Samochód ubezpieczony 9 sierpnia na 20 tys. zł został rozbity dwa miesiące później. No... „rozbity” to może za duże słowo. Powiedzmy: „poważnie porysowany”. Takie szkody usuwa się w cywilizowany sposób, używając dobrych części i nie oszczędzając przesadnie na usługach serwisowych za 8-10 tys. zł, choć takie szkody da się naprawić taniej.
Wyceny samochodów a szkoda całkowita
Właścicielka zmartwiła się więc, ale nie aż tak bardzo – w końcu samochód był ubezpieczony w PZU. Poważnie zaniepokoiła się dopiero wtedy, gdy po 3 tygodniach od zgłoszenia szkody dostała odszkodowanie wynoszące zaledwie 2270 zł. Jak likwidator wyliczył tę sumę? To proste: samochód bezpośrednio przed szkodą wycenił samochód na 16 900 zł, a naprawę na 13 900 zł i stwierdził, że jest ona nieopłacana.
Wszystko wydaje się jasne i zgodne z umową, a jednak wątpliwość budzi zmieniająca się wycena auta. Jak to się stało, że w dwa miesiące 6-letni samochód stracił ponad 15 proc. wartości? Tym bardziej nas to dziwi, że właścicielka nie czekając na wycenę i wypłatę, szybko naprawiła auto, licząc na odszkodowanie, które pokryje koszty, i... ponownie je ubezpieczyła 6 grudnia (jeszcze przed otrzymaniem wyliczenia z PZU) – czyli dwa miesiące po kolizji.
Tym razem agent wyliczył, że auto warte jest... 19 100 zł, choć było już powypadkowe. I tu zaczyna się najciekawsza część tej historii: gdyby bowiem auto w dniu szkody wyceniono na 19 700 zł, koszt naprawy nie przekroczyłby 70 proc. wartości auta, ubezpieczyciel nie mógłby orzec „szkody całkowitej” i musiałby wypłacić... 13 900 zł.
Wyceny samochodów - inne u agenta i inne u rzeczoznawcy
Czy Xsarę Picasso 2.0 HDI z 2004 roku, regularnie serwisowaną, z przebiegiem 77 160 km i bez uszkodzeń, za to tuż po przeglądzie, dałoby się w październiku 2010 roku wycenić na 19 700 zł? Tak – stosując ten sam katalog co rzeczoznawca, wypełniając krok po kroku zawarte w nim instrukcje. Powiedzmy sobie jednak szczerze: wycena samochodu, szczególnie robiona wstecz, nigdy w pełni nie oddaje wartości rynkowej, gdyż jest to częściowo działanie subiektywne – da się ją naciągnąć w dowolną stronę.
Szansa, że dwie działające niezależnie od siebie osoby wycenią samochód identycznie, jest minimalna. A gdy mają rozbieżne interesy – wręcz nie istnieje. Agent, który wycenia samochód, jest zainteresowany, aby był on wart jak najwięcej – wówczas składka będzie wyższa (gwoli sprawiedliwości: są i tacy, którzy uczciwie informują klientów, że nie warto windować kwoty ubezpieczenia). Ważne: jeśli ubezpieczysz auto warte 18 tys. zł na więcej, to gdy ci je ukradną, i tak nie dostaniesz 20 tys. – najwyżej 18 tys., ale raczej mniej.
W twoim interesie, drogi Czytelniku, jest, aby auto zostało przy zawieraniu umowy z agentem wycenione rzetelnie. Musisz znać: wersję wyposażeniową, przebieg, liczbę poprzednich właścicieli, wiedzieć, czy jest ono powypadkowe. Przynajmniej dwie pierwsze kwestie muszą być wpisane do wniosku. Jeśli tylko na tej podstawie agent wycenia samochód, a wiesz, że jesteś np. czwartym właścicielem i auto było w przeszłości rozbijane, śmiało każ pomniejszyć wartość pojazdu o 10-15 proc. Zapłacisz mniejszą składkę, a nie wpłynie to na wysokość odszkodowania.
Właścicielka Xsary nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że dobry samochód z minimalnym przebiegiem wyceniono tak nisko. Nie miała też, jak większość ubezpieczonych, dostępu do narzędzi, którymi dysponuje rzeczoznawca, a które pozwalają sprawdzić, czy nas nie naciągnięto. W takiej sytuacji można zgłosić się do dowolnego rzeczoznawcy i zamówić odpłatnie wycenę (nawet wirtualną, na podstawie dokumentów auta oraz jego opisu) – to da nam podpowiedź, czy jest o co walczyć. Można też skorzystać z uprzejmości agenta ubezpieczeniowego, który stosowny katalog na pewno ma, i zrobić wycenę samemu na podstawie zamieszczonej instrukcji.
