- Lamborghini Temerario to piekielnie szybka hybryda, która zachowuje się jak... "wolnossak". Tylko lepiej, bo ma dużo więcej mocy (920 KM!)
- Temerario to też jedyna hybryda na rynku, której silnik spalinowy kręci się aż do 10000 obr./min. Osiągi? Setka w 2,7 s i 343 km na godz. prędkości maksymalnej
- Krzykliwe, agresywne z wyglądu Lamborghini Temerario onieśmiela tylko "na papierze". Strach przechodzi już po kilku minutach torowej jazdy
- Pula aut z pierwszego roku produkcji Lamborghini Temerario została już wyprzedana, co świadczy o dużym zainteresowaniu
- Wyjazd na prezentację był w pełni opłacony przez producenta, ale nie miał on wglądu w publikowany tekst
- Lamborghini Temerario wzięło na celownik Huracana. Ma trudne zadanie
- Ile?! Hybrydowe Lamborghini Temerario wchodzi na terytorium hiperaut
- Silnik Lamborghini Temerario kręci się nawet powyżej 10000 obr./min
- Dzięki elektrycznej przedniej osi Lamborghini Temerario "pożera" zakręty
- Lamborghini Temerario pozwoli ci pojechać szybciej, niż potrafisz
Jeden silnik spalinowy, dwie turbosprężarki i aż trzy motory elektryczne. Na pokładzie Lamborghini Temerario wylądowało po prostu... wszystko. Dzięki wsparciu prądu kręcący się do niebotycznych 10000 obr./min podwójnie doładowany silnik 4.0 V8 rozwija aż 920 KM. Sam generuje 800 KM i 730 Nm, ale to za mało w dzisiejszym świecie supersamochodów – tak w każdym razie uznało Lamborghini, zapewne patrząc na dane techniczne Ferrari 296 GTB. Absurdalnie mocna włoska hybryda na taksówkę się jednak nie nadaje – klienci wysiadaliby z niej w jeszcze gorszym stanie niż po kursie z Danielem z kultowej serii filmów "Taxi". Byłoby też ciężko z montażem instalacji LPG... Zapnijcie pasy, zapraszam na tor Estoril!
Lamborghini Temerario wzięło na celownik Huracana. Ma trudne zadanie
Traf wylosował mi kulkę z karteczką z napisem "Verde Mea" – to ten matowy, rodzynek w kolorze oliwki. Gdy do niego podchodzę, widzę tak naprężone muskuły, że zastanawiam się, czy za chwilę nie wsiądę za wolant hiperauta. To zresztą adekwatne skojarzenie, bo niektóre wymiary stawiają Temerario bliżej Aventadora niż Huracana – ma 4706 mm długości i 1996 mm szerokości (2246 mm z lusterkami), a do tego o 4 cm dłuższy rozstaw osi niż poprzednik.
Sportowa ciasnota? Nie ten adres! Projektanci z Centro Stile w Sant’Agata Bolognese wydrążyli w charakterystycznej dla Lamborghini bryle klina jeszcze więcej miejsca na kabinę. Nie mam żadnego problemu z usadowieniem się za kierownicą – otwór drzwiowy jest o 46 mm szerszy, a próg wejściowy o 24 mm węższy. No i mimo 179 cm wzrostu nie szoruję wyścigowym kaskiem po podsufitce. Wiem, że to nie brzmi jakoś ekscytująco w kontekście 920-konnej bestii, ale wspominam o tym, bo to pierwszy punkt pokazujący wyższość Temerario nad Huracanem. Spoiler: jest ich sporo.
Musi ich być dużo, bo Temerario ma piekielnie trudne zadanie – ma powtórzyć, jeśli nie przebić sukces uwielbianego przez klientów poprzednika. Uwierzycie, że w ciągu 10 lat Włosi sprzedali aż 29000 Huracanów, dwukrotnie bijąc rekord dwudrzwiowych modeli ustanowiony przez Gallardo?! Najmłodszy w rodzie, dopiero szykujący się do szarży byk dysponuje całym wachlarzem mocnych argumentów. Pierwszy – obszerniejsza kabina – może sprawić, że jeszcze większy odsetek właścicieli "bazowego Lambo" będzie jeździć nim na co dzień (według marki robi to jedna czwarta kierowców Huracana). A to tylko początek.
