Lobby ekologiczne prężnie działa od wielu już lat. To dzięki niemu mamy dziś skomplikowane, turbodoładowane mikrosilniczki o ogromnym wysileniu i obciążeniu mechanicznym zamiast solidnych wolnossących jednostek napędowych, wytrzymujących długie lata bez jakichkolwiek napraw. Są jednak sytuacje, w których ekologia wkracza w życie kierowców tak daleko, że zaczyna zagrażać bezpieczeństwu jazdy. A to już nie jest dobrze.

Artykuł 60 kodeksu drogowego, ust. 2 pkt. 2 mówi: „Zabrania się kierującemu używania pojazdu w sposób powodujący uciążliwości związane z nadmierną emisją spalin do środowiska lub nadmiernym hałasem”. Co więcej, w punkcie trzecim możemy przeczytać: „Zabrania się kierującemu  pozostawiania pracującego silnika podczas postoju na obszarze zabudowanym; nie dotyczy to pojazdu wykonującego czynności na drodze”.

Pomijając interpretację nadmiernego hałasu oraz nadmiernej emisji spalin, przepisy te skutecznie zniechęcają do tego, żeby rozgrzewać silnik na postoju przed wyruszeniem w drogę. A wystarczyłoby tylko dopisać punkt mówiący o tym, że wyjątkiem jest sytuacja wymagająca rozgrzania wnętrza w celu uzyskania bezpiecznej widoczności.

Wyobraź sobie, że na dworze jest minus dziesięć stopni Celsjusza. Mieszkasz na miejskim osiedlu, a więc zdecydowanie w obszarze zabudowanym. Idziesz na parking. Po mroźnej nocy Twoje auto ma z zewnątrz mocno oblodzone szyby, ale nie możesz „odpalić” pojazdu i włączyć ogrzewania, bo przecież nie wolno włączać silnika w stojącym samochodzie.

Najpierw musisz użyć dużych ilości agresywnego środka chemicznego (który zapewne przyrodzie nie pomaga), aby udało się zmiękczyć lód na szybach i następnie usunąć go mechanicznie z okien za pomocą skrobaczki. Na szczęście masz szczotkę ze skrobaczką na końcu kija, czyli nieocenione narzędzie w solidne mrozy. Ale odladzanie szyb trwa kilka minut. Zdążyłeś się przy tym solidnie zasapać.

Wsiadasz do samochodu i zajmujesz miejsce za kierownicą. Niestety, Twój oddech szybko osadza się na szybie od wewnątrz w postaci szronu. Przejeżdżasz po szybie skrobaczką, ale ponieważ rozgrzałeś się podczas skrobania, wysoka wilgotność wydychanego powietrza w połączeniu z mroźną szybą tworzą mieszankę nie do pokonania. Co przejedziesz skrobaczką, szron znowu się tworzy.

Ale ekologia i przepisy mówią, żeby nie rozgrzewać silnika na postoju, więc nie masz jak włączyć ogrzewania, przecież silnik jest zimny. Nic to – chcąc być „eko”, uruchamiasz silnik. Hołdujący ekologii eksperci mówią, że silnik najlepiej jest rozgrzewać podczas jazdy, więc włączasz wsteczny bieg i…

Oblodzona od wewnątrz szyba samochodu: przed rozgrzaniem silnika kierowca nie ma szans na bezpieczną jazdę - po odskrobaniu lodu na szybie natychmiast osadza się szron. Foto: ACZ / Auto Świat
Oblodzona od wewnątrz szyba samochodu: przed rozgrzaniem silnika kierowca nie ma szans na bezpieczną jazdę - po odskrobaniu lodu na szybie natychmiast osadza się szron.

I zamiast widoku przez tylną szybę widzisz tylko warstwę nieprzezroczystego białego szronu. Włączasz ogrzewanie tylnej szyby, ale ono potrzebuje czasu, aby ogrzać okno, czasem nawet kilka minut. Szron jest od wewnątrz, więc wycieraczka go nie usunie. Wysiadasz z auta, aby wyjrzeć, czy nic nie jedzie.

Pusto – ostrożnie wyjeżdżasz z miejsca parkingowego. Odwracasz się do przodu, a tam co? Znowu ściana nieprzezroczystego szronu. Ale przecież nie wolno rozgrzewać silnika na postoju, więc drapiesz najpierw rękawiczką, a potem skrobaczką po oszronionej szybie i ruszasz w drogę.

Widoczność jest katastrofalna. Kiedy auto się porusza, chłodzenie szyby jest znacznie silniejsze niż na postoju, więc szron pojawia się już nie tylko od wewnątrz, lecz także na zewnątrz szyby. W akcie desperacji włączasz spryskiwacz i wycieraczki, szron rozmazuje się na szybie, ale to niewiele pomaga.

Zamiast skupiać się na drodze, ciągle walczysz z osadzającą się na szybie parą, która natychmiast zamarza. Teraz nic nie widać także przez lewe okno. Oczywiście ogrzewanie jest od dawna włączone, ale przecież silnik nadal jeszcze się nie rozgrzał na tyle, by oddać ciepło do kabiny…

I teraz mamy pytanie. Czy takie postępowanie jest bezpieczne i rozsądne? Bo w myśl ekologii i zacytowanych przepisów – poniekąd tak. Ale będąc w zgodzie z jednymi przepisami, łamiemy przecież inne. Artykuł 66 kodeksu drogowego w ustępie pierwszym mówi bowiem, że: „Pojazd uczestniczący w ruchu ma być tak zbudowany, wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego: nie zagrażało bezpieczeństwu osób nim jadących lub innych uczestników ruchu, nie naruszało porządku ruchu na drodze i nie narażało kogokolwiek na szkodę (pkt. 1) i zapewniało dostateczne pole widzenia kierowcy oraz łatwe, wygodne i pewne posługiwanie się urządzeniami do kierowania, hamowania, sygnalizacji i oświetlenia drogi przy równoczesnym jej obserwowaniu (pkt. 5)”.

