Proszę pana, samochód JEST BEZWYPADKOWY i ma oryginalny lakier”. Facet prowadzący komis przy Wale Miedzeszyńskim w Warszawie oferujący 3-letnią beemkę serii 1 miał w głosie taką pewność, jak Galileusz wypowiadający słowa: „A jednak się kręci!”.
Auto, jakie zastaliśmy na miejscu, nie wyglądało na nowe, ale nie prezentowało się też źle. Tu maleńka ryska, tu odbarwienie na kołpaku, tuślad po maleńkiej naprawie zderzaka... Zbadaliśmy lakier na całej powierzchni karoserii.
Oryginalny. Ile trzeba zapłacić? 51,5 tys. zł netto. Do zapłaty z podatkiem VAT, powiedzmy, 57 tys. zł. To brzmi lepiej niż 62 900 zł widniejące w ogłoszeniu, jednak na tylnej osi odkryliśmy łyse opony, a na przedniej opony były z głębszym bieżnikiem, ale starsze od auta, czyli „używki”. 2200 zł do wydania od razu.
I jeszcze plus: sprzedawca od razu powiedział, że wystawia fakturę na pełną cenę. Dziwny jakiś. Pojechaliśmy obejrzeć drugie podobne auto, też czarne, z 2009 roku i z przebiegiem, uwaga (!) 11 800 km.
Z góry wiedzieliśmy jednak, że sprawa śmierdzi. I tak było. Auto „piękne, jak nowe” faktycznie było niemal bez przebiegu, pewnie wkrótce po kupnie zostało rozbite.
Tył malowany z obu stron, gruba szpachla, malowane też przednie słupki, podejrzany lakier w przedniej części, ale bez szpachli. Właściciel przyznał się od razu do jednego błotnika, resztę pokazał miernik. Kolejnym dzwoniącym osobom opowiadał jednak wciąż to samo: „Malowany jeden błotnik, ale w ogóle tego nie widać, reszta blach w porządku”. 80 tys. zł? Dziękujemy!
Porządne auto, choć z przebiegiem - Sprzedawca tego samochodu w komisie na Wale Miedzeszyńskim 227 w Warszawie wydawał się nieco zirytowany. „Przynajmniej pan nie patrzy na przebieg jak ci idioci, którzy tu ciągle przychodzą”. Faktycznie, 3-letnie auto z przebiegiem 140 tys. km jest wyraźnie używane, ale niekoniecznie zużyte.
To było absolutnie bezwypadkowe, co w zasadzie eliminuje niespodzianki, ale oznacza spore koszty. Po pierwsze, opony: do wymiany cały komplet. BMW wymaga opon typu run flat, a to oznacza wydatek co najmniej 500 zł za sztukę.
Dalej: przegląd i wymiana elementów eksploatacyjnych (po oponach widać, że poprzedni właściciel pozbył się auta w odpowiednim momencie). Być może wkrótce do wymiany będą elementy zawieszenia, koło dwumasowe silnika itp. Taki zakup warto dobrze przemyśleć i policzyć jego opłacalność, jakkolwiek zdarzają się gorsze „miny”.
Malowany jeden błotnik? Bujać – to nie nas! - Jak to możliwe, że w trzecim roku eksploatacji BMW z silnikiem Diesla ma na liczniku niecałe 12 tys. km? Ktoś, kto je kupił
w salonie, to człowiek całkiem bez głowy? Absolutnie! Takie cuda zdarzają się w sytuacji, gdy auto wkrótce po kupnie np. wpadnie na drzewo, a potem tuła się po niemieckich czy francuskich warsztatach czy parkingach ubezpieczycieli, zanim ktoś stwierdzi, że nie opłaca się go naprawiać i znajdzie klienta np. z Polski.
Potem takie auta się naprawia, zwykle całkiem porządnie, bo przy cenie 80 tys. zł za gotowy samochód 15 tys. zł dla blacharza da się wygospodarować, a gdy są już na powrót ładne, sprzedaje się je.
Jednak za podobne pieniądze można kupić auto od polskiego dilera, może z nieco większym, ale wciąż małym przebiegiem, z gwarancją i bez ryzyka, że za 2 lata zacznie rdzewieć. Dlatego ta „beemka” to bardzo kiepska propozycja.
A może auto z gwarancją od dilera? - BMW oferuje auta używane w programie „BMW Premium Selection”. Jeśli kupując taki samochód, zainwestujemy w wymianę zużytych materiałów eksploatacyjnych (np. klocki), za niewielką dopłatą dostaniemy 2-letnią gwarancję.
Za 80 tys. zł znaleźliśmy auto o wiele lepsze niż oferowany przez handlarza rozbitek – bezwypadkowe i pewne.
Galeria zdjęć
Beemka z 2-litrowym dieslem przejechała już prawie 140 tys. km, ale właściciel w rozmowie telefonicznej z przekonaniem zapewniał, że auto jest bezwypadkowe i bez wad. Z dalszego tekstu ogłoszenia wynikało, że samochód został niedawno sprowadzony z zagranicy.
LAKIER na całej powierzchni samochodu oryginalny i jak na przebieg 140 tys. km w niezłym stanie. Minimalne zarysowania na masce w okolicy logo BMW i pojedynczy odprysk spowodowany uderzeniem kamienia. Pod tym kątem nic autu nie można zarzucić.
NIEWIELKIE uszkodzenie dolnej części zderzaka, które ktoś, korzystając z tego, że samochód jest czarny, prowizorycznie naprawił. Trzeba się przyglądać, by to zauważyć. To najpoważniejsze uszkodzenie karoserii, jakie znaleźliśmy. O kilku mniejszych nie warto nawet wspominać.
OPONY tylne do natychmiastowej wymiany (wskaźniki zużycia zrównały się już z bieżnikiem). Przednie opony z innej parafii, prawdopodobnie jeszcze niemiecki sprzedawca założył używane – w sumie też do wymiany. Kołpaki porysowane i miejscowo odbarwione – to mały problem.
Właścicielem tego samochodu był rzekomo 60-letni stateczny pan, który auta prawie nie używał. Został sprowadzony dla niego z Francji. Właściciel sprzedawał bezpośrednio, ale proponował „przeprowadzenie” auta przez komis, aby łatwiej było uzyskać kredyt.
MIERNIK grubości lakieru wykazał, że sprzedawca trochę mija się z prawdą, przyznając się do niewinnego lakierowania jednego tylnego błotnika. Naprawiany był cały tył auta, blacharz nie żałował szpachli. Aby zamaskować naprawę tyłu, pomalował co najmnie jeden przedni słupek.
Na pierwszy rzut oka auto faktycznie jak nowe. Ładne alufelgi, błyszczący lakier. Pierwsze podejrzenia wzbudziły jednak charakterystyczne obicia lakieru na krawędzi lewego przedniego błotnika i maski oraz charakterystyczna faktura szpachli na tylnym błotniku.
WNĘTRZE absolutnie bez zarzutu, jak nowe, natomiast silnik wydał nam się dość głośny. Auto wyposażone „na bogato”: automatyczna klimatyzacja, „elektryka”, dobre radio, 6 airbagów, 6-biegowa przekładnia. Dla osób oglądających tylko wnętrze to prawdziwa okazja!