Ile?! Hybrydowe Lamborghini Temerario wchodzi na terytorium hiperaut
Skojarzenia z hiperautami jeszcze bardziej od zwiększonego rozmiaru budzi astronomiczny przyrost mocy. W finalnej wersji Lamborghini Huracan (Tecnica) za plecami kierowcy brykało raptem 640 KM. To przedszkole, tylko nieco ponad dwie trzecie tego, co oferuje kierowcy Temerario. Jeśli nie oddaje to dobrze tego przeskoku, to zajrzyjcie do tabelki z danymi technicznymi McLarena P1 (903 KM) albo Porsche 918 Spyder (887 KM). Niewiarygodne, ale to właśnie leży u podstaw wyznawanej przez Lamborghini filozofii ciągłego kwestionowania status quo.
— Tylko czym tu się ekscytować, skoro narwany byk zamienił się w hybrydę plug-in i został wykastrowany z dwóch cylindrów? — powiedzą puryści. Jasne, rozumiem to. Zgodzę się, że nic nie zastąpi wolnossącej "dziesiątki" i ryczącego wydechu w Huracanie, ale... no właśnie, wydechu. Jestem ciekaw, jak brzmiałby układ hybrydowego Temerario, ale dostrojony do norm emisji hałasu obowiązujących ponad 10 lat temu. Powiem dyplomatycznie: dziś zostaje spore pole do popisu dla tunerów, bo odgłosy dobiegające zza pleców są techniczne i sprawiają wrażenie przytępionych – nie wywołały ciarek na mojej skórze.
Tyle że Lamborghini Temerario nie musi nakręcać cię dźwiękiem. Pomimo obecności doładowania charakterystyka silnika jest zaskakująco liniowa, zupełnie jakby z tyłu siedział stary, dobry "wolnossak". Na przyrost mocy nie trzeba czekać, bo jednostce w żadnym momencie nie brakuje tchu – nawet kiedy wskazówka wkracza już na czerwone, zakończone pięcioma cyframi (!) pole obrotomierza. Trzeba być czujnym, bo przez to łatwo przegapić moment na zmianę biegu, a we właściwym do jazdy torowej trybie Corsa odpowiada za to wyłącznie kierowca (łopatki za kierownicą).
Silnik Lamborghini Temerario kręci się nawet powyżej 10000 obr./min
Wspominałem już, że z załączoną procedurą startową (Thrust Mode, czyli w luźnym tłumaczeniu "tryb ciągu") silnik kręci się jeszcze wyżej? Do 10250 obr./min! Rouven Mohr, dyrektor ds. technicznych w Automobili Lamborghini, mówi, że jednostkę o takiej charakterystyce udało się stworzyć m.in. dzięki zaczerpniętemu ze świata sportów motorowych płaskiemu wałowi korbowemu, tytanowym korbowodom i pokrytym powłoką diamentopodobną (DLC) popychaczom, które są w stanie wytrzymać prędkość nawet 11000 obr./min. Słowem: inżynieryjny majstersztyk i to nawet w tym segmencie rynku.
Nieodżałowany brak dwóch cylindrów Włosi postanowili wynagrodzić układem hybrydowym i dwoma gigantycznymi turbosprężarkami – są tak wielkie, że wystają ponad silnik! Maksymalne ciśnienie doładowania jednej z nich to 2,5 bara, ale to nie dzięki nim Lamborghini Temerario startuje jak wystrzelone z procy. Na początku auto wspomaga się niwelującym turbodziurę, chłodzonym olejem motorem elektrycznym, który został umieszczony pomiędzy silnikiem V8 i 8-biegową skrzynią biegów.
Efekt? Temerario katapultuje podróżnych do "setki" w zaledwie 2,7 s, a to dopiero początek – prędkość maksymalna to nieskromne 343 km na godz. 150-konny silnik elektryczny czerpie energię z ukrytego w tunelu środkowym akumulatora o pojemności 3,8 kWh. W dowolnym momencie dostarcza na tylne koła bonus w postaci 300 Nm. Z dziennikarskiego obowiązku tylko wspomnę, że ładowanie ze słupka AC może odbywać się z mocą 7 kW, dzięki czemu zajmuje 30 minut. Ważniejsze jest jednak to, że da się go doładować silnikiem spalinowym podczas jazdy – np. w trakcie spokojniejszego okrążenia na torze.