Jak bezpiecznie prowadzić pojazd, przez którego szyby prawie nic nie widać, bo nie wolno rozgrzać go na postoju przed jazdą? Bierzemy pod uwagę przeciętne auto, które nie ma ogrzewania postojowego. Jeżeli jest to nowoczesny turbodiesel lub silnik np. TSI (z bezpośrednim wtryskiem benzyny) to podczas jazdy rozgrzewa się on bardzo, bardzo powoli. Jak w takiej sytuacji bezpiecznie wyruszyć w drogę bez ogrzania silnika na postoju, żeby ciepło z układu ogrzewania mogło zapobiec osadzaniu się szronu na szybach?

Kiedy powietrze jest wilgotne, w mroźne dni podczas jazdy nierozgrzanym autem na szybie osadza się szron, z którym wycieraczki nie poradzą sobie, dopóki szyby nie rozgrzeje gorące powietrze z ogrzewaina.
Kiedy powietrze jest wilgotne, w mroźne dni podczas jazdy nierozgrzanym autem na szybie osadza się szron, z którym wycieraczki nie poradzą sobie, dopóki szyby nie rozgrzeje gorące powietrze z ogrzewaina.

Niestety, rozsądek podpowiada, że jedynym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest rozgrzanie silnika na postoju. Być może jest to nieekologiczne, ale czy emisję spalin powinniśmy przedkładać nad elementarne bezpieczeństwo jazdy? Poza tym z tą emisją to tak naprawdę nie jest aż tak prosto, jak się powszechnie mówi.

Bo owszem, stojące auto z pracującą jednostką napędową emituje więcej szkodliwych substancji do atmosfery, niż gdyby miało wyłączony silnik. Ale czy ktoś wziął pod uwagę, jaka jest proporcja między tą emisją a tym, co wylatuje z rury wydechowej samochodu uruchomionego w kilkunastostopniowym mrozie, który od razu rusza w drogę? Biorąc pod uwagę emisję spalin na np. minutę, w aucie stojącym z pracującym zimnym silnikiem jest ona nieporównywalnie niższa, niż w samochodzie, który po zimnym starcie w mrozy natychmiast ruszy. Przynajmniej przez pierwsze kilka minut, bo w jadącym aucie katalizator szybciej osiąga temperaturę, w której może zacząć działać.

Co więcej – jeżeli uda nam się rozgrzać silnik na postoju, to potem w drodze, kiedy motor pracuje pod obciążeniem z wielokrotnie większymi dawkami paliwa, będzie on już znacznie mniej uciążliwy dla środowiska. Ale to też nie wszystko. Niektóre auta mają tak wyśrubowany bilans termiczny silnika, że podczas jazdy w mrozy, kiedy lodowate powietrze chłodzi komorę silnikową, trudno jest doprowadzić jednostkę napędową do optymalnej temperatury pracy. Możemy więc przejechać po mieście całą trasę, cały czas skrobiąc i przecierając szyby od wewnątrz, bo skończymy jazdę szybciej, niż ciepło się pojawi.

I jeszcze słowo do tych, którzy tak nawołują do rozgrzewania silnika dopiero podczas jazdy. Panowie. Owszem, praca na zimno jest dla silnika szkodliwa i im szybciej się on rozgrzeje, tym lepiej. Zimny olej gorzej smaruje, a luzy między pracującymi elementami są nieoptymalne. Ale skoro wiemy, że zimny silnik ma nieoptymalne smarowanie i dopasowanie pracujących elementów, to jak myślicie, co mu bardziej zaszkodzi: praca bez obciążenia na postoju, czy wciskanie gazu i pokonywanie oporów ruchu samochodu (które w mrozy też są większe) w przypadku ruszenia od razu po odpaleniu jednostki napędowej?

Proponujemy, żeby twórcy ekologicznych postulatów, zabraniających kierowcom bezpiecznego rozgrzania kabiny auta przed rozpoczęciem jazdy, udostępnili jakąś usługę, która pozwoli na ekologiczne obejście problemu. A najlepszym rozwiązaniem na zimę byłby oczywiście ogrzewany garaż. Dla tych, którzy go nie mają, proponujemy, aby eko-lobbyści przyjeżdżali do klienta i nad jego zamarzniętym samochodem rozstawiali namiot.

Ciężarówka, wchodząca w skład ekipy interwencyjnej, miałaby w kontenerze reaktor na biomasę, który z wytwarzanego w nim gazu generowałby ekologiczne ciepło, rozgrzewające auto w namiocie. Po kilku godzinach auto byłoby do dyspozycji! W tym czasie właściciel samochodu mógłby dojechać do pracy w sposób nieczyniący środowisku krzywdy, np. na rowerze.

A teraz już na poważnie. Nie jesteśmy przeciwnikami ekologii. Przeciwnie. Ale niech to będzie ekologia rozsądna, której przestrzeganie nie wymusza zachowania niezgodnego z elementarnymi zasadami bezpieczeństwa oraz ze zdrowym rozsądkiem.