbiornika!) i tym od włączania świateł oraz podnoszenia szyb. I jeżeli tu zauważycie zużycie niepasujące do świeżej kierownicy albo gałki biegów, to zapewne coś jest nie tak. Czyli przykładowo odrobinę „skorygowano” licznik, żeby wskazywał wartości milsze dla oka kupującego.
Istotnym aspektem oględzin jest też kontrola dokumentacji dostarczonej przez sprzedawcę. Dziś, w czasach gdy podrabianie książek serwisowych jest na porządku dziennym, musicie mieć się na baczności, ale jednocześnie pamiętać o tym, że rachunki i książkę serwisową powinno dać się zweryfikować w warsztacie, który obsługiwał dany samochód – czy to dilerskim, czy niezależnym. W takim wypadku trzeba jednak z reguły pofatygować się osobiście w towarzystwie właściciela pojazdu. Gdy ten odmówi, powinniście mieć się na baczności. Nie zapomnijcie sprawdzić tego, czy numer VIN z dokumentów zgadza się z tym, co wybito na nadwoziu.
Jeżeli nie znasz się za dobrze na samochodach, sam możesz przeprowadzić wstępną selekcję, polegającą na odrzuceniu ewidentnie oszukanych/zajechanych egzemplarzy. Jeżeli uznasz, że dane auto dobrze rokuje na przyszłość, na dalsze oględziny powinieneś zabrać z sobą fachowca.