Dzięki elektrycznej przedniej osi Lamborghini Temerario "pożera" zakręty
Motor elektryczny z tyłu dba o to, żeby kierowca Lamborghini Temerario nigdy nie narzekał na brak pary. Co robią dwa pozostałe? Zamieniają krnąbrnego byka w posłuszne, jadące jak po sznurku zwierzę pociągowe. Chłodzone olejem silniki umieszczone przy przednich kołach pozwalają na precyzyjne dozowanie momentu obrotowego (razem generują aż 2150 Nm), sprawiając, że samochód dosłownie wgryza się w łuki toru (pomagają w tym też opony Bridgestone Potenza Sport produkowane w Poznaniu). Kontrolę nad nimi sprawuje system Lamborghini Dinamica Veicolo (LDV) 2.0, który stara się ustabilizować auto bez wspomagania się hamulcami.
Zaawansowany system LDV 2.0 to jedno z ważniejszych osiągnięć zespołu Mohra – ma istotny wpływ na zachowanie auta i odbiór go przez kierowcę. Dość powiedzieć, że większe, ważące o prawie ćwierć tony więcej od swojego poprzednika auto (masa własna: 1690 kg) na torze sprawia wrażenie... mniejszego i bardziej poręcznego. To zasługa nie tylko wektorowania momentu obrotowego, ale też sprytnego rozmieszczenia komponentów układu napędowego poprawiającego rozkład mas.
I żeby było jasne – pomimo napędzanej przedniej osi, nadal najwięcej pary idzie na tył. Lamborghini Temerario ma predyspozycje do naturalnej nadsterowności, dlatego nawet z włączonymi asystentami lepiej z umiarem dawkować gaz na wyjściu z zakrętu. Tył potrafi delikatnie zaskoczyć, ale nie robi tego świetny układ hamulcowy typu brake-by-wire ze stałą i przewidywalną siłą hamowania – pod tym względem nie ma się wrażenia jazdy hybrydą. Wyczucie reakcji pedału jest niezwykle łatwe, co dodaje kierowcy pewności siebie nawet na krętych i szybkich odcinkach toru.
Lamborghini Temerario pozwoli ci pojechać szybciej, niż potrafisz
I tu dochodzimy do największego zaskoczenia, które przeżyłem podczas jazd testowych zorganizowanych na torze Estoril w Portugalii. Krzykliwe, agresywne z wyglądu Lamborghini Temerario onieśmiela tylko "na papierze" – perspektywa zajęcia miejsca za kierownicą 920-konnego potwora w pierwszej chwili przeraża. Strach szybko mija, bo już po kilku pierwszych zakrętach czujesz, że nowe "Baby Lambo" jest twoim sprzymierzeńcem. Huracan w niektórych sytuacjach przypuszczał atak na kierowcę, a Temerario grzecznie prowadzi go za rączkę.
Momentami aż za bardzo, czego przykładem jest wykorzystujący elektronikę, trzystopniowy tryb driftu pozwalający postawić auto bokiem nawet mniej doświadczonym kierowcom. Gdybym miał zmienić jedną rzecz w tym aucie, zażyczyłbym sobie... trochę więcej oporu. Tu z niczym nie trzeba walczyć – ani ze zmianą biegów, ani hamowaniem, ani kręceniem kierownicą. Nawet w torowym trybie Corsa miałem wrażenie, że wolant obraca się bardzo lekko, a układ filtruje informacje zwrotne i zachowuje część z nich dla komputera, zamiast przekazać je kierowcy. Nieco ostrzejsza w odbiorze jest okraszona włóknem węglowym, lżejsza o 25 kg wersja Alleggerita – nie wahałbym się ani chwili pomimo niemal 150 tys. zł dopłaty (35 tys. euro bez podatków).
Dla niektórych klientów większym problemem będzie zapewne przeskok cenowy – w Europie próg wejścia wzrósł do 258,4 tys. euro (prawie 1,1 mln zł), a to kwota, do której trzeba doliczyć jeszcze lokalne podatki, takie jak VAT. Trudno się jednak dziwić, to bowiem cena niesamowitego postępu technologicznego dokonanego przez Lamborghini. Patrząc na nieprawdopodobnie wydajny układ hybrydowy, można przymknąć oko na wyższą cenę na metce – osiągi ze świata hipersamochodów są warte więcej niż dopłata do Huracana. Zresztą Lamborghini na brak zainteresowania nie narzeka, bo pierwszy rok produkcji jest już wyprzedany.