Gdyby właścicielka Xsary miała taki katalog i przeanalizowała dokumenty, zauważyłby najpierw, że we wniosku ubezpieczeniowym, który sama podpisała, widnieje najdroższa wersja Xsary: Prestige. Rzeczoznawca, wyceniając szkodę, przyjął, że to najtańsza wersja SX (darujmy sobie sprawdzanie, kto się pomylił – agent czy rzeczoznawca). Choćbyśmy nie wiadomo jak kombinowali, nie uda nam się „zejść” do 16 900 zł. A rzeczoznawcy i likwidatorowi szkody się udało!
Od wyceny rzeczoznawcy czy decyzji likwidatora szkody warto się odwołać – na początku do samego ubezpieczyciela. Coraz częściej bowiem wstępne wyceny szkód przygotowywane przez ubezpieczycieli są, delikatnie mówiąc, naciągane, ale też firmy je zmieniają – oczywiście, tylko na wniosek klienta. Wystarczy, że dwóch na dziesięciu nie odwoła się, bo nie wie jak, albo zrobi to niefachowo, i oszczędności w skali globalnej idą w miliony!
Wyceny samochodów krok po kroku
- Wybieramy właściwy, tj. aktualny katalog. Wydawane są one co miesiąc. W lutym 2011 roku powinniśmy wybrać informator z lutego lub ze stycznia. Poszczególne wydania zwierają informację, do kiedy obowiązują. Katalog styczniowy może być ważny np. do 10 lutego.
- Sprawdzamy markę, model, rok produkcji i wersję. Trzy pierwsze kwestie są jasne – wynikają z dowodu rejestracyjnego. Jeśli chodzi o wersję, musimy wiedzieć, co mamy. Agent ubezpieczeniowy ma obowiązek o to spytać, ale jeśli tego nie zrobi, to my będziemy „w plecy”, dlatego, że we wniosku o ubezpieczenie auta znajduje się informacja o wersji. Jeśli mamy najtańszą odmianę, a ubezpieczenie wykupimy na droższą, to zapłacimy wyższą składkę i... to koniec „korzyści”. Przy wypłacie odszkodowania ubezpieczyciel sprawdzi – tym razem dokładnie – czym jeździliśmy. Uwaga: może zdarzyć się sytuacja odwrotna: choć mamy drogą wersję, rzeczoznawca czy likwidator szkody wpisze w rozliczeniu najtańszą, dzięki czemu obniży odszkodowanie. Jeśli nie zauważymy tego drobiazgu, mamy „w plecy”. Jeśli zauważymy, likwidator poprawi błąd i powie: przepraszam, pomyliłem się. W każdym razie z katalogu odczytujemy średnią wartość naszego samochodu: w tym wypadku niech będzie to Xsara Picasso 2.0 HDI Prestige.
- Średnią wartość katalogową korygujemy o wiek samochodu wynikający z daty pierwszej rejestracji. Np. w katalogu Eurotax średnie wartości aut dotyczą pojazdów zarejestrowanych po raz pierwszy w maju. Jeśli auto jest młodsze (np. z czerwca), należy podwyższyć jego wartość, jeśli starsze – np. ze stycznia – należy ją zmniejszyć. Najpierw sprawdzamy, ile auto miesięcznie traci na wartości, odejmując od wartości samochodu z naszego rocznika (np. 2004) wartość identycznego pojazdu z 2003 roku. Wynik dzielimy przez 12 i już wiemy, ile „wart jest” każdy miesiąc. Tę wartość mnożymy przez liczbę miesięcy i dodajemy do średniej wartości auta (lub odejmujemy) – w zależności od tego, czy auto było rejestrowane po raz pierwszy przed majem czy po maju.
- Sprawdzamy, jaki jest standardowy przebieg naszego auta. Do tego są w katalogu specjalne tabele. Standardowy przebieg naszej Xsary Picasso 2.0 HDI ze stycznia 2004 roku to 137 400 km. W rzeczywistości auto ma o 60 tys. km mniej na liczniku, a więc jego wartość jest wyższa od przeciętnej. Sprawdzamy w tabeli, o ile należy podwyższyć wartość naszego samochodu i dowiadujemy się, że o 6,6 proc. Jeśli chcemy być dokładni, powinniśmy zawsze pokusić się o stwierdzenie, czy teraz jest np. grudzień czy czerwiec, bo dane katalogu podają wartości średnioroczne, „majowe”.
- Mamy już prawie ostateczny wynik, lecz zastanówmy się, czy nasz samochód nie ma dodatkowego, ponadstandardowego wyposażenia. Zakładałeś np. czujniki parkowania? Dobrze. Nowe kosztują 1000 zł, ale że auto jest stare, przyjmijmy, że zamortyzowały się w 75 proc. Do ceny samochodu dodajemy 250 zł. To samo dotyczy instalacji gazowych i fabrycznych, niestandardowych akcesoriów.
- Czy samochód miał wielu właścicieli albo przeszedł naprawy powypadkowe? Jeśli tak, zmniejszamy jego wartość, działając w tym wypadku uznaniowo – np. o 10 lub 15 proc. Jeśli nie, otrzymujemy wynik: 19 971 zł. Jeśli z wyliczenia wynika, że nie ma „szkody całkowitej”, warto nawet pójść do sądu.