Nie ma co ukrywać – temat rozmów przez telefon podczas jazdy jest na tyle popularny w internecie, iż trudno byłoby sobie wyobrazić, że ktoś nie zdaje sobie sprawy z powagi zagadnienia. I to niezależnie od tego, czy sam rozmawia przez komórkę, prowadząc auto. Natomiast kwestia obsługi samochodowych multimediów – czyli nie tylko nawigacji, ale także np. radia – poruszana jest sporadycznie.

Postaramy się podejść do tematu szerzej – zajmiemy się różnymi elementami, które mogą rozpraszać uwagę kierowcy podczas jazdy. Smartfon, radio, nawigacja, komputer pokładowy: wszystkie te rozwiązania są zapewne wspaniałe pod względem funkcjonalności, ale żeby nie wpływały negatywnie na bezpieczeństwo jazdy, trzeba z nich korzystać z głową. Czyli jak?

Przede wszystkim warto znać swoje ograniczenia. Człowiek jest w stanie śledzić nawet kilka obiektów, o ile poruszają się one wolno względem naszego auta. Kiedy względna prędkość innych aut, pieszych czy rowerzystów w odniesieniu do naszego samochodu rośnie, nasz umysł ma znacznie więcej pracy, aby nadążyć za zmianami sytuacji na drodze.

Wraz ze wzrostem prędkości jazdy naszego auta, każde oderwanie wzroku od drogi powoduje, iż przejeżdżamy dłuższy odcinek, nie patrząc na jezdnię i jej otoczenie. Wpisanie adresu w nawigację może być w miarę bezpieczne podczas powolnej jazdy w korku, ale na autostradzie stanowi poważne zagrożenie dla nas, naszych pasażerów i innych uczestników ruchu.

Wypada więc zapytać: to kiedy i jak mamy obsługiwać instrumentarium samochodu, skoro to takie ryzykowne? Mamy nie regulować radia, nie stroić stacji, nie wyszukiwać utworów na płycie i nie programować nawigacji? Złotym środkiem jest tutaj wyłącznie zdrowy rozsądek kierującego – nikt i nic nie jest go w stanie zastąpić. Pomyślmy więc, jak ten rozsądek wdrożyć.

Jeżeli chodzi o programowanie nawigacji, to nie ma wątpliwości, że najlepiej robić to przed jazdą, na postoju. Nie zajmuje to wiele czasu, a może uratować czyjeś życie lub zdrowie, bo wpisując adres do nawigacji podczas jazdy na bardzo długo odrywamy wzrok od drogi. Niestety, mało kto zatrzymuje się, aby wykonać takie czynności, zejdźmy więc na ziemię i pomyślmy, jak zminimalizować ryzyko. I to jest dobre określenie, bowiem każde oderwanie wzroku od drogi jest potencjalnie ryzykowne, a nam chodzi o to, aby to ryzyko było jak najmniejsze.

Dlatego, jeżeli już naprawdę musisz coś wyregulować, wpisać lub ustawić podczas jazdy, to postaraj się czynić to wtedy, gdy sytuacja na drodze jest maksymalnie klarowna i szanse na to, że coś niespodziewanego się wydarzy, są jak najmniejsze.

Z pewnością nie byłoby rozsądne regulowanie radia podczas jazdy drogą dwukierunkową jednojezdniową, gdy z przeciwka jadą inne samochody. Ktoś może zacząć wyprzedzać „na trzeciego” i jeżeli akurat wtedy będziesz skupiony – lub skupiona – na radiu, zderzycie się czołowo.

Równie kiepskim momentem na wszelkie zmiany ustawień w systemach auta jest przejazd przez skrzyżowanie – choćby i takie, na którym masz pierwszeństwo, a ruch regulowany jest przez sygnalizację świetlną. Dojeżdżając do takiego skrzyżowania, dobry kierowca obserwuje drogę i jej okolice, a nie naraża siebie i innych, patrząc na wyświetlacz w kokpicie.

Łuk drogi, na którym widoczność jest ograniczona (np. po obu stronach drogi rośnie gęsty las) i jadące z przeciwka auto widać dopiero wtedy, gdy jest już bardzo blisko, też nie jest najlepszym miejscem do ustawiania nawigacji czy innych multimediów w aucie. W polskich warunkach można się spodziewać wszystkiego – w tym samochodu, wyprzedzającego na zakręcie, albo ścinającego zakręt i jadącego prosto na Ciebie.

