Ścieżki rowerowe to w cywilizowanych stolicach żaden wyczyn. Ale nie w Warszawie – wystarczy spojrzeć na mapę ścieżek rowerowych, aby przekonać się, że w ich wytyczaniu (podobnie jak w budowaniu coraz to nowych budynków) nie ma żadnego planu ani logiki. Owa mapa, którą można bez problemu wygooglować, prezentowana jest np. tutaj.
Już sama informacja, która wyświetla się na tej mapie, jest dość groteskowa: „Prezentowana w naszym serwisie internetowa mapa Warszawy ma charakter wyłącznie poglądowy i w żadnym razie nie może być traktowana jako dokument oficjalny. (…) Witamy w serwisie Urzędu miasta stołecznego Warszawy”. Zaraz… To kto ma być źródłem pełnoprawnej mapy rowerowej Warszawy jak nie ten właśnie urząd? Jaką wiarygodność ma mapa, opatrzona informacją, że podmiot ją publikujący za nią nie odpowiada?
Przyjdzie zima - rowerzyści, którzy lobbują za zabieraniem miejsca na drodze samochodom na rzecz pasów dla rowerów, wsiądą do samochodów i autobusów. I staną w korkach. A obok będą puste pasy rowerowe.
Wróćmy jednak do samej mapy. Jeżeli ktoś z Was miał kiedyś do czynienia z programem do obróbki grafiki i zdjęć, i wie, co to są warstwy, to owa mapka wygląda jak jedna taka warstwa. Jak coś, co jest częścią całości. Tylko że w tym przypadku tej całości nie ma – mapa dróg rowerowych w Warszawie wygląda jak dziecięca wycinanka albo zdekompletowane puzzle.
Tu kawałek, tam kawałek – zamiast całościowej, przemyślanej sieci tras rowerowych, spinającej miejsca o największej gęstości zaludnienia z miejscami, do których docierają ludzie do pracy czy na chwilę odpoczynku, mamy półprodukt. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy próbują wpłynąć na władze swoich dzielnic i miasta, aby sieć dróg rowerowych uzupełnić.
Tak było na warszawskim Żoliborzu, gdzie w ramach budżetu partycypacyjnego wygrał projekt trasy rowerowej wzdłuż ul. Krasińskiego. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że droga dla rowerów nie powstała np. na szerokim pasie zieleni, oddzielającym jezdnie, tylko została wyznaczona na pasie, którym dotąd jeździły samochody osobowe i autobusy.
Powstają rozwiązania, które się nie sprawdzają
Powstało rozwiązanie, które w praktyce po prostu się nie sprawdza. Kierowcy, którzy przyjeżdżają w to miejsce pierwszy raz, nie wiedzą, co mają robić. Rowerzyści pojawiają się na swoim pasie sporadycznie, za to na pozostałym pasie dla samochodów ruch wyraźnie zgęstniał. Powstało kilka miejsc, prowokujących niebezpieczne sytuacje tak dla samochodów, jak dla rowerzystów. Na powstałych autorskich wysepkach kierowcy „gubią” podwozia.
Wytyczne projektu, którego budżet szacowano na 150 tys. zł, możecie przeczytać tutaj, a my zapraszamy do obejrzenia galerii z tego miejsca. Zobaczycie w niej, że każdy fanatyzm nie jest zdrowy – zarówno ortodoksyjnie „rowerowe” podejście do ruchu, jak i czysto „samochodowe”, nie muszą prowadzić do optymalnych rozwiązań. Warto, żeby ktoś konsultował takie projekty z ludźmi, którzy znają się na inżynierii ruchu drogowego, zanim miejskie pieniądze zostaną zainwestowane w nowe rozwiązania drogowe.
Mieszkańcy głosują na projekty - ale czy wszyscy?
Byłoby także wskazane, aby ktoś się też przyjrzał obecnemu mechanizmowi głosowania na poszczególne projekty w ramach budżetu partycypacyjnego. Głosowanie przez internet nie jest roztropnym rozwiązaniem w dzielnicach o wysokiej średniej wieku mieszkańców i jawnie ich dyskryminuje. Z kolei, aby zagłosować, trzeba podać tyle danych osobowych, że każdy w miarę ogarnięty i zorientowany w bezpieczeństwie danych osobowych internauta trzy razy się zastanowi, zanim poda wszystkie wymagane informacje.
Zabrać miejsce jednym, żeby dać drugim - czy naprawdę nie można inaczej?
I jeszcze jedno zdanie do lobby rowerowego, które dumnie popiera projekty, zabierające pasy ruchu samochodom na rzecz rowerów: pamiętajcie, że kiedy nadejdzie chłodna jesień i zima, wsiądziecie do samochodów lub autobusów. I wtedy będziecie stać w korkach, a obok zobaczycie pusty pas dla rowerów.
