Niektóre rozwiązania wydają się tak proste, że trudno uwierzyć, iż można by było w nich cokolwiek zrobić nie tak, jak trzeba. Bo czy w progu zwalniającym – poprzecznym garbie na jezdni – może tkwić jakaś filozofia? A jednak! Tej filozofii jest niewiele, ale, jak się okazuje, na tyle dużo, żeby zrobić coś źle albo bez sensu.

Tym razem jednak, żeby nie wyjść na pesymistów, zaczniemy od opisania tego, jak powinno być, żeby było dobrze, mądrze i bezpiecznie. Dobry próg zwalniający powinien mieć przede wszystkim łagodne najazdy. Takie, które zapewniają kierowcy komfort i spokój, jeżeli przejedzie powoli. Dopiero podczas szybszej jazdy podjazd zaczyna być odczuwalny na tyle, żeby skłonić kierowcę do zmniejszenia prędkości.

Równie istotna jest długość progu spowalniającego. Jeżeli zaprojektował go świadomy inżynier, to długość wzniesionej części progu powinna być nie krótsza, niż rozstaw osi najdłuższego z pojazdów, które najczęściej przez ten próg przejeżdżają. Czyli trzeba to zrobić tak, żeby większość samochodów najpierw wjechała przednią osią na wzniesioną część progu, potem tylną, i dopiero potem następuje zjazd osi przedniej z wzniesionej części.

Skomplikowane? No to ujmiemy to inaczej. Jedziesz samochodem, dojeżdżasz do progu zwalniającego. Jeżeli jest to solidny i przemyślany próg, to na raz podjeżdża przód Twojego auta. Na dwa – tył. Na trzy zjeżdża przód, na cztery – tył. Wszystko dzieje się łagodnie. I nie ma ryzyka zahaczenia podwoziem o próg właśnie dzięki temu, że próg nigdy nie znajdzie się w całości między przednią a tylną osią samochodu. Bo jest odpowiednio długi.

Taki długi próg spowalniający z łagodnymi podjazdami ma także inną, w zasadzie najistotniejszą, właściwość. Otóż im wolniej przez niego przejeżdżamy, tym łagodniej odczuwamy przejazd. W miarę wzrostu prędkości jazdy, długie podjazdy coraz mocniej wyrzucają auto do góry. Czyli jest dokładnie tak, jak powinno być: dobrze zaprojektowany próg spowalniający zachęca kierowców do tego, aby powoli go pokonywać.

Atrapy progów zwalniających dają efekt odwrotny do zamierzonego

Niestety, takie progi nie są normą. A niekiedy bywają nawet rzadkością. Często można spotkać próg taki, jaki obejrzeliście na zdjęciu otwierającym ten artykuł. W przekroju ma może 40 centymetrów i stosunkowo dużą wysokość. Jaki jest efekt zastosowania takiego rozwiązania?

Auta jadące powoli, są wyrzucane do góry jak z katapulty. Wrażenie podczas powolnego pokonywania takiego progu jest podobne jak przy podjeżdżaniu pod wysoki krawężnik. Za to samochody, które będą jechały szybciej, przejadą przez taki próg bez problemu. Zaraz, ale czy to przypadkiem nie jest dokładnie odwrotnie, niż powinno być, biorąc pod uwagę funkcję, jaką pełnić powinien próg spowalniający? Owszem, to jest odwrotnie. Czyli – bez sensu.

Prawidłowo zaprojektowany próg spowalniający nie wstrząsa samochodem podczas powolnego przejeżdżania. Ten na zdjęciu powinien być jednak dłuższy. Foto: Auto Świat
Prawidłowo zaprojektowany próg spowalniający nie wstrząsa samochodem podczas powolnego przejeżdżania. Ten na zdjęciu powinien być jednak dłuższy.

A teraz kilka słów o tym, dlaczego tak się dzieje. Kiedy powoli wjeżdżamy na krótki, wysoki próg, to najpierw do góry podnosi się koło. Sprężyna zawieszenia ugina się. I dopiero siła rozprężania tej sprężyny podnosi do góry nadwozie auta. Na to sprężyna potrzebuje czasu. Im ma go więcej, tym auto wyżej „wyskoczy” do góry. Skoro jedziemy bardzo powoli – czyli ostrożnie – to sprężyna ma wystarczająco dużo czasu, by poderwać całe auto.

Czy próg zwalniający może zachęcać do szybszej jazdy?

Kiedy natomiast ktoś bezmyślnie pędzi tam, gdzie zastosowano nieodpowiednio zaprojektowane progi spowalniające, to owszem, podczas ich pokonywania usłyszymy głośne uderzenie opony o przeszkodę, ale ten impuls będzie tak krótki, że sprężyna zawieszenia ugnie się i rozpręży, mimo że nadwozie pozostanie właściwie na niezmienionym poziomie.

Można więc powiedzieć, że taki krótki i wysoki próg zachęca do tego, żeby przejeżdżać przez niego szybciej, bo wtedy mniej wstrząsa samochodem i pasażerami. Czyli takie rozwiązanie raczej ogranicza, niż podwyższa poziom bezpieczeństwa tam, gdzie powinno się jechać bardzo powoli.

To jednak nie koniec wypaczania idei prostych rozwiązań, z jakimi można się spotkać na drogach. Często bowiem do ignorancji dochodzi jeszcze coś na kształt inwencji projektujących drogi. I w ten sposób powstają np. progi spowalniające, które nie tylko są nieoptymalnie ukształtowane, lecz także podzielone na części.

Czyli wygląda to tak, że nie mamy do czynienia z jednym progiem na całą szerokość jezdni, tylko z dwoma, albo nawet trzema, mniejszymi. W skrajnych przypadkach jest to zrobione tak bezmyślnie, że można przejechać kołami po płaskim asfalcie między takimi dzielonymi progami. I żeby to zrobić, zwykle trzeba częściowo wjechać autem na część jezdni przeznaczoną dla ruchu w przeciwnym kierunku.

Nie wiemy, dlaczego się takie wynalazki projektuje. Ale jeżeli ktoś jest inżynierem i zaprojektował kiedyś takie właśnie bezsensowne progi spowalniające, które nie spełniają swoich podstawowych funkcji, to zapraszamy do podzielenia się w komentarzach przesłankami, które skłoniły do zrobienia czegoś takiego. Oczywiście poza argumentem, że ma być tanio.

Chętnie poznamy choć jedną racjonalną przesłankę mówiącą o tym, że plastikowe, miniaturowe atrapy progów spowalniających, mocowane do jezdni kołkami, bardziej sprzyjają bezpieczeństwu, niż profesjonalnie wykonane długie progi z łagodnym zjazdem i podjazdem. Zapraszamy do komentowania!