Jednym z najgorszych momentów do skupiania uwagi na radiu czy nawigacji jest – nawet wolna – jazda przez teren zabudowany z licznymi przejściami dla pieszych. Przy obecnie dużej liczbie rowerzystów, trzeba brać pod uwagę, że nagle zupełnie niespodziewanie ktoś może pojawić się na przejściu. Nawet obserwując drogę, czasem trudno takiego rowerzystę w porę zauważyć, a co dopiero wtedy, kiedy zmieniamy jakieś ustawienia komputera pokładowego.

Takie sytuacje można mnożyć, jednak jest pewien sposób, który może znacznie poprawić bezpieczeństwo jazdy gdy już musimy coś w aucie wyregulować. Wystarczy, że będziesz pamiętać, aby co chwilę spoglądać na drogę, zamiast przyglądać się pokładowym multimediom przez kilka, kilkanaście sekund non stop. I wiesz co?

Taka metoda „zarządzania” wzrokiem bardzo Ci się przyda. Patrzenie ciągle w jeden punkt nie jest dobrym pomysłem – a mimo to wszyscy często ulegamy rutynie i wpatrujemy się niemal wyłącznie w auto przed nami. Spróbuj potrenować. Najpierw naucz się regularnie spoglądać w wewnętrzne lusterko wsteczne. Im więcej dzieje się na drodze za samochodem i po bokach, tym częściej trzeba spoglądać w lusterko, aby nie dać się zaskoczyć. Spoglądać, nie patrzeć – to też bardzo ważne.

Jak już wyrobisz sobie odruch kontrolowania lusterek, a może to potrwać długo, nawet miesiące, to postaraj się powoli odzwyczaić od rutynowego skupiania wzroku wyłącznie na samochodzie jadącym przed Tobą. Nawet na pustej drodze staraj się zauważyć jak najwięcej szczegółów, a przede wszystkim obiektów, które mogą znaleźć się na kolizyjnym torze z Twoim samochodem.

Dobry kierowca nie tylko wie, kiedy można, a kiedy nie należy rozpraszać uwagi pokładowymi multimediami auta. On także znajduje czas na to, aby śledzić drogę, pieszych, pobocze, drogi dojazdowe do skrzyżowań, obraz w lusterkach – a nie tylko auto przed sobą. Tego wszystkiego można się nauczyć. I Ty też możesz to zrobić.

Zaczęliśmy od rozmowy przez telefon, a skończyliśmy na dynamicznej obserwacji otoczenia samochodu i drogi, którą się on porusza. Wspomniane w artykule elementy mają jedną wspólną cechę: dotyczą skutecznej (lub nieskutecznej) obserwacji drogi. A jak na razie – zanim codziennością staną się samochody autonomiczne bez kierowcy – umiejętna obserwacja drogi to jeden z głównych czynników, mających wpływ na bezpieczeństwo jazdy.

Co zatem najbardziej rozprasza kierowcę?

Powiecie, że to tylko teoria? Nic z tych rzeczy, aby przekonać się co najbardziej rozprasza kierowcę, razem z kolegami z Auto Bilda przeprowadziliśmy naukowy eksperyment i sprawdziliśmy co bardziej rozprasza - telefon, alkohol czy marihuana. Wyniki naszego eksperymentu są zaskakujące.

Eksperymenty naukowe z reguły wymagają pracochłonnych przygotowań – nie inaczej było i tym razem. Urządzenie śledzące wzrok trzeba było zamontować w aucie i ustawić pod kątem jednego z dwóch testujących, chwilę zajęło też dokładne skalibrowanie elektroniki sterującej całym doświadczeniem. Jeden drobny błąd i wyniki będą się nadawały do kosza.

W końcu wszystko gotowe, można zaczynać. Pierwsza próba polegała na jeździe po okręgu z prędkością ok. 20 km/h. Podczas jazdy siedem razy, w różnych odstępach czasu, była uruchamiana ledowa lampka. Gdy rozbłyskała, kierowca miał – najszybciej jak to możliwe – nacisnąć pedał hamulca. Pierwszy z testujących osiągnął średni czas reakcji na poziomie 590 milisekund. Aparatura rejestrowała też położenie kierownicy i miejsce, w które akurat kierował swój wzrok nasz królik doświadczalny.