Pas, którym mógłby bez korka przejechać Wasz samochód lub autobus, gdyby ścieżka rowerowa była poza jezdnią. W przypadku opisywanego w artykule rozwiązania drogowego, w razie korka pustym pasem dla rowerów nie przejedzie nawet pogotowie czy policja, bo światły projektodawca umieścił tam wysepki, a samochodom nakazał parkowanie jednym kołem na jezdni. A jak pogotowie będzie jechało do rowerzysty?
Zapraszamy do galerii oraz – jak zwykle – do komentowania. Jeżeli w Waszej okolicy jest jakieś rozwiązanie drogowe, które przynosi więcej udręki, niż pożytku, piszcie. Może dzięki Waszym komentarzom ktoś zastanowi się, zanim powieli ten sam pomysł gdzie indziej.
Galeria zdjęć
Spodziewający się normalnej organizacji ruchu kierowca skręca z Placu Wilsona w ulicę Krasińskiego w Warszawie...
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda normalnie, ale wprawne oko dostrzeże przy przystanku, na słupie, znaki, zapowiadające cyklistyczną rewolucję w organizacji ruchu...
Kiedyś były tu dwa pasy w jednym kierunku. Jazda była płynna, bez zaskoczeń i pułapek...Teraz prawy pas się kończy. A właściwie nie kończy. A właściwie kończy. Kiedy ktoś się zagapi i pojedzie jednak prosto...
Natknie się na coś takiego. Po prawej stronie jezdni - wysepka. Obok niej pół pasa, z wymalowanym na jezdni rowerem. W głębi widać chaotycznie zaparkowane samochody...
Akurat zaraz za widoczną na pasie przeszkodą jest bardzo słabo widoczne przejście dla pieszych (tam, gdzie na zdjęciu widać drugie auto przed ciężarówką, to ciemne). A to oznacza, że nietypowa organizacja ruchu na prawym pasie i dziwna "półwysepka" dekoncentrują kierowców, którzy powinni w tym miejscu mieć do dyspozycji sto procent uwagi skierowane na słabo widocznych pieszych...
Na lewym "półpasie" byłego prawego pasa dla samochodów mamy początek drogi dla rowerów. Jak, skąd i którędy rowerzyści mają się na nim znaleźć akurat w tym miejscu - nie wiadomo. Czy mają wcześniej jechać po jezdni dla samochodów, czy po chodniku, a może wyjechać z drogi poprzecznej?
Oto zbliżenie na drogowy nowotwór, zasłaniający połowę prawego pasa jezdni, którym kiedyś jeździły samochody. Biada temu, kto zawadzi o taki krawężnik kołem. A kiedy pada solidny śnieg, wystaje spod niego tylko słupek...
Tutaj widać, że "półwysepka" nie jest osamotniona i zaraz za nią są kolejne...
A tak to wygląda z drugiej strony. Projektodawca rozwiązania uzasadniał je między innymi tym, że na tym odcinku drogi ruch jest znikomy. Starałem się robić zdjęcia bez samochodów, dlatego poszedłem w to miejsce w południe, aby ruch był "znikomy". To niestety nie jest prawda, jak widać jednak samochody jadą jeden za drugim...
A to już mistrzostwo świata. Gdyby ktoś się zagapił, pomylił, i musiał cofnąć auto, to na jego opony czekają takie niespodzianki. Ale widocznie taka była wizja artysty...
A teraz kolejne rozwiązanie, które zdecydowanie nie sprzyja bezpieczeństwu. Kierowcy aut wyjeżdżający z prawej strony i tak mieli czym zająć uwagę - z lewej nadjeżdżały słabo widoczne auta, a zaraz po wyjeździe na jezdnię główną czekało przejście dla pieszych. Trzeba było patrzeć to w lewo, to w prawo, to na chodnik. A teraz doszły do tego jeszcze jeżdżące tędy rowery i to, co wymalowano na jezdni. Więcej już wymalować się chyba nie da...
A teraz zaczyna się zagwozdka z parkowaniem. Jak widać, auta parkują przeróżnie: jedne z czterema kołami na chodniku, inne z dwoma kołami na jezdni przy samym krawężniku, a pozostałe wystają do połowy pasa...
I trudno się dziwić, skoro na jezdni wymalowano aż tyle linii...
A czy z tych znaków - również tych, widocznych na dole zdjęcia, w dalszej perspektywie - można jednoznacznie wywnioskować, do czego owe linie na jezdni służą?