Próba numer dwa wyglądała tak samo jak poprzednia, z jednym ważnym zastrzeżeniem: testujący musiał ze słuchu wystukać na telefonie tekst dyktowanego SMS-a. Wynik: czas reakcji wydłużył się o sekundę (!) i – co gorsza – wzrok testującego aż przez 63 proc. czasu spoczywał na telefonie, a nie na drodze. Naukowców zmartwiła zwłaszcza duża liczba incydentów, podczas których wzrok kierowcy skierowany był na telefon przez co najmniej dwie sekundy.

W warunkach ruchu miejskiego samochód pokonuje w takim czasie ok. 20 metrów. Niby mało, ale z drugiej strony taką przestrzeń zajmuje 4-5 parkujących samochodów.

Próba numer trzy była znacznie... przyjemniejsza, bo oznaczała, że testujący (ten sam, który przed chwilą jeździł po okręgu) mógł wypalić skręta. Czyli papierosa z domieszką marihuany, w tym wypadku – 0,5 g. Wszystko dla dobra nauki, rzecz jasna, wszystko w pełni legalnie. Osoba na co dzień niepaląca (a taką jest nasz testujący) powinna mieć niezły ubaw i kilka efektów ubocznych.

I rzeczywiście, już po kilku minutach redaktor sprawiał wrażenie rozluźnionego, trochę nieobecnego. Asystujący policjant skontrolował jeszcze reakcję źrenic na światło. Gdybym spotkał takiego kierowcę podczas kontroli, podejrzewałbym spożycie haszyszu. Reakcja jest bardzo opóźniona.

Podczas jazdy po okręgu okazało się, że „upalony” kierowca wolno reagował, ale i tak szybciej niż podczas pisania SMS-a. Średni czas reakcji jest o 80 milisekund dłuższy niż podczas próby na trzeźwo. Mimo to pojawiły się trudności z oceną sytuacji na drodze, gwałtowne ruchy kierownicą i problemy z utrzymaniem stałej prędkości. Wniosek: kierowca po ziole (przez wielu traktowanym zresztą jako zwykła używka) stwarza poważne zagrożenie.

Czas na testującego numer dwa. Próba na trzeźwo wykazała nieco lepszy czas reakcji – 540 milisekund. SMS za kółkiem spowodował spowolnienie do poziomu 730 milisekund. Niewielka różnica w stosunku do pierwszego kierowcy, ale i tu główny problem stanowi duża liczba incydentów, podczas których testujący odrywał wzrok od drogi na ponad 2 sekundy. W sumie takie epizody zajęły ponad 33 proc. czasu całego przejazdu, pojawiły się też czterosekundowe incydenty. W normalnych warunkach oznacza to murowany wypadek.

Na koniec do akcji wkroczyła wódka. Nasz cel to 0,8 promila – żeby to osiągnąć, ważący 93 kg testujący musiał spożyć 280 ml 40-procentowego alkoholu. Cóż, jazda w takim stanie jest nie tylko zabroniona przepisami, lecz także głupia i nierozsądna. Wystarczy rzucić okiem na wyniki testu, a wszystko stanie się jasne: czas reakcji rośnie do 680 milisekund, ruchy kierownicą robią się gwałtowne i nieskoordynowane, wzrok kierowcy co rusz zbacza z drogi.

Bez dwóch zdań, testujący powinien jak najszybciej opuścić fotel kierowcy i się zdrzemnąć. Bardziej przeraża jednak co innego – tu także się okazuje, że kierowca po dobrym kielichu stwarza mniejsze zagrożenie niż osoba pisząca SMS-y w trakcie jazdy. Jakieś pytania?

Nasz test dobitnie udowodnił, że bawienie się telefonem podczas prowadzenia samochodu to naprawdę kiepski pomysł. Polski taryfikator nie przewiduje kary za pisanie SMS-ów czy oglądanie zdjęć na Facebooku, jednak obie te czynności podpadają pod zapis mówiący o tym, że „kierującemu pojazdem zabrania się korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku”. Za jego złamanie grozi mandat w wysokości 200 zł, a więc znacznie mniejszy niż np. za alkohol. Mamy jednak wrażenie, że ustawodawca powinien się tą sprawą zająć. I to szybko!