Nam udało się to ustalić. Otóż linia przerywana najbliżej krawężnika wyznacza miejsce dla parkowania dla samochodów. Kolejna, licząc od krawężnika - początek pasa dla rowerów. W zamyśle projektodawcy odległość między tymi dwiema liniami przerywanymi ma wystarczyć, aby kierowcy mogli wysiąść z auta, nie kolidując z jadącymi swoim pasem rowerzystami. I tu nasuwa się proste pytanie: czy pomysłodawcy kiedykolwiek sprawdzali, ile miejsca potrzeba, aby swobodnie otworzyć drzwi od auta? Raczej nie...
Jak widać, mimo upływu czasu, kierowcy nadal - i trudno im się dziwić - nie wiedzą do końca, jak interpretować znaki poziome na jezdni. Nawet miejscowi...
A tutaj zbliżamy się do kolejnej niespodzianki - przystanku dla autobusów. Aby się na nim zatrzymać, kierowca autobusu musi wywróżyć z widoku w prawym lusterku wstecznym, czy obok autobusu nia ma przypadkiem rowerzysty. To potencjalnie niebezpieczna sytuacja. Przystanek ponadto nie ma zatoki. A to oznacza, że kiedy pojawi się tam autobus, rowerzyści będą próbowali go wyprzedzić lub ominąć. Którędy? Zapewne pasem dla samochodów. To nie jest konfiguracja drogi, sprzyjająca bezpieczeństwu. Ktoś powie, że wcześniej było tak samo... Owszem, było podobnie, ale wtedy nie było pasa dla rowerów i kierowcy spodziewali się roweru na swoim pasie. Teraz domyślnie rowery jadą pasem dla rowerów...
Przy okazji nie pomyślano o tym, żeby odpowiednio wcześniej zakończyć miejsca do parkowania w stosunku do przystanku. Obecnie kierowca autobusu musi na milimetry omijać legalnie zaparkowane przed przystankiem auto, aby zatrzymać się przy krawężniku. Przy okazji - po lewej widać pas zieleni, idealny do wyznaczenia niezależnej, bezpiecznej ścieżki rowerowej. Tam jej jednak nie poprowadzono...
Tuż za przystankiem widać boczną uliczkę o brukowanej nawierzchni. Jadący nią kierowcy znowu muszą się mierzyć z mnogością linii na drodze. Zastanówmy się jednak nad czymś innym... Wcześniej, kiedy jezdnia miała dwa pasy dla samochodów, to gdy ktoś skręcał w prawo i musiał zwolnić lub się zatrzymać, można go było ominąć lub wyprzedzić lewym pasem. A teraz - nic z tego. Jeżeli rowerzyści jadą swoim pasem, to kierowcy aut muszą czekać na skręt w brukowaną uliczkę na lewym pasie, więc razem ze skręcającym zwalnia lub zatrzymuje się cały peleton aut z tyłu...
Kiedy kierowca wyjedzie już z bocznej uliczki na drogę główną, to gdyby - odurzony kompozycjami na jezdni - nie dość rychliwie załął lewy pas ruchu, podwozie jego auta czeka kara, widoczna na zdjęciu. Tu jednak brak wyobraźni pomysłodawców sięgnął jeszcze dalej. Bo co by było, gdyby pieszy wtargnął na jezdnię z lewej strony? Przy dwóch pasach ruchu dla samochodów kierowca auta mógłby próbować manewru obronnego, omijając pieszego prawym pasem. A teraz nie będzie takiej możliwości. Ktoś może stracić życie lub zdrowie...
Ale to nie wszystko. Widzicie tę kolejną "półwysepkę"? To zobaczcie, gdzie ona jest...
A usytuowano ją na przeciwko jezdni, przecinającej pas zieleni. Gdyby podczas skręcania w nią ktoś musiał awaryjnie zwolnić lub się zatrzymać, to po pierwsze utworzy się korek, a po drugie jadący z tyłu kierowca także nie będzie miał możliwości manewru obronnego w postaci ominięcia prawą stroną, bo akurat ktoś postawił tam "półwysepkę". A jeżeli ktoś jednak podejmie próbę ominięcia prawą stroną jezdni, bo nie zauważy wysepki, to może uderzyć w jadącego tamtędy rowerzystę, albo zniszczyć podwozie samochodu. Czy to naprawdę takie trudne do przewidzenia?
Trudno byłoby oszacować, jaki procent żoliborzan poparł projekt przebudowy ul. Krasińskiego w drogowo-rowerowy nowotwór. Wnioski, jakie wysnuliśmy w tym artykule, naprawdę nie są trudne i widoczne na pierwszy rzut oka. Czy projektanci i animatorzy projektu nie mogli skonsultować swoich pomysłów z kimś, kto się na tym zna? I dlaczego zbudowali długi odcinek jezdni tak, że w razie korka prawym pasem nie przejedzie pogotowie? Przecież ono może jechać do rowerzysty...