Wypada więc zapytać: to kiedy i jak mamy obsługiwać instrumentarium samochodu, skoro to takie ryzykowne?

Mamy nie regulować radia, nie stroić stacji, nie wyszukiwać utworów na płycie i nie programować nawigacji? Złotym środkiem jest tutaj wyłącznie zdrowy rozsądek kierującego – nikt i nic nie jest go w stanie zastąpić. Pomyślmy więc, jak ten rozsądek wdrożyć.

Jeżeli chodzi o programowanie nawigacji, to nie ma wątpliwości, że najlepiej robić to przed jazdą, na postoju. Nie zajmuje to wiele czasu, a może uratować czyjeś życie lub zdrowie, bo wpisując adres do nawigacji podczas jazdy na bardzo długo odrywamy wzrok od drogi. Niestety, mało kto zatrzymuje się, aby wykonać takie czynności, zejdźmy więc na ziemię i pomyślmy, jak zminimalizować ryzyko. I to jest dobre określenie, bowiem każde oderwanie wzroku od drogi jest potencjalnie ryzykowne, a nam chodzi o to, aby to ryzyko było jak najmniejsze.

Dlatego, jeżeli już naprawdę musisz coś wyregulować, wpisać lub ustawić podczas jazdy, to postaraj się czynić to wtedy, gdy sytuacja na drodze jest maksymalnie klarowna i szanse na to, że coś niespodziewanego się wydarzy, są jak najmniejsze.

Z pewnością nie byłoby rozsądne regulowanie radia podczas jazdy drogą dwukierunkową jednojezdniową, gdy z przeciwka jadą inne samochody. Ktoś może zacząć wyprzedzać „na trzeciego” i jeżeli akurat wtedy będziesz skupiony – lub skupiona – na radiu, zderzycie się czołowo.

Równie kiepskim momentem na wszelkie zmiany ustawień w systemach auta jest przejazd przez skrzyżowanie – choćby i takie, na którym masz pierwszeństwo, a ruch regulowany jest przez sygnalizację świetlną. Dojeżdżając do takiego skrzyżowania, dobry kierowca obserwuje drogę i jej okolice, a nie naraża siebie i innych, patrząc na wyświetlacz w kokpicie.

Łuk drogi, na którym widoczność jest ograniczona (np. po obu stronach drogi rośnie gęsty las) i jadące z przeciwka auto widać dopiero wtedy, gdy jest już bardzo blisko, też nie jest najlepszym miejscem do ustawiania nawigacji czy innych multimediów w aucie. W polskich warunkach można się spodziewać wszystkiego – w tym samochodu, wyprzedzającego na zakręcie, albo ścinającego zakręt i jadącego prosto na Ciebie.

Jednym z najgorszych momentów do skupiania uwagi na radiu czy nawigacji jest – nawet wolna – jazda przez teren zabudowany z licznymi przejściami dla pieszych. Przy obecnie dużej liczbie rowerzystów, trzeba brać pod uwagę, że nagle zupełnie niespodziewanie ktoś może pojawić się na przejściu. Nawet obserwując drogę, czasem trudno takiego rowerzystę w porę zauważyć, a co dopiero wtedy, kiedy zmieniamy jakieś ustawienia komputera pokładowego.

Takie sytuacje można mnożyć, jednak jest pewien sposób, który może znacznie poprawić bezpieczeństwo jazdy gdy już musimy coś w aucie wyregulować. Wystarczy, że będziesz pamiętać, aby co chwilę spoglądać na drogę, zamiast przyglądać się pokładowym multimediom przez kilka, kilkanaście sekund non stop. I wiesz co?

Taka metoda „zarządzania” wzrokiem bardzo Ci się przyda. Patrzenie ciągle w jeden punkt nie jest dobrym pomysłem – a mimo to wszyscy często ulegamy rutynie i wpatrujemy się niemal wyłącznie w auto przed nami. Spróbuj potrenować. Najpierw naucz się regularnie spoglądać w wewnętrzne lusterko wsteczne. Im więcej dzieje się na drodze za samochodem i po bokach, tym częściej trzeba spoglądać w lusterko, aby nie dać się zaskoczyć. Spoglądać, nie patrzeć – to też bardzo ważne.

Jeżeli macie swoje zdanie na ten temat albo własne patenty na to, żeby nie rozpraszać uwagi podczas jazdy – piszcie. Zapraszamy do komentowania.